Problem z bazą danych: odrzucone zapytanie Dagmara Weinkiper-Hälsing: „Dziecko ze szkła. In vitro - moja droga do szczęścia” :: czytelnia.mobi = Dobra literatura zawsze pod ręką

czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Dagmara Weinkiper-Hälsing: „Dziecko ze szkła. In vitro - moja droga do szczęścia” — odcinek 3.


#3

stało się oczekiwane

Wróciłam z wakacji. Podróż z przygodami, niemalże sześciogodzinnym opóźnieniem z Turcji i szaloną podróżą powrotną do Göteborga. Weszłam do domu, przejrzałam korespondencję i ON tam po prostu był. List z kliniki. Oczekiwany od stycznia. Zaczyna się moja pierwsza in vitro karuzela. Będzie płacz i zgrzytanie zębów, ale nie poddam się.

12.10.2006

miły wieczór

Na własnej sofie z lampką czerwonego wytrawnego wina rozmyślam o poniedziałku. W poniedziałek mamy się stawić na pierwszą wizytę w klinice. Pozwalam sobie pomarzyć. Na przykład: Jedziemy do rodziców Stefana na święta, wspólna kolacja i mówimy, że jestem w ciąży. Albo to, że wchodzę do sklepu z dziecięcymi ubrankami i wybieram naprawdę dla siebie, dla nas, nie dla dzieci znajomych. Lub siedzę w tramwaju i gładzę się po lekko wypukłym brzuchu. Boję się, już teraz za dużo sobie pozwalam, porażka może boleć, bardzo boleć. Na razie mam jeszcze „Grześki”, które przywiozłam z Polski i pozwalam sobie pomarzyć, dziś wieczorem, na sofie, przy lampce czerwonego, wytrawnego.

13.10.2006

in vitro wizyta numer 1

Poszło. Dobrze poszło. Mój kochany był bardzo zestresowany, ja z resztą też się denerwowałam. Gdzieś tam w głębi radość mnie przepełnia, bo wreszcie mamy realną szansę na bycie rodzicami. Więcej we mnie pewności niż niepewności, że to co robimy jest słuszne. To dobrze, tym razem ja mogę wesprzeć męża.

Spotkaliśmy się w grupie trzynastu par. Przyglądaliśmy się sobie głupawo z lekkim uśmiechem i ogromnym zrozumieniem w oczach. To my, tacy różni, tacy sami, noszący to samo piętno, pragnący jednego i naiwnie pełni nadziei. Obejrzeliśmy informacyjny film na temat IVF. Jutro o czternastej idziemy na spotkanie z lekarzem. Rano Stefan idzie oddać nasienie do badania. Jutro też zostanie opracowany nasz „plan działania” i mam ogromną nadzieję, że niedługo startujemy.

Największą moją radością i zaskoczeniem była informacja o tym, że mamy trzy podejścia finansowane. Nie tak jak myślałam — stymulacja, pierwsza próba ze świeżym zarodkiem i potem dwie kolejne z zamrożonych, TU ROBI SIĘ TRZY PEŁNE PODEJŚCIA ZA DARMO!!! Czyli trzy pełne stymulacje, włącznie z transferami — FET! Kocham ten kraj i serce krwawi, kiedy myślę sobie, że w mojej Polsce tak bardzo to wszystko kuleje. Przykro mi.

16.10.2006

bliżej startu

Jeśli wszystko dobrze pójdzie (czyli menstruacja w pierwszym tygodniu listopada, mam nieregularne cykle, więc nigdy nie wiadomo, czy dobrze pójdzie), zaczynam „wyciszanie” jajników sprayem do nosa (cztery razy dziennie) przez około dwa tygodnie. Krótko mówiąc, przejdę klimakterium w czternaście dni. Potem badanie krwi. Jeśli poziom hormonów spadnie, zaczynam stymulację hormonalną jajników, zaczną się codzienne zastrzyki w brzuch…

Zgodnie z moim jak na razie optymistycznym nastawieniem stwierdzam — w porządku, bo te zastrzyki to tylko raz dziennie, a przecież mogłoby być cztery razy, tak jak spray :-). Poza tym igła jest cieniutka i krótka, ma około dwóch centymetrów, także przeżyję. W trakcie stymulacji robione będą usg, pozwalające na określenie stanu jajników, ilości pęcherzyków, jakości pęcherzyków, oszacowanie szans etc. Mam nadzieję, że się wykażą te moje jajniki i chociaż raz w życiu zareagują, jak trzeba.

