czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Janusz GEMBALSKI: „Omen” — odcinek 5.


Janusz Gembalski: Omen

Liceum. Nowa szkoła. Nowy rok szkolny, nauczyciele i koledzy. Kiedy rozejrzałem się po klasie, stwierdziłem, że tu chyba z nikim się nie zaprzyjaźnię. Ponad połowę klasy stanowili uczniowie dojeżdżający z podmiejskich wiosek, a reszta była dziwnie niewydarzona. Byłem chyba najpotężniej zbudowany, a niektóre koleżanki i koledzy wyglądali tak, jakby dzieliła nas przynajmniej czteroletnia różnica wieku. Po moich doświadczeniach wakacyjnych patrzyłem na dziewczyny jak na dzieci. Nie dość, że żadna nie była zbyt ładna, to obowiązujące wówczas w szkołach fartuchy uczniowskie czyniły z nich nieciekawe szaraczki. Koledzy zaś stanowili krzykliwą grupę, która podczas przerw biegała z wrzaskiem po korytarzach, bawiąc się w łapankę i popychając nawzajem. Takie zabawy były dla mnie dennie głupie, a różnica intelektualna, spowodowana zarówno moim oczytaniem, jak i wychowaniem wśród dorosłych, stwarzała dodatkową barierę. Chyba to spowodowało, że uważano mnie, za zarozumialca zresztą niesłusznie, chociaż nie wywyższałem się ani nie próbowałem zadzierać nosa.

Stara, jeszcze przedwojenna kadra nauczycieli była w większości nudna i zgorzkniała.

Miałem ugruntowane zacięcie humanistyczne i mimo iż najostrzejszym nauczycielem i postrachem szkoły był polonista — ja byłem jednym z jego najlepszych uczniów. Chyba jedynie dzięki inteligencji prześlizgiwałem się przez matematykę, fizykę i chemię. Dość szybko zostały zauważone moje zdolności plastyczne. W tym nabrzmiałym od propagandy komunistycznej okresie wielkie znaczenie miały najróżniejsze gazetki ścienne, w których robieniu stałem się perfekcjonistą. Moje zainteresowania skupiały się również na biologii, prawdopodobnie dzięki temu, że sala, w której odbywały się zajęcia była jak na ówczesne czasy bogato wyposażona w plansze poglądowe, tablice anatomiczne i całą masę spreparowanych żab, szczurów, szkieletów ptaków, małych ssaków i gryzoni. Często, nawet podczas przerw, zamiast gonić po korytarzach pomagałem nauczycielowi w porządkowaniu eksponatów, karmieniu białych myszy i sprzątaniu w ich klatce lub na ochotnika podejmowałem się rysowania nowych planszy poglądowych.

Przedmiotem, który również mi się spodobał było wychowanie fizyczne, a szczególnie gimnastyka. Regularnie przychodziłem do szkoły na godzinę 6.30, żeby przed lekcjami trochę poćwiczyć. Dzięki ćwiczeniom fizycznym bardzo zmężniałem i rozwinąłem mięśnie, a równocześnie wyżywałem się na tyle, iż nie zwracałem uwagi na dziewczyny. Wiedziałem, że żadna nie da mi tego, co ciotka, gdy znów pojadę do niej na ferie.

