czwartek, 26.12.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Choć wypowiedział te słowa szeptem, brzmiały one niczym wystrzał z bata. Aż dreszcz przeszedł zgromadzonym po plecach.
Nie odpowiedział; nie musiał. Odruchowo sięgnęła do medalionu na szyi. Atmosfera była ciężka, a powietrze zgęstniało jak przed burzą.
— Ta kobieta w ogrodach…
— Tak.
Domyśliła się kto i dlaczego wymordował wieśniaków.
Mag wstał.
— Jak udało się wam…? — jego ciekawość wzięła górę nad gniewem i nienawiścią do Elredena.
— Zatrzymać przemianę Namaris? Trafiłem na życzliwego maga — Askardczyk przygryzł panu Sarho.
— Może był i życzliwy, ale mało rozsądny.
— Dzięki jego nieroztropności moja córka żyje — powiedział podniesionym tonem i wstał. — Oby inny byli tak nieroztropni wobec potrzebujących pomocy — dodał z wyraźnym przytykiem do postawy pana Sarho.
Mag podniósł ręce w geście pojednania. Elreden usiadł ponownie.
— Gdy dowiedziałem się, z czym mam do czynienia, sprowadziłem maga na czas rozwiązania. Wiele mnie to kosztowało… Szczęściem Lairan nie domyśliła się niczego i została w domu. Gdy dziecko było już na tym świecie, mag spętał demona zaklęciem i zabezpieczył magią ukrytą naturę Namaris. By zaklęcie nie osłabło, musisz przez cały czas nosić ten medalion — zwrócił się do córki. — On będzie cię chronił do końca twego życia.
— By utkać takie zaklęcie, mag musiał użyć ogromnej mocy, w tym i własnej — zauważył pan Sarho z uwagą spoglądając na Elredena. — Takiej usługi nie wyświadcza się za małą cenę. Musiałeś dać cały majątek.., a być może i złota nie stało na zapłatę…
— Nie twoja sprawa — burknął Askardczyk.
Przez moment mierzyli się spojrzeniami. Mag zadowolony, że odgadł tajemnicę ojca Namaris, Elreden z groźbą w oczach. Namaris przyglądała się im obu, jakby w ich twarzach zamierzała wyczytać, czego jej ojciec użył jako zapłaty.
— Jak to się stało, że twoja żona… — zaczął Ungaru, ale napotkawszy spojrzenie Elredena natychmiast się poprawił — …ta istota dzisiaj ściga mą panią?
— Gdy mag był zajęty ratowaniem duszy Namaris, Lairan rozerwała pęta zaklęcia, nim zdołaliśmy ją zgładzić. Była zbyt słaba, by zaryzykować walkę z nami, ale wiedzieliśmy, że wróci po dziecko. Ukryłem więc swoją córkę.
Ponownie zapadła dłuższa przerwa. Wszyscy rozważali to, co usłyszeli. Ungaru z niepokojem patrzył na dziewczynę. Nie z odrazą, gdyż przywiązanie do swej pani nie zostało zgładzone wiadomością o tkwiącej w niej ciemności, ale z troską. Czuł bezsilność, gdyż jako jej obrońca nie mógł jej chronić przed ciążącym nad nią przekleństwem. Znając siłę opłaconego duszą Elredena zaklęcia, pan Sarho nie odczuwał już takiego strachu w bliskości Namaris. Nie porzucił jednak myśli o zgładzeniu jej i drzemiącego w niej zła. Dziewczynie tysiące myśli przelatywały przez głowę. Dziwiło ją, że mimo tego co usłyszała, udało się jej zachować taki spokój. Jakby dowiedziała się co podadzą na kolację, a nie że jest demonem, na którego polować będą wszyscy magowie i tępiciele tego świata. Że każdy bez wyjątku będzie miał prawo zabić ją jak wściekłego psa i nie poniesie za to żadnej kary.
— Kim jest pan Adeh? Czy to rzeczywiście mój wuj? Twoja panie rodzina jest daleko na północy, moja… — słowo matka nie przechodziło jej przez gardło, więc przemilczała je — ona nie ma rodziny. Czy pan Adeh to rzeczywiście mój krewny?