W tygodniu czterdziestym dziewiątym pobranie komórek jajowych (punkcja), pobranie nasienia, zapłodnienie. Po dwóch, trzech dniach jedna z tych zapłodnionych komórek zamieszka w mojej macicy i na Boże Narodzenie będziemy testować po raz pierwszy.

17.10.2006

monotematycznie

Niemalże nie myślę o niczym innym. Żyję w in vitro świecie, a nawet go jeszcze nie zaczęłam. Przesilenie jesienne daje się we znaki, nic mi się nie chce, nie opuszczam sofy. Cisza przed burzą, jakbym świadomie oszczędzała się przed czekającymi mnie potyczkami. Może czas zacząć znów trenować? Byłam na akupresurze, we wtorek następna, potem w czwartek. Wszystko, żeby być jak najlepiej przygotowaną na nasze IVF. Idę się położyć.

19.10.2006

czekając na Godota…

Cały czas wsłuchuję się w swoje ciało, mając nadzieję, że wyczuję jakieś symptomy nadchodzącej miesiączki. Wmawiam sobie, że mnie trochę brzuch pobolewa. Nie ma się co oszukiwać. Nie za bardzo mi się na okres zbiera, cholera. Jeśli nie dostanę w pierwszym tygodniu listopada, muszę dzwonić do szpitala i wszystkie terminy zmieniać. Tak to z tym okresem jest, czasami przychodzi jak niechciany gość, ale kiedy go oczekujemy, jest tymczasowo nieosiągalny.

29.10.2006

życie jest magiczne

Poszłam do apteki z plikiem moich recept. Wzięłam numer kolejkowy, jeden z tych zwyczajów, które w Szwecji uwielbiam (bierze się numerek z automatu i nie ma, że „ja tu przed panią stałam, tylko poszłam na kawę”). Usiadłam grzecznie na krzesełku, czekając na swoją kolej.

Obok mnie usiadła para z maleństwem. Tatuś je trzymał na rękach, a dzieciątko spało. Ludzi dużo w kolejce, sezon grypowy, także zanosiło się na dłuższe czekanie. Po chwili małe się obudziło i zaczęło mi się przyglądać i obdarzyło mnie tym najwspanialszym bezinteresownym uśmiechem, jakim tylko dzieci obdarzyć potrafią. Poczułam, że robi mi się ciepło w całej duszy i całym ciele. I tak zaczęłam sobie rozmyślać, że takie to dziwne, że siedzę obok szczęśliwych rodziców w aptece, z receptami na in vitro. Ja, marząca o tym szczęściu, które oni tulą w ramionach. Przyszła moja kolej, przyszła ich kolej, ponieważ skompletowanie moich leków miało trochę potrwać, więc odesłano mnie znów na ławkę. Im też się jakiś niezły zbiór szykował, bo „mama” też wróciła.

Nie siedzieliśmy już obok siebie. Po jakimś czasie przyszła aptekarka z lekami, poderwałam się z miejsca, bo poznałam opakowania Gonalu, preparatu do stymulacji jajników (w szpitalu uczyli mnie jak robić zastrzyki) i ruszyłam do farmaceutki. Nie tylko ja ruszyłam… Spotkałyśmy się przy ladzie. Leki nie były dla mnie, to były jej leki, mamy uśmiechającego się do mnie maleństwa.

Moje leki po chwili przyniosła inna kobieta. Nie potrafię opisać wrażenia, jakie to wszystko na mnie wywarło. Tłumaczę sobie, że to znak. Taki znak chyba nie może być zły?

30.10.2006

nadal nic

Nie dostałam. Nie mogę zacząć stymulacji, idę wziąć gorąca kąpiel. Szlag by to…

31.10.2006

CDN