W zasadzie przez szkołę prześlizgnąłem się bez większych zgrzytów, lecz równocześnie bez specjalnych wspomnień i sentymentów. Kiedy byłem już w przedostatniej klasie, w połowie roku przyszła do szkoły nowa nauczycielka języka rosyjskiego. Myślę, że miała 25-28 lat i bardzo różniła się od pozostałych, stetryczałych emerytów z grona nauczycielskiego. W przeciwieństwie do innych ubierała się modnie i kolorowo, czym wybijała się na tle szarości szkoły. Nosiła spódnice nad kolana i dekolty tak głębokie, że gdy się nachylała widać jej było prawie cały, dość duży biust. Była naprawdę ładna, jednak o nieco drapieżnej urodzie, którą podkreślał ostry makijaż i malowane mocną czerwienią usta. Dość szybko spostrzegła, że tylko czekam na okazję, aby zobaczyć jak najwyżej jej nogi — zwłaszcza, gdy siadała z jedną założoną na drugą, odsłaniając przy tym uda do połowy. Chyba to spowodowało, że zaczęła mnie piłować i prowadzić lekcje tak, jakbym był jedynym uczniem w klasie. Nigdy mi nie szła nauka języków obcych, więc z rosyjskiego także nie byłem orłem. Po pewnym czasie nauczycielka wypracowała szczególny system nękania mnie. Wymyślała pytanie tak trudne, żeby nikt na nie odpowiedział, a potem zwracała się z nim do mnie. Wstawałem i dukając próbowałem na nie odpowiedzieć. Wówczas stawała przy mnie, pomagała mi rozgryźć zagadnienie, a ja powtarzałem za nią słowo po słowie. Na każdej lekcji sprawdzała pisemne zadania domowe, zaczynając od mojego zeszytu. Podchodziła do ławki i nachylała się. Najpierw odurzał mnie zapach jej perfum, a potem jej piersi, poruszające się w dużym dekolcie w odległości trzydziestu centymetrów od mojego nosa. Gdy falując przede mną biustem, pytała mnie o coś, zapominałem języka w gębie.

Pewnego razu, tuż przed końcem roku szkolnego, napisała mi w dzienniczku list do matki, w którym informowała, że jestem tak słaby z jej przedmiotu, iż chyba nie będzie mogła dać mi zaliczenia. Uznała jednak, że jestem inteligentny i mogę nadrobić pewne braki, zwłaszcza z gramatyki, a 3-4 lekcje pomogą w otrzymaniu pozytywnej oceny. Stwierdziła także, że w drodze wyjątku może się podjąć udzielania mi korepetycji. Ponieważ w przedostatniej klasie definitywnie kończyliśmy naukę rosyjskiego, ocena byłaby już na świadectwie końcowym. Z pałą nie mógłbym przejść do klasy maturalnej, więc mama musiała się zgodzić na takie rozwiązanie. Byłem tym zarówno przerażony, jak i podniecony.

Nauczycielka mieszkała w małym miasteczku oddalonym o około 15 minut jazdy pociągiem i umówiła się ze mną na godzinę szóstą wieczorem. Od przyjazdu pociągu do umówionej godziny miałem trochę czasu. Bez trudu znalazłem osiedle i czteropiętrowy dom, w którym mieszkała. Punktualnie o szóstej zadzwoniłem do mieszkania na trzecim piętrze. Kiedy mi otworzyła ubrana w szlafrok, stanąłem jak wryty i nie mogłem z siebie wydusić nawet „Dzień dobry”. Wciągnęła mnie do środka i zaprosiła do niewielkiego pokoju. Na lewo od wejścia cała ściana zastawiona była regałami z książkami, naprzeciwko było okno i mnóstwo kwiatów, a po prawej stronie stała rozkładana wersalka, przed nią niski stoliczek i dwa foteliki. Usadziła mnie na jednym z nich i powiedziała, że dopiero pół godziny temu wróciła do domu i musiała wziąć prysznic, więc jeszcze nie zdążyła się ubrać. Jeżeli mi to nie przeszkadza, to nie będzie się przebierać.

— Czy piłeś już kiedyś prawdziwy, rosyjski czaj z samowara? — spytała. — Bo jak ma być po rosyjsku, to musi być tradycja rosyjska.

Potem zdjęła z regału elektryczny samowar, nalała wody, podłączyła do prądu, przygotowała filiżanki i czajniczek do parzenia esencji i wszystko postawiła przede mną na niskim stoliczku. Specjalnie nachylała się tak, że luźno związany, śliski szlafrok całkowicie odsłonił jej nagie, duże piersi, a kiedy zakołysała nimi tuż przed moją twarzą, myślałem, że natychmiast trysnę. Usiadła na wersalce naprzeciw mnie i poprawiła rozchylający się szlafrok, ale gdy zakładała nogę na nogę spod szlafroka wysunęło się nagie udo. Herbata parzyła się, a ona opowiadała mi, jak bardzo źle się czuje w naszej szkole. Jest najmłodszą nauczycielką, a wszystkie inne to stare baby, które chyba są zazdrosne, że ona inaczej się ubiera, że się maluje, że potrafi się śmiać i żartować i że życie jest jeszcze przed nią. Już poczyniła starania o posadę w innej szkole, gdzie grono pedagogiczne w 80% składa się z młodych osób i tam chyba będzie się czuła dobrze. Mnie jednak już nie będzie to obchodziło, ponieważ w maturalnej klasie nie ma języka rosyjskiego.

