czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Iwona Krupa: z cyklu „Felieton popołudniowy” — Sekta szalonego sułtana


Sekta szalonego sułtana

Miesiąc temu Norman Davis stwierdził na łamach tygodnika „Newsweek Polska”, że PiS nie jest normalną, demokratyczną opozycją, a raczej sektą polityczną mającą swojego guru, wyznawców i świętych. Jeżeli ktoś uznał to wówczas za zbyt śmiałą diagnozę, to po 30 sierpnia br. powinien zacząć się nad nią poważnie zastanawiać.

W atmosferze wymuszonej, po katastrofie smoleńskiej, poprawności politycznej, w obliczu wydarzeń, które bulwersowały, a nawet dzieliły społeczeństwo, destabilizowały państwo, coraz więcej środowisk zdobywało się na odwagę, by zadawać pytania kim jest naprawdę Jarosław Kaczyński, czym jest jego formacja, do czego dążą, i jaki przyświeca im cel?

Czy prezes PiS jest tragicznie okaleczonym przez splot wydarzeń politykiem, Don Kichotem i zbawcą narodu, otumanionego przez bezwzględnych rządzących, czy cynicznym graczem wykorzystującym narodową i osobistą tragedię do zawłaszczania historii i symboli, które mają pomóc w osiągnięciu jednego politycznego celu, jakim jest zdobycie władzy? Dziś prezes Kaczyński sam swoimi posunięciami zmusza do otwartej i coraz mniej obwarowanej atmosferą „tabu” debaty na ten temat.

Przeciwnicy Prawa i Sprawiedliwości na różnych forach i portalach społecznościowych, definiowali tę partię, jako sektę, jeszcze na długo przed Normanem Davisem.

Bo jak inaczej określić organizację, której członkowie, w dużej części inteligentni ludzie, godzą się przez lata na publiczne opowiadanie bajek, zaklinanie rzeczywistości, przekłamywanie faktów zahaczające o obrazę ludzkiego rozumu. Jak wytłumaczyć rozpacz odtrąconych przez prezesa nie tak dawnych beniaminków, jak: Marek Migalski, Paweł Poncyliusz, Joanna Kluzik Rostkowska czy szczególnie upokorzona Elżbieta Jakubiak.

Oni nie zachowują się, jak świadomi swojej wartości ludzie, którzy z godnością znoszą niewdzięczność wodza. Oni nawet nie zachowują się, jak zranione kochanki pragnące zemsty. To ludzie odcięci od tlenu i słońca, którzy za powrót do łask swojego idola, jeszcze gorliwiej są gotowi brnąć w kłamstwa i intrygi.

Wystarczy wejść w internecie na strony poświęcone działaniu sekt, by już na poważnie zacząć stawiać pytanie czy za nasze, publiczne pieniądze stworzono, działającą w ramach demokracji formację polityczną, czy hybrydę zmanipulowanych działaczy partyjnych.

Centrum Przeciwdziałania Psychomanipulacji opisuje mechanizm werbowania i uzależniania ludzi od twórców sekt. To tylko kilka cytatów:


„Człowiek, który wchodzi w obręb działania grupy (tzw. sekty) spotyka się z dezinformacją co do faktycznych norm grupowych, za to z pochlebstwami, ofertą «bezwarunkowej przyjaźni», presją grupy, niekiedy z perswazją, ale bez cech totalitarnych.

Z czasem, gdy więź między osobą werbowaną a werbującymi zacieśnia się, totalitarne normy stają się coraz bardziej wyraźne. Dopiero wtedy okazuje się, że pewne zachowania, postawy, poglądy są wskazane i zalecane, inne natomiast – nie.

Nieświadomy zakamuflowanego systemu kar (cofnięcie «bezwarunkowej» akceptacji) i nagród (utrzymanie akceptacji), nowy uczestnik grupy dostosowuje się do jej wymagań, aby znów nie doświadczać «chłodu», «poczucia odrzucenia».

Pułapkę i właściwie sedno psychomanipulacji można opisać według następującego schematu: początkowo osoba nie wie na co się decyduje, potem, gdy z czasem wie coraz więcej -- interpretuje to co wie, zgodnie z życzeniem przywódcy oraz jest zbyt zależna od grupy, aby swobodnie podjąć decyzję o jej opuszczeniu.”

Czy to czegoś Państwu nie przypomina?

Polityka jest grą pozorów, ale jak każda gra kieruje się pewnymi zasadami.

Dziś widać z całą wyrazistością, że uprawienie polityki przez Prawo i Sprawiedliwość jest pozbawione wszelkich zasad. Przyświeca im jeden cel; zdobycie władzy dla zaspokojenia ego swojego przywódcy i guru. Wszelkimi dostępnymi metodami w myśl zasady, że cel uświęca środki. A każdy, kto wyłamie się z tej gry jest brutalnie strącany w polityczną odchłań.

Podobną opinię o prezesie PiS i stylu uprawiania przez Niego polityki wyraził ponad rok temu Ludwik Dorn. Ten, wierny przez całe lata druh braci Kaczyńskich, kiedy sam musiał ponieść bolesne dla Niego konsekwencje „nielojalności” wyznał wówczas, że PiS „… nawet nie jest partią wodzowską, bo wódz musiałby liczyć się z drużyną. To jest raczej partia typu sułtan i jego eunuchy polityczne. Sułtan nie musi liczyć się z eunuchami i może podejmować decyzje, które nie naruszają przekonania o jego politycznej wybitności oraz o wybitności jego brata prezydenta”. Wtedy żartowano sobie z tego w salonach i w mediach. Dziś nikomu już nie jest do śmiechu.

To, że Jarosław Kaczyński dla zdobycia władzy gotów jest na każde posunięcie, mógł dostrzec każdy, kto chciał. Zarówno podczas sprawowania przez jego formację władzy w latach 2005-2007, jak i później gdy manipulował bratem, wciągając prezydenta w opozycyjne gierki, a także podczas niedawnej kampanii wyborczej, kiedy udawał kogoś kim nigdy nie był.

Jak dziś czuje się większość z 47 procent głosujących na Jarosława Kaczyńskiego, widząc co tak naprawdę kryje się za polukrowanym na potrzeby kampanii wyborczej „mężem stanu”?

Najgorsze jest to, że cała ta, najnowsza historia PiS ma głębsze dno.

Janusz Palikot napisał w swoim blogu 14 sierpnia br.: „Przyjdzie taki dzień, że Jarosław będzie już rozmawiał z siłami ostateczności. Być może jeszcze w tym roku...”

Pytanie brzmi, czy te siły ostateczności to rodzące się na naszych oczach szaleństwo prezesa PiS, które wyeliminuje go z polityki, czy cyniczna gra jego wychowanków, którzy świadomi zasadzek psychomanipulacji swojego wodza nie dali się mu uwieść, za to teraz wykorzystują to, jako obosieczną broń.

Już wkrótce wyjdzie na jaw czy to Jarosław Kaczyński wygrał jako guru sekty, czy też poległ od własnej broni, a jego schedę, przejmą pojętni uczniowie, typu: Zbigniew Ziobro, Michał Kamiński, Joachim Brudziński czy Mariusz Błaszczak. I być może dopiero wtedy będziemy mieli powody do martwienia się o polską demokrację.

Iwona Krupa