— To mój dawny niewolnik, z którym pojechałem do Salis. Wyzwoliłem go, zaopatrzyłem w pieniądze, powierzyłem cię jego opiece i nakazałem mu ukryć się tak, by nikt nie mógł go znaleźć. Po pięciu latach miał zawiadomić mnie gdzie jest, posyłając list do świątyni w Remanfis, do swego dawnego przyjaciela, u którego miałem odebrać pismo z wiadomością, gdzie przebywacie. Dobrze wykonał zadanie. Zmienił imię i nazwisko, ożenił się i tak zatarł ślady, że nawet ja nie byłem w stanie go odnaleźć. Przez te pięć lat odbywałem nowicjat w zakonie kemeidów, szkoląc się w umiejętnościach magii, studiując demonologię i doskonaląc techniki walki. Gdy byłem gotowy, zostałem wyświęcony na kemeidę i wyruszyłem na poszukiwania mojej byłej żony.
Elreden skończył opowiadać.
Zapanowała śmiertelna cisza. Słychać było tylko zgrzyt przesuwanej po brzegach klingi osełki. Elreden bardziej chciał uciec od dalszych pytań niż naostrzyć miecz, który do tej pory był już ostry jak brzytwa. Musiał jednak zajmować czymś ręce, aby ukryć podenerwowanie. Nie irytowała go sytuacja ani wyjawiona tajemnica rodziny, ale fakt, iż swymi słowami ranił córkę, której nie widział od czasów jej niemowlęctwa.
— Zatem… jestem córką demona…? — wykrztusiła z siebie Namaris, gdy wreszcie prawda dotarła do niej z całą mocą.
— Otóż to — z nutą sarkazmu odpowiedział jej mag.
Elreden odłożył na bok miecz i sięgnął po zawiniątko leżące obok. Gdy je rozwinął, oczom zgromadzonych ukazały się pięknie wykonane cienkie ostrza pokryte runami i tajemniczymi znakami. Na ich widok Namaris poczuła coś na kształt nudności, aż chwyciła się za brzuch.
— Ostrza yenew! — wykrzyknął radośnie mag.
— Co to takiego? — spytał Ungaru.
— Ostrza do zabijania demonów i istot zła — pan Sarho pośpieszył z odpowiedzią, wyraźnie zadowolony z posiadania przez ojca Namaris owych przedmiotów. — Posiadają ogromną moc. Natychmiast zabijają każdą przeklętą istotę. Są wykuwane przez elfy.
Spojrzał na Namaris z triumfem, dostrzegając jej gest wywołany złym samopoczuciem. Nie posłała mu gniewnego spojrzenia. W jej głowie huczały tysiące myśli. Nie wiedziała: śmiać się czy płakać. Czuła, jak jej życie rozpada się niczym trzcinowy domek przy podmuchu pustynnego wiatru.
Wstała. Siedzenie ją irytowało. Chciała działać. Tylko co robić? Co czynić, by pozbyć się przekleństwa?
Jej ojciec również podniósł się z ziemi zaniepokojony jej zachowaniem.
— Niezmiernie przykro mi, że dowiedziałaś się o swoim… piętnie w takich okolicznościach.
— A jakie okoliczności byłyby stosowne? — uśmiechnęła się gorzko, ściskając w dłoni medalion. — To jest więc moja tarcza przed samą sobą…?
Skinął głową.
— Cienka to granica między mą ludzką naturą a brzemieniem drzemiącego we mnie zła.
Zbliżył się do niej.
— Tę granicę wyznaczasz ty. Ty wybierasz kim być. Póki nie poddasz się złu i nie skosztujesz ludzkiej krwi, pozostaniesz Namaris, córką Elredena, a nie córką demona.
— Co będzie, jak zdejmę medalion?
— Przybierzesz postać swej ukrytej natury, a pragnienie krwi szybko w tobie zatriumfuje.
Wzięła głęboki oddech.
— Dobrze, co mam zatem czynić?
— Pozostać sobą, tak jak do tej pory.
— A matka…? Przy niej poczułam potrzebę… — nie chciała powiedzieć tego co czuła jakby bojąc się, że wypowiedzenie swych obaw je ziści.
