czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Andrzej Sielski: z cyklu „Polska widziana ze Szwecji” — Idziemy na rydzyki


Idziemy na rydzyki

Pogoda w południowej Szwecji, mniej więcej od połowy lipca jest w miarę znośna. W ciągu sierpnia również nie było opadów czy upałów takich jak np. przed dwoma laty, kiedy to w ciągu dnia nie było czym oddychać. Od czasu do czasu ciepły deszczyk zachęca do pójścia następnego dnia na grzyby. Mamy połowę września i sezon grzybobrania rozpoczął się tutaj na dobre.


W Polsce początek sezonu rozpoczął się kilka tygodni wcześniej — o czym nie tak dawno przekonał się Pan Miecio. Zawsze pełny energii i humoru po mszy niedzielnej, zaraz po wyjściu z kościoła, wrzasnął do przypadkowo spotkanego znajomego, nie kryjąc — ani ironii ani uśmiechu — że wybiera się do lasu „na rydzyki”.


Jednak Pan Miecio zapomniał gdzie jest i stąd nie przewidział skutków.


Stek wulgaryzmów pod jego adresem i to przeważnie ze strony rozhisteryzowanych pań w różnym wieku zmusiły Pana Miecia do dość szybkiego odwrotu. Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie, gdyż Pan Miecio pobił „rekord na setkę” widząc, że parasolki w rękach pokrzykujących pań mogły w każdej chwili zamienić się w całkiem niebezpieczną broń. Obeszło się więc bez urazów głowy czy innych części ciała. Niestety dopiero po kilku dniach Pan Miecio przekonał się, że z powodu własnej gadatliwości przed kościołem poniósł jednak konsekwencje — utracił przy tej okazji paru znajomych i przyjaciół. Całe zdarzenie miało miejsce w stolicy, na początku sierpnia, tj. w miesiąc po wyborze Bronisława Komorowskiego na prezydenta, stąd być może ta reakcja, spotęgowana falą nienawiści zawiedzionych zwolenników PiS-u czy wyznawców toruńskiego Ojca Dyrektora.


A tak nawiasem mówiąc — w Szwecji wśród tutejszej polonii panuje, a może nawet dominuje podobna atmosfera — mimo, że nikt przed kościołem nie robi awantur ani nie stawia krzyża w miejscach publicznych. Podziały jednak istnieją, a ich granica nie rzadko biegnie poprzez rodziny, znajomych czy wciska się pomiędzy dawnych przyjaciół. Szczególne zasługi w praniu mózgów w Skanii — posiadają zdolne i przebiegłe, przeważnie trochę więcej niż w średnim wieku, panie z Karlskorony, Malmo i Ystad, które od co najmniej pięciu lat dość skutecznie dbają o propagandę i rozpowszechnianie teorii i myśli Ojca Rydzyka z Torunia. Niekiedy robią to pod płaszczykiem prowadzenia różnych polonijnych kółek kulturalnych, działających przy kościołach i parafiach katolickich. Na szczęście część rodaków oparła się tej propagandzie zła i histerii i bez specjalnych emocji przygląda się sytuacji w Polsce.


A jest się czemu przyglądać.


Wydarzenia na polskiej scenie politycznej, począwszy od katastrofy smoleńskiej do dnia dzisiejszego, nie są na co dzień komentowane w szwedzkich massmediach. Jednak zainteresowanie istnieje, choćby ze strony kolegów w pracy czy szwedzkich sąsiadów. Najzabawniej reagują na słowo PiS, bo po szwedzku, wymawiane identycznie, a pisane z dodatkiem jednego „s” słowo — piss — oznacza po polsku „szczyny”. Najbardziej zadowolonym w trakcie dyskusji i żartów bywa Pan Miecio, .który przy każdej okazji podkreśla, że szwedzkie znaczenie tego słowa jak najbardziej pasuje do tego co ta partia, a zwłaszcza jej Prezes, ostatnimi czasy wyczynia.


Czas więc na spacer!


