czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Dagmara Weinkiper-Hälsing: „Dziecko ze szkła. In vitro - moja droga do szczęścia” — odcinek 4.


wrrrrrr

Nic, nic, nic! No cóż, nic nie poradzę. Jutro ostatnia szansa i jeśli nie dostanę, to startuję prawdopodobnie w styczniu… Wiatr w oczy i pod górkę, i pada, i ptaki na mnie robią — mniej więcej takie uczucia mną targają. Z drugiej strony (znów) z pokorą przyjmuję to, co mi przynosi dzień. Co nie znaczy, że się poddaję — jutro też jest dzień. Jutro muszę dostać okres!

2.11.2006

niestety

Njet. Dzwoniłam do kliniki. Na szczęście, dobre wieści, mam czas do wtorku. Jeśli do wtorku nie przyjdzie to po zawodach.

Najgorsza jest bezsilność. Nie jestem do niej przyzwyczajona. Nie potrafię być bierna, tak jest ze wszystkim. Dlatego pewnie mój kochany mówi, że jestem w gorącej wodzie kąpana (to się w sumie zgadza, bo siedziałam w tej wodzie większą część weekendu, żeby wymusić okres). Ja zawsze próbuję działać, nawet jeśli wybiorę błędną drogę i będę zmuszona znów zacząć od nowa, to przynajmniej coś się zdarzyło, czegoś się nauczyłam. Nie jestem cierpliwa. Nie potrafię. Ja chcę już! Wiedzieć (nawet to, co najgorsze), działać (chociaż może błędnie), brać los w swoje ręce (chociaż czasem drżą).

Wiem, wiem, wyolbrzymiam trochę, ale prawdę mówiąc, mam już dość. Nie da się ze mną o niczym innym porozmawiać, tylko o tym, że czekam na okres, żeby móc zacząć in vitro i że zostały mi tylko dwa dni. Potem będzie za późno i będę czekać do stycznia. Test zrobiłam rano dla świętego spokoju, żeby wykluczyć ciążę, wykluczyłam. Krótko mówiąc opóźnienie dlatego, że się stresuję, stresuję się dlatego, że opóźnienie. Miód. Blee!

5.11.2006

zaczyna się

Hura!!! Coś się zaczyna dziać. Nie odważyłam się na rozpoczęcie „sprayowania”. Poczekam do jutra niech się „rozbuja”. Mam zacząć cztery razy dwa, czyli cztery razy dziennie do obu dziurek (w nosie :-)). Spowodować to ma wyciszenie moich hormonów, czyli efekt klimakterium. Ciekawe, czy będę upierdliwa. Biedny Stefan. Jak na razie boję się jeszcze cieszyć, poczekam do jutra. (Ha, ha i tak się już cieszę).

6.11.2006

wciągam nosem :-)

Nie spałam za dobrze. Czekałam na ranek, na dzwonek budzika, na pierwszą dawkę Suprecuru. Wzięłam spray w rękę i od razu myśl, że to może początek powstawania mojego dziecka. Tak się robi moje dzieci. Bez głębokiego spojrzenia w oczy, bez namiętności…

Jestem już po trzech pierwszych porcjach sprayu, jeszcze jedna o dwudziestej. Dwudziestego pierwszego pierwsze badanie krwi, dwudziestego drugiego będę wiedziała, kiedy mam zacząć robić zastrzyki z Gonalu (sama w swój brzuch!), punkcja w tygodniu czterdziestym dziewiątym (między czwartym a jedenastym grudnia).

Bardzo, bardzo się cieszę, że mogłam zacząć. Takie lekkie poczucie szczęścia, pogwizdywanie pod nosem, głupawy uśmiech na twarzy, gotowanie obiadu z radością.
Ukochany spray, umiłowany spray!

7.11.2006

roznosi mnie

Energia niesamowita. Radość przeogromna, chodzę cały czas „na uśmiechu”, jak to mój profesor w szkole teatralnej mówił. Kocham mój spray do nosa i myśl o tym, co on tam ze mną robi. Jak cudownie żyć marzeniem! Wiem, że dostanę w dupę, jeśli się nie uda, ale ja jak te ruskie „wańki wstańki” — pokołyszę się trochę na boki, otrę o denko i wstanę.