— Zamierzam ją zgładzić. Jeszcze przed nastaniem kolejnej mocy.
— Jestem wabikiem?
Słysząc te słowa mag zerwał się na równe nogi.
— Niech cię rozszarpią piekielne psy Hodgorna! Chcesz ściągnąć sirliona tutaj!?
— Nie chcę narażać innych na głód demona, a on już jest niedaleko — prychnął z pogardą dla maga Elreden. — Będziesz mógł się wykazać umiejętnością walki z prawdziwym demonem, a nie mordowaniem bezbronnych kobiet rękami swych siepaczy.
— Bądź przeklęty!
— Już od dawna jestem — odparł ze spokojem mężczyzna siadając przy ognisku.
Mag miotał się chodząc tam i z powrotem, przeklinając i wymachując rękoma.
— Gdybym wiedział… kazałbym ją zabić jeszcze w mieście, a ja głupiec nie chciałem skandalu…!
Na te słowa Ungaru gniewnie zmarszczył nos i zmrużył oczy niczym drapieżnik. Drażnił go ten człowiek, tchórz kryjący się za majestatem władzy jakiej mu udzielono, aspirujący na więcej niż był wart i niż miał umiejętności.
— Nic by ci to nie dało. Sirlion zabiłaby cię za zgładzenie jej córki i dalej by mordowała.
— Zabiliby ją pałacowi tępiciele.
Elreden roześmiał się szczerze ubawiony słowami maga.
— Od czterystu lat Lairan wymyka się mieczom tępicieli i mocy magów cechowych. Jej imię przewija się w kronikach kemeidów. Ja sam ścigam ją po świecie od trzynastu lat. Myślisz, że ty i twoje sztuczki zdołałyby ją powstrzymać? — wyraził swe pogardliwe zdanie o zdolnościach maga.
— To jak chcesz ją zgładzić?
— Tym mieczem — Elreden ponownie przeciągnął osełką po krawędzi ostrza.
— Niech cię szlag!
Tym razem mężczyzna uśmiechnął się jedynie pod nosem.
— Spodziewałeś się, że dokonam jakiegoś cudu?
Pan Sarho przegryzł pod nosem jakieś przekleństwo.
— Dlaczego sądzisz, że ci się uda, skoro wielu przed tobą zawiodło?
— Tego nie mogę obiecać.
Tym razem Sarho głośno zaklął i rzucił kilka wyzwisk w stronę Elredena.
— Oby piekielne demony szarpały twe trzewia po wieczność; oby nigdy nie zgasł ogień piekieł, w którym płonąć będziesz; oby wasal twej duszy sprzedał ją Hodgornowi w wieczne posługiwanie.
Namaris już widziała jakiej waluty użył jej ojciec płacąc za medalion, który chronił jej duszę przed złem. Wzrok jej ojca zakazał jej zadawać jakichkolwiek pytań na ten temat, milczała więc.
— Dlaczego użyłeś swej córki, panie? — Ungaru spytał poważnie, okazując szacunek rozmówcy, dowiedziawszy się o jego poświęceniu.
— Lairan wpadła na trop Namaris kilka tygodni temu. Wiedziałem, że już nie odpuści. Zamiast ją ścigać, postanowiłem zwabić ją do siebie. W ten sposób wiem kiedy zaatakuje i jestem przygotowany.
Zrozumieli. Nie było już wyjścia i lepiej walczyć na własnych warunkach niż na cudzych. Pan Ungaru był pełen uznania.
— Możesz liczyć, panie, na moją pomoc.
— Chroń swą panią bardziej niż własnego życia — polecił Elreden.
— Możesz na mnie, panie, liczyć.
Mag ponownie coś burknął przysłuchując się ich rozmowie. Nie odważył się wsiąść na konia i odjechać, nie wiedział w jakim kierunku. Był magiem, nie tropicielem. Nie potrafił też walczyć i samotnie nie chciał natknąć się na sirliona. W głębi duszy miał szczerą nadzieję, że ojcu Namaris uda się zgładzić demona. A wówczas on zajmie się córką. Nie zostawi tak tej sprawy.
cdn.