czwartek, 26.12.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Niedaleko wielkiego miasta przycupnęło nad rzeką nieduże osiedle kolorowych domków. Od północnej strony otulał je sosnowy las. W jednym z domków, pod samą ścianą drzew zamieszkała sympatyczna rodzina złożona z mamy, taty, Kubusia i Matyldy. Ach, i jeszcze z wesołego kotka Gacka.
Codziennie rano tatuś wyprowadzał z garażu wysłużony samochód i rozwoził całą rodzinkę: Matyldę do przedszkola, mamę do biura a Kubusia do szkoły. Sam jeździł do dużej firmy produkującej gwoździe. Wieczorami zaś wszyscy spotykali się w ciepłej, przytulnej jadalni na wspólnej kolacji.
To była jedyna chwila w ciągu dnia, kiedy każdy mógł opowiedzieć, jak minął dzień.
— Dzisiaj w przedszkolu była przypalona zupa — powiedziała Matylda. — Nikt nie jadł — dodała z satysfakcją.
— Ciekawe, za co każą nam tyle płacić — mruknął tata.
— Na pewno byłaś głodna — zatroszczyła się mama.
— A u nas w pracy znowu zrobili szkolenie — zmarszczył czoło tata. — Wszyscy odeszli od maszyn i produkcja stanęła. I jak w tej firmie ma być dobrze?
— Na pewno potrącą wszystkim z pensji — zatroszczyła się mama ponownie.
Kuba siedział milczący, machając pod stołem nogami i widelcem rozchlapując resztkę sałatki.
— Przestań stukać! Mało mam hałasu w pracy? — zdenerwował się tata.
— Poplamisz obrus — zatroszczyła się po raz kolejny mama.
Kuba przestał stukać i chlapać, a nawet machać nogami.
— Lepiej powiedz, co tam w szkole — zainteresował się tata.
— Do naszej klasy przyszedł nowy chłopak.
— Fajny? — zadał rzeczowe pytanie tata.
— Chłopaki się z niego śmieją.
— Dlaczego?
— Bo on się jąka! Tak śmiesznie mówi: „M-m-maciek”. Albo: „P-p-proszę p-p-pani”.
— Mam nadzieję, że ty się nie śmiejesz — zaniepokoiła się mama.
Kuba milczał. Za to wprawił ponownie w ruch nogi pod stołem.
— No? — spojrzał pytająco tata.
— A u nas w przedszkolu Basia też się jąka! — zawołała Matylda. — Ale nikt się z niej nie śmieje. Tylko wszyscy ją lubią.
— A ty nie mógłbyś się zaprzyjaźnić z tym Maćkiem? Na pewno poczułby się pewniej. Może nawet mniej by się jąkał — zaproponował tato.
— Nie… — Kuba się wykrzywił. — Zresztą mam już przyjaciela.
W sobotę od rana do sąsiedniego domu ktoś się wprowadzał. Wielka ciężarówka przywiozła meble i kwiaty, i wszystko, co stało dotąd w jakimś innym domu. Kuba ciekawie przyglądał się zza płotu. Wokół ciężarówki wciąż uwijali się jacyś ludzie a wśród nich siwa pani i całkiem siwy pan.
— Hej! — zawołał pan, kiwając ręką w kierunku Kuby. — Może chciałbyś nam pomóc?
Kuba chciał. Bardzo.
Po chwili z zapałem wnosił do domu różne drobiazgi. Kwiaty i obrazy, krzesła i jakieś pudła. Kiedy ciężarówka odjechała, przyszła mama Kuby i zaproponowała nowym sąsiadom herbatę. W ogrodzie było przyjemnie, a herbata działała krzepiąco.
— Mój mąż jest muzykiem. Skrzypkiem — opowiadała starsza pani. — A w wolnej chwili komponuje muzykę. A ja jestem psychologiem. — Ciepło uśmiechnęła się do Kuby. — Podoba mi się twoja bezinteresowna pomoc — powiedziała.
— Czy pani poznała swojego męża na koncercie? — zaciekawiła się Matylda.
— O nie! — odparła rozbawiona. — Znamy się jeszcze ze szkoły. Ryszard był bardzo zamknięty w sobie. A mnie, jako przyszłą psycholog, bardzo pociągały takie przypadki. Prawie się nie odzywał, uciekał w muzykę. A ja się uparłam, żeby mu pomóc. No i zostałam jego żoną. Teraz straszliwa z niego gaduła.
— A dlaczego wtedy się nie odzywał? — dociekała Matylda.
— Ach, on przeraźliwie się jąkał! — wykrzyknęła. — Ale wystarczyła moja serdeczność i cierpliwość, żeby wszystko się zmieniło. Nawet nie musiał chodzić do logopedy.
Starszy pan pochylił się nad dłonią żony.
— I zawsze będę cię za to kochał — powiedział.
Mama zerknęła na Kubę. Siedział skupiony, jakby właśnie coś sobie postanawiał.