czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Queen of Delirium: „Omijając miłość” — odcinek 6.


W czasie gdy Joan biegła do domu ze łzami w oczach, usiłując powstrzymać drżenie serca, Catherine chowała ostatnie nuty do teczki. Wstała wolno i wyszła z nieokreślonym uczuciem w sercu. Do domu weszła na palcach, jakby bała się, że ktoś na nią czeka. Wyjęła z kieszeni pudełeczko i przytuliła do piersi. W zasadzie pierwszy raz nie była ciekawa co jest w środku, chciała mieć jedynie świadomość, że to od dziewczyny. Mimo to pociągnęła za wstążkę, która swobodnie rozwiązała się i opadła pod jej stopy. Zdjęła górną część pudełka i uśmiechnęła się smutno. Ich ulubione cukierki. Joan zawsze dzieliła się z nią, a czasem oddawała nawet swoje, choć obie bardzo je lubiły. Nie zajrzała głębiej i nie dostrzegła, że pod cukierkami ukryte jest coś jeszcze. Odstawiła pudełko na biurko w pokoju i opadła na łóżko. Siedziała tak chwilę, by w końcu udać się do kuchni na lekką kolację.

Joan wpadła do domu jak szalona. Chciała krzyczeć i płakać, ale nawet jedna łza nie wydostała się spod powiek. Na dłoni czuła ciepło skóry przyjaciółki, jej zapach i smak prześladowały usta. Rzuciła się na łóżko i mocno wtuliła w poduszkę. Leżała tak dość długo i zaczynała zasypiać, gdy komórka zawibrowała. „Będę u Ciebie jutro o 10, tylko jeszcze raz podaj mi numer mieszkania” — przeczytała. Odpisała podając tylko numer, zerwała się z łóżka, zajrzała do lodówki i zobaczyła jedynie światełko. Będzie musiała wcześniej wstać, aby zrobić zakupy. Jak jeść śniadanie, skoro nic nie ma.

 

Noc ciągnęła się w nieskończoność dla Joan, z radością powitała więc dźwięk budzika. Szybko wzięła prysznic, ubrała się i pobiegła do sklepu. Doskonale wiedziała w jakich smakach gustuje Catherine — nie była tylko pewna, czy lepiej zrobić typowe śniadanie, czy coś słodkiego do kawy, więc kupiła oba rodzaje. Był jeden problem — jej przyjaciółka nigdy nie jadła jednocześnie owoców i słodyczy, ale to jakoś da się przeżyć.

— Słodkie się przecież nie zmarnuje — pomyślała i uśmiechnęła się sama do siebie.

Tymczasem Catherine nigdzie się nie spieszyło. Rano jeszcze smacznie spała i obudziła się tuż przed godziną, o której miała wyjść z domu. Natychmiast przypomniała sobie o Joan i czym prędzej wyszykowała się do wyjścia. Wzięła cukierka z pudełeczka i ujrzała pod spodem jakiś obrazek. Była to zakładka z ich wspólnym zdjęciem. Uśmiechnęła się w myślach, odłożyła zakładkę na biurko i wyszła. Szła pewnym krokiem, choć nieco obawiała się pierwszej wizyty.

 

W połowie drogi wysłała SMSa z prośbą o wyjście po nią. Joan wybiegła jak szalona — spotkały się u wejścia do osiedla. Łakomym wzrokiem omiotły się i powędrowały do domu. Catherine była dość swobodna, mimo obaw, natomiast Joan cała spięta, plątała język. Otworzyła drzwi i ruchem zaprosiła gościa do wejścia. Przyjaciółka rozejrzała się i rzuciła mimochodem:

— Tu mogłabym mieszkać. Mieszkanko małe, ale bardzo przytulne.

— Dziękuję — zawstydziła się dziewczyna — usiądziesz? Zaczniemy od śniadania, czy masz chęć na coś innego?

— Posiedźmy przy śniadaniu, jeśli pozwolisz, a później chciałabym zobaczyć Twój pokój.

— Oczywiście.

 

Śniadanie jadły rozmawiając o tysiącu spraw, z których niewiele do dziewczyny docierało. Wpatrywała się w przyjaciółkę i gdyby mogła po prostu by ją objęła. Po śniadaniu zrobiła kawy i poszły do jej pokoju.

— Nie masz łóżka? — zdziwiła się Catherine.

— Jakoś tak wyszło, śpię na materacu. Ale dla mnie jest jak łóżko.

