czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Arkadiusz FRANIA: „Jestem pomysłem Pana Boga na człowieka” — fragmenty — odcinek 6.


Człowiekiem męskim od pierwotnych czasów władało i wciąż włada jedno pragnie­nie: zrobić sobie na świecie dobrze. Ubić mamuta, żeby ujarzmić demona żołądka, lub kupić w markecie dziesięciopak piwa w promocji Lidla. Przydybać pochyloną nad zdechłym mamutem babę z szerokim zadem, by rozpuścić w niej życie, lub wpatrywać się w dekolt dziewczyny, która rozkoszuje się ciastkiem przy sąsiednim stoliku kawiarni „Skrzynka”. Wyczyścić strzępy skóry mamuta narzucone na ramiona lub przetrzeć buty pastą kiwi, by mężczyzna miał wygląd i połysk, liczył się w stadzie lub korporacji. Człowiek męski jest ograniczony, jeśli nie pojmie, iż w tych zjawiskach, okolicznościach, w tym po wielokroć „lub”, formułuje się świętość, sen słodki.

Cień Ara wzniósł się na wyżyny Cienkiego intelektu i skrócił dys­tans do Ara, gdy zszedł na niego jak obrazek na obrazek.

Współżycie. Współegzystencja. Współczucie. Nie jesteśmy samotnikami. Wychodzimy z człowieka. Wchodzimy w człowieka. Poza tym nic, bo każda interpretacja jest nadinterpretacją. Duch jest dmuchanym łóżkiem nadziewanym wypustkami z ołowiu, na którym nie mogę się ułożyć. Podtrzymuję się na duchu. Kwitnę w świetle z żarówek, zakładając, że ulgę przynosi wszystko, co mnie spotyka. Ponaglam myśli, stawiam wymagania, podpowiadam, podczytuję wiersze o aniołach i piję gorzką kawę z cukrem.

Cień Ara usłyszał zgrzytanie zębów. To Ar zgrzytał zębami, czym doprowadzał do szału Żonę Ara.

Kołyszę się na nitkach wylęgających się z sufitów. Szeleszczę. Kruszę. Rozsypuję. Fatum: być i pozostać w kawałkach. Narysuj mnie z pamięci. Z bólu głowy, z migreny, z drgawek. Narysuj mnie z pamięci. Odtwórz. Zachowaj. „Cała cisza” — mówi młody człowiek i zajadle próbuje żółty kwadrat włożyć w trójkątny otwór. Podziwiajcie narody Polski zmysł utopijnego mędrca, któremu za dwa tygodnie stukną trzy lata, bo on wie wszystko o logice kreatywnej.

Cień Ara ukradkiem wspomagał się biszkoptami, choć wolałby pączkami z nadzieniem różanym. Ale Ar nie odbierał wysłanych odpowiednio wcześniej sygnałów od swojego Cienia i nie kupił ciastek.

Napiszę łzę wprost z oka. „Niech Pan nie rusza tak tym okiem, bo nie mogę zrobić badania. No niech Pan uspokoi powieki, bo porysuję źrenicę, a na co to Panu?” — mówiła okulistka. Napisałem łzę wprost z porysowanego oka. Nie bolało w gałce, nie krwawiło. Poza okiem widoki były jakieś zamglone i nie umiałem trafić ciałem w otwór, który ktoś mądry nazwał „futryną”. Usiadłem na krzesełku w poczekalni. Ludzie przychodzili do medyków i modlili się z nudów do plastikowych kart wydanych przez śląską regionalną kasę chorych.

Cień Ara chciał wynająć parę koni, żeby zawiozły go do Kleszczeli. Chciał zobaczyć, jak ludzie żyją codziennością w miejscowości o tak zaciśniętej nazwie. Żona Ara boi się kleszczy i nie wchodzi do lasu. Chyba, że musi. Ale gdy już wyjdzie, sprawdza dokładnie ciało, czy nie wbił się kleszcz i nie pije krwi. Ar też śledzi pory skórne Żony Ara, czy nie ucztuje tam kleszcz. Cień Ara nie pojechał do Kleszczeli, bo żadna para koni nie znała drogi, a jeśli nawet znała to była pokłócona i chciała jechać w dwie różne strony do dwóch różnych Kleszczeli.

c.d.n.