czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Ewa Cielesz: z cyklu „Pani Radość” — Wróżka


Wróżka

Purpurowe, lekkie chmurki otulały wielką, okrągłą pomarańczę, zanurzając coraz głębiej i głębiej miękki zmierzch. Ola, stojąc przy oknie swojego pokoju, z zachwytem obserwowała odchodzące w krainę snu słońce. Zapadał wieczór i sierpniowy chłód, plącząc kolorowe zasłonki, wpływał do rozgrzanego resztką lata pokoju. Ola lubiła tańczące z wiatrem firanki, tym razem jednak zatrzasnęła okno. Kończą się wakacje, a ona tyle jeszcze ma do zrobienia. Musi przygotować zeszyty i obłożyć książki, uporządkować piórnik i zatemperować kredki. Nie jest już pierwszakiem i wstyd byłoby prosić o wszystko mamę.

Ola wracała po wakacjach z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony tęskniła już za szkołą, często sięgała po pachnące nowością podręczniki, z drugiej jednak strony czuła ściskanie w dołku i niechęć przed powrotem do klasy. Spędziła cudne wakacje u babci, która kochała ją ponad wszystko. Wśród dzieci czuła się jednak obco, nieswojo. Zwykle stała z boku, przyglądając się roześmianym koleżankom. Dzieci nie lubiły jej, tego była pewna, a i pani ślizgała po niej obojętnym wzrokiem. Nauka sprawiała jej przyjemność. Lubiła zdobywać nową wiedzę, pochłaniała książki. Trudno było jednak dostrzec ją w lesie rąk uniesionych w górę, mimo że znała odpowiedź na każde niemal pytanie. Ola bardzo bała się najmniejszego krytycznego spojrzenia czy drwiącego uśmiechu. Pozostawała więc w cieniu i wszyscy się do tego przyzwyczaili. Tego wieczoru Ola nie mogła zasnąć. Jutrzejszy ranek przyniesie nowe wyzwania.

* * *

— Olu, obudź się. Wakacje się skończyły, wstawaj — mama lekko potrącała ramię dziewczynki, która z uporem naciągała na głowę kołdrę.

Schronić się, choćby jeszcze przez chwilę, w ciepłym zagłębieniu poduszki, wtulić w puchatą kołdrę.

Mama powiesiła na oparciu krzesła świeżo wyprasowaną białą bluzkę.

— No, wstawaj, wstawaj — gderała — musisz się przecież pięknie ubrać.

Ola niechętnie opuściła bezpieczny azyl i ruszyła do łazienki. Kłopoty zaczęły się już przy śniadaniu.

— Nie zaplam bluzki — ostrzegła mama i niemal w tej samej chwili kubek wymknął się z rąk dziewczynki. Kakao znaczyło ciepłą ścieżkę pomiędzy perłowymi guziczkami, poprzez czarną spódniczkę, aż do lśniących, lakierowanych bucików.

— Och! — jęknęła mama — co za niezdara. W co ja cię teraz ubiorę? — I szybko pobiegła do szafy.

Szafa jednak nie miała wiele do zaoferowania. Spódniczka nie dawała się zapiąć, a ubiegłoroczna bluzka rozchylała się na wydatnym brzuszku.

— Trudno — powiedziała mama. — Wyglądasz okropnie. Znowu przytyłaś, ale nie mamy wyjścia.

Do szkoły wbiegły w ostatniej chwili.

— Patrz, ale baleron. — Ola usłyszała za plecami i zaczerwieniła się po cebulki włosów.

Po apelu klasę trzecią zabrała pani dyrektor.

— Przykro mi, że muszę wam przekazać tę wiadomość. Wasza pani wyprowadziła się z naszego miasta. Nie będzie was już uczyć. Od jutra spodziewamy się nowej nauczycielki, która się wami zaopiekuje. Życzę samych sukcesów w roku szkolnym.

Po klasie przemknęły niezadowolone szmery. Ola spłoszyła się. Nowa nauczycielka? Więc może być jeszcze gorzej.

Wrześniowe popołudnie babim latem oplatało powietrze. Zielone jeszcze liście delikatnie drżały na drzewach. Kolorowe sójki uwijały się w pogoni za ostatnimi owadami. Ola dostrzegała to wszystko, idąc samotnie wzdłuż parkowej alejki. Ruda wiewiórka znieruchomiała na chwilę, trzymając szyszkę w zwinnych łapkach. Potem czmychnęła na drzewo. Dziewczynka uśmiechnęła się leciutko. „Napiszę bajkę o tobie!” — pomyślała.