— Wiele o Tobie nie wiem — uśmiechnęła się, a dojrzawszy ich wspólne zdjęcie na korkowej tablicy dorzuciła — nie wiedziałam, że jeszcze je masz. Ale wtedy byłam kluska.

— Zawsze byłaś śliczna — wyrwało Joan, ale przyjaciółka udawała, że nie zwraca na to uwagi, choć oczy jej zabłysły.

Siedziały w pokoju już nieco spięte, troszkę pracowały na komputerze, a później oglądały zdjęcia nie mogąc się nadziwić pięknu przyrody. W pewnym momencie zadzwonił telefon. Po harfistkę przyjechała znajoma.

— Jesteś gotowa? — spytała.

— Przecież...

— Chodź, bez Ciebie nie pojadę — wzięła dziewczynę za dłoń i natychmiast speszona się wyrwała.

Zanim doszły do samochodu, szły wtulone i radosne, gdy zobaczyły znajomą puściły dłonie splecione jak u dzieci i wsiadły, witając się krótko. Całą drogę Joan milczała wpatrzona w boczne lusterko, w którym odbijała się twarz przyjaciółki. Gdy dojechały na miejsce, dała Catherine wody (zabranej z domu specjalnie dla niej) i weszły do środka. Wizyta choć miła, była nieco drętwa. Nie lubiła znajomej swojej przyjaciółki, a nie mogła się też zachowywać przy niej swobodnie. Mówienie w sposób oficjalny przyprawiało ją o mdłości, choć w zasadzie rzadko mówiła po imieniu, nawet gdy był same. Wróciły do domu po kilku godzinach. Gdy znajoma zniknęła za drzwiami, miały jeszcze chwilę dla siebie. Siedziały w jej pokoju, a dziewczyna z dziwną tęsknotą w sercu, przyglądała się pościeli przyjaciółki. Miała chęć położyć się i wtulić w delikatnie unoszący się zapach. Powstrzymała natrętne myśli i poszła do kuchni. Kolejna porcja lodów i ich ulubiona kawa — pół na pół z mlekiem. Sączyły w milczeniu aromatyczny napój, patrząc w ściany na przeciwległych krańcach kuchni. Mijały się spojrzeniem, nie umiały wykrztusić słowa. Joan dopiła pierwsza. Chciała pozmywać, ale przyjaciółka powstrzymała ją. Atmosfera stawała się coraz bardziej dusząca. Czegoś chciały, coś je do siebie ciągnęło i coś odpychało. Kolejne minuty milczenia i uśmiechu, który był tajemnicą, czas płynął nieubłaganie. W pewnym momencie ich bezpieczna samotność się skończyła. Do domu weszła współlokatorka Catherine. Marzenia o wspólnych chwilach prysły jak mydlana bańka. Dziewczyna przywitała się i przeprosiła za najście, po czym udała się w kierunku drzwi. Stanęła w przedpokoju, odwróciła się i mocno wtuliła w przyjaciółkę. Odpowiedziała uściskiem, ale chwilę później wyrwała się w obawie przed nakryciem.

— Odezwę się wieczorem — szepnęła Joan do ucha.

— Jak chcesz. Jutro wyjeżdżam.

— Jak to? Nie mówiłaś nic. Gdzie Ty znów jedziesz? Nie wiesz, że gramy w sobotę? Chyba mnie nie zostawisz? — głos kobiety był pełen zdziwienia i wyrzutu.

— Zostawię, nie zostawię. Mnie też należy się tydzień urlopu. Wyślę Ci kartkę, a na koncercie sobie poradzisz beze mnie. Ja tu tylko sprzątam — odpowiedziała dziewczyna ze smutkiem.

— Wiesz, że jesteś ważna. Nie lubię ich, a z Tobą czuję się bezpiecznie. Potrze... — przerwała nie mogąc powstrzymać bezradności.

— Kocham Cię. Dobrej nocy — uciekła rzucając ostatnie spojrzenie.

 

Catherine wyszła za nią aż na schody. Nie wiedziała co powiedzieć. Nie miała pojęcia o żadnym wyjeździe.

— Zaczekaj — zawołała.

Joan nawet się nie odwróciła. Zbiegła po schodach i trzasnęła drzwiami od klatki. Wieczorem napisała, że przeprasza, ale przecież wszyscy wiedzą, że ją kocha i nie ma nic poza tym. Catherine odpisała, że wie, ale to nic nie zmienia. Pisała, że dziękuje za pełną miłości obecność i wie jak bardzo potrzeba życzliwości. Joan zagryzła zęby i rozpłakała się w poduszkę. Dla nich nie było przyszłości.

cdn.