Byłem niepoprawny i wbrew uprzednio złożonym samemu sobie obietnicom, że o polityce na spacerach rozprawiać nie będę — znowu zagaiłem o sprawy polskie. Pan Miecio — jak zwykle na początku spotkania — okazywał niezadowolenie. Była to reakcja bardziej udawana niż prawdziwa. Bo Pan Miecio lubił tego rodzaju dyskusje, które w gruncie rzeczy były monologami, gdyż niezbyt chętnie słuchał gdy mówiono do niego i bardziej uwielbiał sam być słuchanym. Trzeba jednak przyznać, że zwykle mówił ciekawie, z — dość rzadko spotykanym — gawędziarskim zacięciem.


Lubiłem więc go słuchać, bo zwykle — zwłaszcza na sprawy polskie — miał dość trzeźwe spojrzenie.

— No nareszcie Panie Mieciu, mam z kim pogadać — powiedziałem na przywitanie. — Był Pan w Polsce, w samej Warszawie. Chodził Pan „na rydzyki”- jak mi Pan już wcześniej relacjonował — był Pan na Krakowskim Przedmieściu przy słynnym krzyżu. Niech więc Pan opowiada! — No i oczywiście parę słów o Januszu Palikocie — dodałem.


— Co o Palikocie? — Pan Miecio spojrzał w moim kierunku nieco zdziwiony. — Palikot to inteligentny i bystry facet, który przysporzył sobie tyle samo wrogów co przyjaciół. Wali politykom prawdę prosto w oczy i nie wszystkim się to podoba. Byłoby źle gdyby wyrzucono go z Platformy i byłoby również źle, gdyby zakładał teraz własną partię. Uważam, że powinni pozostawić Janusza Palikota w spokoju. A to, że stosuje niekonwencjonalne metody i ośmiesza niektórych debili, to bynajmniej wcale mu się nie dziwię. Dla mnie, Panie Andrzejku, to postać pozytywna i niech tam czasem sobie macha sztucznym członkiem, czy wibratorem, jak tam ten wynalazek nazywają. Bo pewnie najbardziej złości się nasz „Jarosik”, który widać — używając przy okazji zwrotów jego przedziwnej polszczyzny — jak „rzeczywista rzeczywistość” lub „oczywista oczywistość” — posiada kompleksy na tym punkcie.


— I sądzi Pan, że nic mu nie zrobią?


— Komu, Palikotowi? A co tam mają zrobić! Janusz Palikot odgrywa pozytywna rolę, przynajmniej na dzisiaj, w dość skomplikowanej polskiej rzeczywistości.


— Panie Mieciu, a co w końcu z tym Krzyżem przed Pałacem Prezydenckim? — udałem nieco naiwnego.


— A no cóż, krzyż jest symbolem pojednania i wiary i powinien łączyć, a nie dzielić. „Karzełek” wyznaczył mu — jak widać — inną rolę. Zadaniem krzyża „na dzisiaj” jest prowokować i doprowadzić do bijatyk i rozruchów. Wysilanie się na to, aby udowodnić, że jest on symbolem jakiegoś upamiętnienia — jest z gruntu fałszywe. Przypomniał o tym nawet biskup Nycz w trakcie wczorajszego kazania we Włocławku. Trudno nie wspomnieć wypowiedzi, jak zwykle trafnej, biskupa Pieronka — aby sprawę zakończyć jak najszybciej — nawet przy pomocy sił specjalnych, bo to jest — z której strony by nie patrzeć — otwarty terroryzm. Rozmawiałem z wieloma osobami w kraju i takie było zdanie zdecydowanej większości moich rozmówców.


— I Pan, naturalnie, też tak sądzi, Panie Mieciu? — zapytałem „ni w pięć ni w dziewięć”- bardziej dla przekory, bo znałem tak naprawdę poglądy Pana Miecia na wylot. No, może coś mu się przypomni i dorzuci do tematu coś nowego z pikantnym komentarzem — pomyślałem i ... nie pomyliłem się. Bowiem Pan Miecio jak zwykle rozgadał się na dobre.


