czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Iwona Krupa: z cyklu „Felieton popołudniowy” — Moda na substytuty


Moda na substytuty

Tak, jak prymitywny i bezrefleksyjny przekaz  rzeczywistości przez dziennikarzy nazywa się „tabloidyzacją mediów”, tak mydlenie oczu społeczeństwu przez przywódców partyjnych  zaczyna się coraz częściej określać substytuowaniem uprawiania polityki.

 

Wszystko zaczęło się od słynnego wywiadu Jarosława Kaczyńskiego, w którym wyznał z beztroską, a nawet bezczelną szczerością, że krzyż na Krakowskim Przedmieściu jest dla niego wyłącznie substytutem przyszłego pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej.

Po wielotygodniowej, podszytej fanatyzmem religijnym, wojnie polsko-polskiej taka prozaiczna konstatacja wywołała falę oburzenia światłych hierarchów kościelnych, zwykłych ludzi, no i wreszcie mediów.

Trudno dalej wmawiać opinii publicznej, że spektakularne marsze krzyżowców spod znaku Intronizacji Chrystusa Króla, czy wiece z pochodniami nie są manifestacjami politycznymi, a tylko wyrazem słusznego oburzenia wiernych na „sponiewieranie” krzyża.

Bo właściwie kto go sponiewierał? Prezes PiS  mówiący o nim jak o substytucie szerzonej od tygodni ideologicznej wojny czy Kancelaria Prezydenta podejmując decyzję o przeniesieniu krzyża tam, gdzie jego miejsce czyli do kaplicy.

Nie mniejsze emocje rozgorzały po wywiadzie, jakiego premier Donald Tusk udzielił tygodnikowi „Wprost”. Wynika z niego jasno, że możemy sobie wybić z głowy marzenia o sprawnym i skutecznym rządzie reformującym kraj. Wystarczy, że rządzący zapewnią nam stabilizację i skutecznie  nie dopuszczą do nieszczęścia, jakim byłoby dojście opozycji do władzy w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych.

Dla każdego obywatela, który chciałby, aby kierujący jego państwem ludzie mieli wizję rozwoju kraju dla dobra przyszłych pokoleń  i odwagę  jej realizowania,  zdolność trwania wyłącznie z roczną perspektywą jest niczym innym, jak właśnie substytutem władzy.

Jaskrawym symbolem tak uprawianej polityki stała się w ostatnich dniach  Elżbieta Radziszewska, Pełnomocnik rządu ds równego traktowania. Pani minister za punkt honoru postawiła sobie nie walkę o  prawa kobiet, osób niepełnoprawnych i wszelkich mniejszości, a zachowanie status quo i obronę tradycyjnych wartości. Zdaniem wszystkich środowisk, z myślą o których powołano taki urząd, lepiej, żeby go w ogóle nie było niż był obsadzony osobą, w której zachowaniu wyraża się niemal doskonała sprzeczność wyznawanych poglądów z pełnioną funkcją. Ot, taki substytut gwarancji ochrony praw.

Jest to skutek tego, że przez całe lata nie wytworzył się jasny, precyzyjny i kontrastowy dla wyborców podział sceny politycznej. Zamiast wyrazistych partii  z konkretnymi programami wyborczymi mamy nic innego, jak ich substytuty,  towarzystwa wzajemnej adoracji, uwodzące obywateli obietnicami bez ładu i składu. Te niby partie wyróżnia  nawet nie tyle charyzma, co sposób bycia ich liderów. Jedni potrafią w sobie rozkochać, jak mówi premier Donald Tusk, większość wyborców, inni nie.

Teraz w konkury o uczucia Polaków postanowił wystartować Janusz Palikot tworzący kolejny substytut partii politycznej, jakim, póki co, jest Ruch Poparcia Palikota „Nowoczesna Polska”.

Czy stanie się realnym politycznym bytem z realną siłą i konkurencyjnym programem pokaże przyszłość. Być może właśnie taki spektakularny ruch zmusi w końcu naszą scenę polityczną do poważnej roszady i równie poważnego traktowania wyborców, którzy chcieliby wreszcie móc głosować „za”, a nie „przeciw”.

Równie dobrze „Nowoczesna Polska”może jednak okazać się ruchem uwiedzionych marzycieli o państwie, jakiego długo jeszcze nie doczekamy.

Iwona Krupa