Rano szaleńcza jazda samochodem z The Mescaleros i „Redemption song” (polecam!), chociaż wolę wersję Marleya, muzyka przytulająca mnie niemalże do siebie i to poczucie, że wszystko jest tak, jak trzeba, że wszystko się ułoży i że nie ma rzeczy niemożliwych. A kamienie? „Kamienie są po to, żeby nogi nam raniły”[2]. Czyżby spray miał działanie antydepresyjne?

8.11.2006

tak dużo, tak mało

Już mnie dopadło trochę. Mam porządną huśtawkę nastrojów. PMS to w porównaniu z tym pieszczota. Biedny mój małżonek, nie ma lekko. On naprawdę dobrze sobie ze mną radzi i wiem, że przejdziemy przez „to” bez większych problemów, za to mocniejsi. Nadal „sprayuję” radośnie i pełna nadziei.

Czasami tylko tak sobie myślę, że tak dużo musi pójść dobrze, żeby mieć tę niewielką szansę na dwie kreski na teście. Najpierw badanie krwi, żeby sprawdzić, czy hormony są odpowiednio „wyciszone”, mam nadzieję. Wtedy będę mogła zacząć stymulację (słynne zastrzyki w brzuch). Potem, że odpowiednio zareaguję na stymulację, że urosną pęcherzyki, że będzie ich dużo i odpowiedniej wielkości, mam nadzieję. Potem punkcja, pobranie (wydobycie) komórek jajowych z jajników i oczekiwanie na to, że będą dobrej jakości, że będą się odpowiednio dzieliły, mam nadzieję. Na szczęście nie muszę się martwić o to, czy się zapłodnią, bo moje IVF jest ICSI (ICSI stosuje się przy bardzo słabej jakości nasienia), to metoda polegająca na wstrzyknięciu jednego plemnika do komórki jajowej w celu jej zapłodnienia.

Potem, jeśli to wszystko pójdzie pomyślnie i wszystko się uda, to jeden embrion zostanie umieszczony we mnie i będziemy czekać i mieć nadzieję na to, że się polubimy. No i może będę w ciąży (mam w końcu dwadzieścia pięć procent szans). Tak dużo, tak mało.

11.11.2006

wracam do łóżka

Nie czuję się dobrze, wracam do łóżka, zostanę jutro w domu. Wzruszam się na reklamach, kiedy środek do dezynfekcji goni i zabija zarazki, widząc mojego męża smażącego łososia specjalnie dla mnie, o filmach nawet nie ma co wspominać. W każdym razie spray działa…

12.11.2006

nasz „Bocian”

Leje, wieje, szaro. Jak miło być w domu w taki dzień. Pozapalałam świeczuszki, zrobiłam sobie herbatkę zieloną z miodem, cytryną i imbirem i czekam na odwiedziny. Znajoma poznana przez „Bociana”, mieszkająca również w Göteborgu odwiedzi mnie za jakąś godzinę ze swoim IVF-owym maleństwem.

Generalnie „Bocian” conecting people bardziej niż Nokia! Skąd ja bym taką Patrycję wynalazła, gdyby nie strona Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i wspierania Adopcji „Nasz Bocian”. Bardzo mi teraz to potrzebne — dowód w postaci żywego Bartoszka na to, że in vitro działa oraz doświadczenie Patrycji w zakresie „sprayowania”, robienia zastrzyków i radzenie sobie z testami negatywnymi. Idę przygotować brownies, które cieplutkie podam z lodami waniliowymi.

13.11.2006

menopauza

Musimy zrozumieć nasze matki! Pomóc im trochę. Menopauza to nie łaskotki! Mnie dopadła już na całego. Najgorsze są te fale gorąca tak jakby wejść do sauny w zimowych ciuchach z czapką futrzaną na głowie w najmniej odpowiednim momencie. Poza tym bóle głowy, szczególnie wieczorami, takie migrenowe, że nic tylko się położyć. No i humorki. Wzruszam się za często :-). Właściwie to cały czas jestem wzruszona.

Wczorajszy zwycięzca: rozpłakałam się, kiedy Stefan zapytał po kolacji, czy na pewno jestem najedzona. Bo on się o mnie troszczy, bo my się tak kochamy, bo nie możemy mieć dzieci — i buuu od razu! W sumie to niezły ubaw z tego mamy, bo ten mój płacz to niezależnie ode mnie i generalnie to potrafię się do tego zdystansować i śmiać się ze swojej burzy hormonów. To tak jakby jedna część mnie miała klimakterium, a druga była w normie. Zatem dość wesoło mamy ze sobą i Stefan też ma z nami. W każdym razie moja mama wykazała się ogromnym zrozumieniem, szczególnie jeśli chodzi o te fale gorąca. Przynajmniej nie jestem sama :-).