— Widzisz, każdy przegrany w wyborach powinien uznać porażkę, powinien pogratulować zwycięzcy i przejść do normalnej parlamentarnej opozycji. Tak dzieje się w większości demokratycznych państw na świecie. Jak widać, niestety nie u nas. Przyjęto więc scenariusz dezorganizacji i chaosu. Pytanie tylko — po co i w jakim celu ? Odpowiedź może być tylko jedna — jest próbą przejęcia władzy poprzez dezorganizację państwa. Doprowadzić do zamieszek i demonstracji — to droga do nikąd i mam nadzieję, ze państwo jest na tyle silne, że sobie poradzi z tym fantem. Piątkowe nawoływania Prezesa — niektórzy odebrali jako nawoływanie do zamachu stanu. Myślę, ze jest to przesada, jednak podobne wypowiedzi przypominają atmosferę z tragicznych czasów Prezydenta Narutowicza. Mam nadzieję, ze jest to nieprawda. Drugim narzędziem opozycji do robienia niepokoju jest sprawa katastrofy w Smoleńsku i prowadzonego śledztwa. Tutaj „rej wodzi” poseł Macierewicz.


— No właśnie i co Pan o nim sądzi?


— Panie Andrzejku, nie zamierzam strzępić języka na temat tej postaci.


— Ależ dlaczego?


— Wszyscy wiemy dlaczego doszło do katastrofy. Poza tym, śledztwo nie jest jeszcze zakończone. Powoływanie więc przez opozycję w parlamencie dodatkowej komisji jest utopią. Zresztą co tu dużo mówić. Bywają postaci o których nie warto rozmawiać. Bo na przykład mówić o kimś, kto wygląda jak przysłowiowe gówno w tanim garniturze i jeszcze robi miny do kamery jakby między pośladkami ściskał drut kolczasty — to wybacz, kochaniutki — strata czasu. Dajmy więc temu spokój.


— I jak według Pana zakończy się ten cały PiS-owski kabaret, no i przede wszystkim kiedy?


— Za porządek w Stolicy odpowiada nie Prezydent RP czy Premier lecz wyłącznie Pani Prezydent Warszawy. Już dawno powinna wydać zakaz zgromadzeń i demonstracji na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem, gdzie urzęduje najwyższy urzędnik państwa — Prezydent. Nie trzeba przypominać, że jest to miejsce reprezentacyjne Polski, gdzie przyjmowane są delegacje z całego świata. Należałoby więc niezwłocznie wydać dekret w tej sprawie. Prezesik, jak widać, dąży do tego, aby Państwo Polskie stało się pośmiewiskiem. Należy więc skończyć z tym jak najszybciej.


— Problem w tym, że nie ma kto takie prawo wyegzekwować.


— Ależ skąd!? — Pani Prezydent Warszawy ma od tego siły porządkowe, policję itp.


— A czy nie można się z nimi jakoś dogadać i sprawę rozwiązać pokojowo — prowokowałem Pana Miecia do dalszych wynurzeń.


— Próbowano wielokrotnie i bez skutku. Tam już nie ma z kim rozmawiać. Zresztą, nie tak dawno ostrzegał nas Norman Davies mówiąc, że cały ten motłoch zamienia się powoli w religijną sektę. Ja bym od siebie dodał, że to początki faszyzmu. Bo nie kto inny, lecz tylko hitlerowcy organizowali nocne marsze z pochodniami w ręku. Odnoszę wrażenie, ze Prezesik chce być prorokiem sekty nawiedzonych i wzoruje się na postaci Adama Weishaupta, tego z XVIII wieku z Bawarii, zwolennika deizmu i republikanizmu. Jego sekta przeniknęła do wszystkich organizacji łącznie z faszystami i komunistami. Sekta przetrwała podobno do czasów dzisiejszych, ponieważ jej działalność była w miarę perfekcyjna. Działali poprzez skomplikowany system donosów. Nic dodać, nic ująć, Andrzejku — wiadomo, kto organizował system donosów i prowokacji. Mieliśmy już takie rządy, nawet nie tak dawno. Na dzisiaj wystarczy, do zobaczenia za kilka dni.


Pan Miecio odwrócił się na pięcie i na pożegnanie pomachał ręką. No cóż — pomyślałem — niekiedy trudno się dziwić rodakom, ze sięgają po kielonka, bo na trzeźwo po prostu nie da się tego rozgryźć.