Piliśmy herbatę i czułem, że zależy jej, abym się odprężył. Sprzątnęła ze stolika, wylewając trochę wody na blat. Po chwili wróciła z kuchni ze szmatką i znów nachyliła się nade mną, lecz tym razem szlafrok całkowicie się rozwiązał, a ja poczułem jak delikatnie łapie mnie za szyję i nagle całą twarz miałem pomiędzy jej pachnącymi piersiami. Stała tak lekko pochylona, gładziła mnie po głowie i mówiła:

— Ja doskonale wiem, że cię i tak nic nie nauczę, bo tylko wpatrujesz się w moje cycki i dupę. Jeżeli myślisz, że twoje zachowanie mnie nie podnieca, to się grubo mylisz. Widzę, że jesteś dojrzalszy i poważniejszy nie tylko od swoich rówieśników, ale także od dużo starszych od ciebie, a ja po każdej lekcji w twojej klasie mam mokro między nogami.

Kiedy tak stała, nie mogłem się oprzeć, żeby nie sięgnąć rękami pod poły szlafroka i nie złapać ją za pośladki. Wyprostowała się, uwalniając moją głowę spomiędzy piersi i przyciągnęła ją lekko do brzucha. Twarz miałem na wysokości jej łona. Niewiele myśląc zsunąłem się na kolana i wwąchałem się w cudowny zapach jej ciemnego trójkącika.

— Idi na diwan, pouprażniajemsja s jazykom…

Pociągnęła mnie za rękę, usadziła na brzegu tapczanika, zrzuciła szlafrok, rozpięła mi rozporek i zsunęła spodnie razem ze slipkami. Uklękła między moimi nogami i wzięła go w usta. Robiła to wspaniale i niezbyt długo, gdyż nagle krzyknąłem:

— Już nie mogę wytrzymać!

A ona na to:

— Niczewo, niczewo. Spuść to. Spermu ja ljublu.

W jednym momencie wszystko znalazło się w jej ustach. Byłem zaskoczony, gdyż ciotka nigdy nie łykała spermy, lecz wypluwała ją w chusteczkę. Musiałem trochę odsapnąć, bo ciężko dyszałem. Nie pozwoliła mi długo siedzieć bezczynnie. Położyła się pupą na brzegu kanapy i tak pół siedząc pół leżąc rozłożyła nogi.

— Masz mnie lizać tak długo, dopóki nie będzie mi dobrze, a dopiero potem możesz mi włożyć.

Trwało to przynajmniej 25 minut, a ona prężyła się i mruczała jak kotka, potem nagle wrzasnęła:

— Wliezaj! Bystrieje wliezaj i jebi tak dołga, kak smożesz!

To była naprawdę ułańska lub raczej kozacka jazda. Do wieczora powtórzyliśmy ten cykl jeszcze trzy razy w różnych pozycjach. Do domu wróciłem koło jedenastej wieczorem. Byłem zmęczony jak po zrzucaniu węgla z wagonów.

Na lekcje rosyjskiego pojechałem jeszcze tylko dwa razy w odstępach dwudniowych, gdyż potem wracał jej mąż z kilkumiesięcznej wyprawy w góry Kaukazu. Mama dziwiła się, że pani nauczycielka była tak wspaniałomyślna i nie chciała pieniędzy za lekcje, więc na uroczystość zakończenia roku szkolnego kupiła dla niej duży bukiet kwiatów, który ja wręczyłem.

Spotkałem tę kobietę jeszcze jeden jedyny raz dwa lata później. Pracowała już w innym liceum, do którego wybrałem się na zabawę szkolną. Wtedy wykorzystaliśmy czas i po partyzancku odstawili szybki numerek pod schodami, przy wejściu do kotłowni.

c.d.n.