15.11.2006

teściowie

Kobiety w trakcie menopauzy nie powinny się zabierać za sprzątanie. Ponieważ mam dzisiaj wolne, zaoferowałam się, że ja posprzątam. Głupia. Właśnie skończyłam. Nigdy, nigdy się tak nie pociłam, fale gorąca zalewały mnie raz po raz. Dobrze, że ta moja menopauza skończy się z wzięciem pierwszego zastrzyku (dziwnie brzmi, ale nie mogę się już doczekać).

O piętnastej przyjeżdżają do nas teściowie. Takie mikro-wakacje sobie robią i w sumie nam też robią. Wieczorem idziemy do teatru, a jutro na kolację do „Krakowa” (polska restauracja w Göteborgu). Zarówno mój mąż, jak i teściowie są miłośnikami kuchni polskiej. Będziemy im musieli wytłumaczyć, dlaczego ja nie piję ani kropli alkoholu.

Teściowie są naprawdę dobrymi ludźmi. Stefan mówi, że gdyby nasz związek się rozpadł, to rodzice nigdy by mu nie wybaczyli i pewnie obarczyliby go całą winą. Ja mam z nimi bardzo dobry kontakt. Pamiętam pierwszy raz, kiedy do nich przyjechałam, nie mówiłam wtedy po szwedzku, mieszkałam w Polsce, mama powitała mnie na ganku z rozwartymi ramionami, a tata zaczął mnie uczyć szwedzkich słów ze swojej listy zakupów :-). To szczerzy, radośni ludzie, kochający życie i wierzący w człowieka.

Mieszkają w małej wiosce na północy Szwecji i muszę przyznać, że tam panują trochę inne prawa, zasady moralne, białe jest białe, a czarne jest czarne. W tej całej pogoni dużych miast i tego, że nie znamy się nawzajem (tak łatwo uniknąć konsekwencji swojego postępowania) zatraciliśmy wiele prostoty. Teściowie o niej przypominają. Idę kupić trochę śliwek do bigosu. Bigos im ugotowałam.

16.11.2006

spać!!!

Oj, zdecydowanie za krótko spałam. Dobrze, że dziś piątek i jutro można sobie trochę pospać (chociaż to mi pozostało w tej całej menopauzie z nastolatka — spać mogę do oporu). Teściowie przyjęli wiadomość o naszych problemach ze smutkiem i współczuciem. Nie mieli o niczym pojęcia. Idę się położyć na godzinkę, zanim przyjdą z zakupów.

17.11.2006

pizza będzie

Teściowie pojechali. Tak pusto się zrobiło i cicho. Stefan się rozchorował i ma gorączkę, a jak facet jest chory to na całego. Leżał mi na kolanach i pił klasycznie zieloną herbatę z miodem, imbirem i cytryną. Wcisnęłam w niego też trochę leków. Mnie boli głowa i nie sypiam dobrze, czego sprawcą jest spray. Poza tym zaczynam myśleć zbyt często o wtorku i o tym, czy wynik poziomu moich hormonów będzie odpowiednio niski, żebym mogła zacząć zastrzyki. Jutro poniedziałek. Jak na razie cicha, leniwa niedziela, zadzwoniliśmy po pizzę…

19.11.2006

krew pobrana

Wynik jutro po trzynastej. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to jutro zaczynam zastrzyki w brzuch (sado-macho). Mam nadzieję!