W domu nie było nikogo. Mama wróci za godzinę, wtedy dopiero zajmie się obiadem. Ola poczuła głód. W sklepiku na dole kupiła chipsy i batonika. Pochłonęła w mgnieniu oka, choć z dużym poczuciem winy. Mama nie byłaby zadowolona. Podeszła do wielkiego lustra i spojrzała na siebie krytycznie. Była ładną dziewczynką. Pszeniczne włoski wymykały się niesfornie z zaplecionego warkoczyka. Oczy o trochę niezwykłym, morskim kolorze patrzyły bystro. Tylko te pucułowate policzki! I te wiecznie przyciasne, opięte ubranka. Wyrzut sumienia w postaci przedobiedniej przekąski pogroził jej palcem. „Baleron” — przypomniała sobie z niechęcią i odeszła od lustra.

* * *

Nowa pani była zupełnie zwyczajna. Nosiła dżinsy i sportową bluzkę. Zachowywała się też zwyczajnie. Sprawdziła obecność, zatrzymując dłużej wzrok na każdym z uczniów i poprosiła, by wyjąć język polski. Dzieci opowiadały swoje wakacyjne przygody, czytały i pisały, pani słuchała, chwaliła, poprawiała, a pod koniec lekcji poprosiła:

— Napiszcie do mnie list.

— List? — zdziwiły się dzieci.

— Tak, list. To będzie wasza praca domowa. Ale oddajcie go za dwa tygodnie, nie wcześniej.

Na lekcję wychowania fizycznego Ola szła jak na ścięcie. Upiorny WF spędzał jej sen z powiek. Nie znosiła, gdy dzieci śmiały się z jej nieporadności, nie znosiła, gdy krzyczały, przegrywając przez nią zawody, a już najbardziej w świecie nie znosiła chwil, gdy dobierały drużynę do gry w dwa ognie i sama zostawała na placu boju, niewybrana przez nikogo. Nikt nie wie, jak bardzo wtedy czuła się odrzucona, upokorzona, niechciana.

— No, Olu. Weź się za siebie .Nikt nie ma ochoty przez ciebie przegrywać. Trudno, damy cię do grupy, gdzie jest mniej dzieci — mówiła poprzednia pani i Ola miała ochotę zapaść się pod ziemię. A jak będzie teraz?

Pani weszła z gwizdkiem na szyi i z piłką. Zarządziła zbiórkę, a potem zapytała:

— Kto nie lubi WF-u?

Nikt nie drgnął. Ola się skuliła. Nie, za nic na świecie nie wyjdzie sama z szeregu!

Pani przyjrzała się dzieciom badawczo. Ola odniosła wrażenie, że zatrzymała dłużej wzrok właśnie na niej. Ale może jej się tylko tak zdawało.

— Zagramy w dwa ognie.

— Ja wybiorę drużynę! Ja! Ja! — przekrzykiwały się dzieci.

— Nie — powiedziała spokojnie nauczycielka. — Nikt nie będzie nikogo wybierać. Dzieciom wybieranym na końcu jest przykro. Podzielimy grupę na połowę.

Ola patrzyła na panią zdumiona. Skąd wiedziała? Jaka ona jest kochana!

Na plastyce dzieci miały wybrać jeden kolor farby i namalować swoją drogę do szkoły. Ola wybrała szarą.

— Nie martw się. Coś zrobimy, żebyś polubiła szkołę — powiedziała pani, odbierając od niej pracę. I uśmiechnęła się bardzo ciepło.

* * *

List do Pani

 

Droga Pani Anno!

 

Dwa tygodnie temu pomyślałam, że pomysł z listem jest głupi. Bo jak tu pisać do obcej osoby? Teraz już wiem, że mam Pani tyle do powiedzenia! Dziękuję za lekcje języka polskiego, które zamieniają klasę w teatr i pozwalają na bycie tym, kim chciałoby się być. I za rolę wróżki w teatrzyku szkolnym, chociaż jestem gruba, i za to, że dzięki temu nie chcę być gruba i przestałam jeść chipsy i batoniki, a moje ukochane spodnie znowu mogę zapiąć w pasie.

Wczoraj pomyślałam, że to nie ja, a Pani jest wróżką, bo wiedziała Pani, jak zaczarować lekcje WF-u, żebym je polubiła. Dziękuję też za moją pierwszą w życiu przyjaciółkę i wszystkie koleżanki, które rozśmieszyły moje opowiadania i od tej pory mamy sobie tyle do powiedzenia. Chociaż wtedy byłam zła, że przeczytała je Pani głośno na lekcji, dałam je przecież tylko Pani. Ale teraz jestem wdzięczna i już wiem, że dobrze Pani zrobiła.

I jeszcze dziękuję Pani za to, że nigdy już nie namaluję szarej drogi do szkoły.

Ola