21.11.2006

pierwszy strzał

Zadzwoniłam o godzinie trzynastej. Kamień spadł mi z serca. Wszystko w porządku i mogę zaczynać. Zaczynać z zastrzykami. Obniżam też dawkę sprayu o połowę. Wróciłam do domu przed dwudziestą pierwszą i zrobiłam zastrzyk. Zrobiłam sobie zastrzyk. Pierwszy w życiu i na dodatek w brzuch. Myślałam, że nie dam rady. Trzymałam igłę przy skórze z pięć minut, grymasząc i popłakując (no bo na co mi przyszło, i że dlaczego my nie możemy tak, jak pan Bóg przykazał). Wreszcie dziabnęłam się. Taki zastrzyk to sama przyjemność, no może trochę przesadziłam, w każdym razie nie jest to problem. Igła jest tak cienka, że właściwie się nie czuje, kiedy wbija się w skórę. Ona się nie wbija, ona się wślizguje. Mój małżonek siedział obok i mówił jaka to ja dzielna jestem i żebym myślała, że z tego dzieci będą, to będzie mi łatwiej :-). W piątek i w poniedziałek badanie krwi. Zaczynam stymulację jajników. Produkcję jajek. Ko ko ko ko dak! Kukuryku!

22.11.2006

hormon power

W życiu nie myślałam, że to ma aż takie intensywne działanie. Właściwie trochę się zdziwiłam, że mam iść jutro na badanie krwi, po dwóch zastrzykach. Zrozumiałam dzisiaj —czuję jajniki (kłują, mulą, męczą) i brzuch mi wywaliło tak, że właściwie już wyglądam jak kobieta w pierwszym trymestrze ciąży. Za to przeszedł ból głowy, te menopauzowe fale gorąca i poty. Właściwie w ciągu kilku godzin. Ingerencja w organizm ogromna, ale cel światły!

23.11.2006

kolos

Nie mogę powiedzieć, żebym czuła się po tych hormonach jak kobieta atrakcyjna. Brzuch mam ogromny, jakby opuchnięty, posiniaczony od nieudanych zastrzyków. Czuję pobolewanie, poza tym boli trochę w miejscach po zastrzykach. Zrobiłam dziś podejście do wagi (i zejście z niej śmiertelne), przytyłam trzy kilo. Podobno tak ma być i wszystko jest okej. Wszystko w normie chciałoby się powiedzieć, tylko nie bardzo już wiem, co jest normą. Boję się, że się nie uda.

25.11.2006

dziękuję

Dzisiaj będę musiała zrobić sobie zastrzyk w pracy, pracuję wieczorem. W sumie całe szczęście, bo nie musiałam się zwalniać rano z pracy, żeby „wyskoczyć” na pobranie krwi. Mam zadzwonić między czternastą a szesnastą, żeby się dowiedzieć, czy mam obniżyć dawkę, czy kontynuować sto pięćdziesiąt IU. To już szósty dzień z Gonalem i dwudziesty z Suprecurem. Nie jest źle, szczerze mówiąc, myślałam, że będzie gorzej, chociaż właściwie wszystko przede mną (punkcja, transfer, testowanie).

Czy mówić w pracy? Odpowiedź na pytanie nie jest łatwa. Próba połączenia wizyt w klinice z godzinami pracy wymaga zwinności żonglera. Ja powiedziałam i żałuję bardzo. Dla innych może to być pomocne. Wszystko zależy od tego, z kim się pracuje. Czy ważniejszy jest człowiek i jego samopoczucie, czy osiągnięcie budżetu. Gdzieś pomiędzy myśl, że osiągnięcie budżetu zależy od zaangażowania, zaangażowanie od samopoczucia, samopoczucie od sytuacji w pracy (między innymi)… Moja szefowa za każdym razem robi kwaśne miny, kiedy wspominam o wizycie w klinice. Moja szefowa ma troje dzieci.

Ja nie mam ani jednego. Nie lubię się zwalniać z pracy, szaleńczo jechać do kliniki i pędzić z powrotem do pracy, w stresie, z wyrzutami sumienia. Chciałabym jak moja szefowa wleźć do wyra, przespać się z mężem i zajść w ciążę.

Zwariuję. Dlatego dziś wieczorem spokojnie, bez karcącego wzroku szefowej, wejdę do kibla w pracy i zrobię sobie zastrzyk w brzuch. Jak człowiek.

27.11.2006

225 IU!

Mam zwiększyć dawkę ze stu pięćdziesięciu do dwustu dwudziestu pięciu i tak ciągnąć do piątku. W piątek badanie krwi i usg. Obawiam się, że coś nie za bardzo odpowiadam na stymulację. Czytam na forach szwedzkich o tym, jakie dawki mają dziewczyny leczące się w tym samym szpitalu. Jak na razie nikt mnie nie pobił. Większość startuje od siedemdziesięciu pięciu IU, zwiększając potem do stu dwunastu i pół. Wiem, wiem, że mam nie panikować i że lekarze wiedzą, co robią i że wszystko będzie dobrze (a jak nie wiedzą?).

Nigdy nie przeszłabym tego bez mojego męża. Nigdy. W sumie bez chłopa to bym raczej nie myślała o dziecku. Stefan jest fantastyczny i ma wyrzuty sumienia, że nie może mi jakoś bardziej pomóc. To do kobiety należy większość „brudnej roboty” plus użeranie się z szefami. Mężczyzna w całym tym procesie oddaje nasienie, kiedy czas nadchodzi :-).

Teoretycznie tak, tylko że na mężczyźnie spoczywa rola dbania o to, jak czujemy się psychicznie. Dbanie o hormonalnie rozregulowaną babę nie należy do najłatwiejszych zadań. Znoszenie naszych kaprysów, humorków, chwilowych zaników wiary w powodzenie tego wszystkiego. On musi być silny, stabilny i optymistyczny do bólu, a to kawał ciężkiej pracy.

Mój Stefan robi wszystko, co leży w jego mocy. W moim przypadku IVF i wszystko co z tym związane, wzmacnia niesamowicie nasz związek. Jesteśmy tak bardzo blisko, że zahacza to o jakieś metafizyczne uczucia. Znam też pary, którym to napięcie zrujnowało życie.

In vitro nie jest drogą prostą. Wiadomo jaki jest cel podróży, ale nie wiadomo, dokąd prowadzi droga. Pamiętam, że na tym pierwszym informacyjnym spotkaniu powiedziano nam, że dziewięćdziesiąt procent par decydujących się na zapłodnienie pozaustrojowe zachodzi w ciążę. Dziesięć procent to pary, które nie wytrzymują psychicznie napięcia towarzyszącego całej tej karuzeli. To pary, które decydują się na przerwanie procedury z różnych względów. Decyzja o adopcji, problemy finansowe, rozstanie, wiek.

Staram się, staramy się. Jak mantrę nucę pod nosem starą piosenkę Słomy — „Nie boję się niczego złego, nie boję się niczego złego, niebo jest!”[3].

28.11.2006

szef

Zadzwonili z kliniki, żeby przesunąć usg z piętnastej na czternastą, w związku z tym muszę wyjść wcześniej z pracy. Oczywiście był z tym problem, urlopu też mi nie chcieli dać, bo za późno. Złamałam się i wypłakałam w poduszkę.

Zrobiłam kilka głębokich oddechów i zadzwoniłam do szefowej ponownie. Opowiedziałam, że to jest dla nas najważniejsze, że czekaliśmy na to bardzo długo w kolejce, że nie odpowiadam na stymulację tak, jak powinnam, dlatego mam zwiększoną dawkę, że w piątek rano muszę być w klinice na pobraniu krwi, którego wynik będzie analizowany razem z usg po południu, że nie prosiłabym o wolne, jeśli naprawdę bym tego nie potrzebowała.

Przeprosiła mnie. W piątek rano urywam się z pracy na badanie krwi. Wracam. Następnie wychodzę o trzynastej i jadę na usg. Nie czuję satysfakcji, raczej niesmak, że musiałam się tak obnażyć, żeby zostać zrozumianą. Dlaczego nie można po prostu obdarzyć swojego pracownika zaufaniem, uwierzyć w jego lojalność. Nie urywam się z pracy na kawę z kumpelami, ja tego naprawdę potrzebuję.

29.11.2006

nasłuch

Zastanawiam się wciąż, czy coś się ruszyło i czy aby na pewno mi te jajka rosną :-). Czy odpowiedziałam na stymulację? W sumie niczego już nie czuję, żadnego kłucia, pobolewania. W ogóle nie czuję jajników. Dziś dwie dziewczyny z forum szwedzkiego musiały przerwać swoje IVF. Jedna została przestymulowana, druga nie zareagowała odpowiednio na stymulację. Myślałam, że schizowanie przy IVF zaczyna się po transferze. Nie, ono zaczyna się dużo wcześniej. Jutro po czternastej będę wiedziała, czy walczę dalej, czy idę na piwo.

30.11.2006

[2] Czesław Miłosz, „Wiara”, w: Poezje wybrane, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1996.

[3] Jerzy Słomiński, „Niebojka”. Za zgodą autora.

CDN