sobota, 23.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
*
Kris, ocknij się! Kris! głos dochodził z daleka i był dziwny.
Przypominał mu dzieciństwo i ulubioną zabawę. Wsadzali wtedy głowę w głęboką studnię i bawili się w radio. Ten głos był podobny. Nie krzyczał, szeptał cicho i zdaje się, że go wołał.
Kris Na Boga, odezwij się szeptał dalej głos.
Z wysiłkiem otworzył oczy. Czarne kręgi wirowały dalej. Z trudem uniesione powieki nie wprowadziły żadnej zmiany. Po chwili zdołał zatrzymać i skupić wzrok na jednym punkcie. Zrobił to automatycznie, nie wiedzał nawet co to jest. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to dziurka od klucza w zamku. Widocznie zapalili światło w korytarzu, bo wcześniej jej nie zauważył. Uświadomił to sobie z trudnością i zaraz potem głos z wiejskiej studni skojarzył z odpowiednią osobą.
A to pan wystękał.
Kto cię tak urządził, chłopie?
A urządził no powoli zbierał myśli. McGregor, chyba McGregor byłem obrócony tyłem O cholera, moja głowa
Dostać dwa razy w łeb w ciągu paru godzin, to przynajmniej o jeden raz za dużo. Tętno mógł sobie policzyć bez dotykania ciała. Pokrywało się z uderzeniami kowalskiego młota, który od jakiegoś czasu podjął pracę w jego głowie.
Leż spokojnie. Na razie masz dość stwierdził kapitan. Odpoczywaj, nie wiadomo co nas jeszcze czeka.
Wiadomo odpowiedział z trudem Kris. Będziemy mieli wypadek.
Jaki wypadek? Co ty bredzisz!
Nie bredzę, tylko mówię. Kris powoli przychodził do siebie. Wypadek, katastrofa
Dobra, dobra przerwał mu kapitan. Gadaj po kolei, bo nic z tego nie rozumiem. Po co cię wzywali?
Im wcale nie chodzi o porwanie i okup. Chcą upozorować wypadek. Ci na wieży kontroli lotów myślą, że mamy awarię silników.
Awarię silników?
Tak dali mi kartkę i kazali nadawać: awaria silników, układ zasilania, widzę morze i coś tam jeszcze.
Nie udało ci się nic wtrącić? No wiesz, porwanie czy coś w tym stylu...
Nie tym razem przerwał Kris. Cały czas miałem pistolet nad głową i jak pan widział raz nawet na nią spadł.
Tak zamyślił się kapitan. Czyli ci na wieży myślą, że mamy awarię silników i schodzimy w dół.
Mniej więcej tak potwierdził Kris Cholera, żeby chociaż ci garimpeiros o tym wiedzieli, to może by który
Dopiero teraz z całą jaskrawością uświadomili sobie, że dramat, który się rozegrał był tylko ich własnością. Nie wyszedł na zewnątrz samolotu. Ba! nie wydostał się nawet poza przeszklone ściany kabiny pilotów. Oprócz porywaczy wiedziały o nim tylko dwie osoby. Trzecia już nigdy nic nie powie.
A położenie? Czy pytali o położenie, Kris?
Pytali. Zaraz za pierwszym razem. O położenie i wysokość. McGregor kazał mi milczeć. Potem gadali o tym bez przerwy. Podaj swoje namiary, gdzie jesteś i tak w kółko.
To znaczy, że nie mają nas na radarach. To dziwne. Na sześciu tysiącach powinni nas przecież widzieć!
Jeżeli jesteśmy na sześciu tysiącach. Coś mi się zdaje, że schodziliśmy w dół, ale wie pan to mogło być złudzenie, bo gdy się nie ma żadnego punktu porównawczego o te rzeczy zdaje się łatwo.
A niech to
Pod koniec nadawania mignął mi w dole taki inny odcień czerni o wężykowatych kształtach. Zarys rzeki czy co i to całkiem nisko dodał Kris.
Czy oni zgłupieli? Przecież jeżeli zejdziemy zbytnio w dół, możemy się nadziać! Ja wiem? Wzgórze, drzewo, maszt. Samolot to nie parowóz, który zmiata wszystko po drodze. I to jeszcze ten. Często wystarczy byle muśnięcie. Co oni myślą? denerwował się dalej kapitan, że to sportowa awionetka? Temu słoniowi potrzeba wielu sekund i odpowiedniej odległości, aby coś wyminąć!
Po co to zamartwianie się, kapitanie. To zawodowcy pocieszył go Kris, a ci o swoje głowy umieją dbać. Wątpię, by ryzykowali zbyt dużo. Na pewno przedtem dokładnie sprawdzili trasę. Na ślepo nie lecą a właściwie nie lecimy.
Myśl, która nagle Krisowi wpadła do głowy kazała mu przerwać rozmowę. Dziwne, ale dopiero teraz ją sobie dokładnie uświadomił. A przecież była tak oczywista Uśmiechnął się do siebie i zaczął na nowo:
Wie pan, samolot to jednak dziwny środek lokomocji.
Czemu?
Bo ma jedną cholerną wadę.
A jaką?
W przeciwieństwie do auta czy pociągu w biegu z niego nie wysiądziesz.
No potwierdził kapitan, a swoją drogą to muszą mieć dobrego nawigatora.
Czy to taki problem? Pomyśleli i o tym. Mają i to dwóch.
Skąd wiesz?
Byli w kabinie. Siedzieli na waszych fotelach i bez przerwy zerkali w mapy.
A co mieli robić? W tych ciemnościach
Kapitan spoważniał nagle. Jeżeli zamknęli go tutaj i wyłączyli automatykę, to znaczy, że na pokładzie mają swojego pilota. Ale przecież jeden człowiek nie poradzi sobie z bezpiecznym sprowadzeniem na ziemię tego typu maszyny. Czterdzieści ton żelastwa i ludzi to nie przelewki. A może mają dwóch pilotów i on jest zbędny? Nagle jego czarne myśli przerwał cichy chichot z przeciwka.
I co cię tak, do cholery, bawi? nie wytrzymał kapitan.
Ee... nic. Niech pan będzie dobrej myśli, to nie boli.
Co nie boli?
Jak pewnego kapitana pewnej spółki mróweczki i inne robactwo będzie wtryniać na śniadanko parsknął śmiechem Kris i zaraz pożałował.
Kowal w jego czaszce nagle wytężył pracę.
Ha, ha, ha, ale dowcip mrówki jakoś nie przypadły kapitanowi do gustu, choć najczarniejsze myśli jakby na moment go opuściły.
„Może trochę śmiechu to dobra metoda na rozładowanie stresów” doszedł do wniosku i już w tym klimacie ciągnął dalej „mój kumpel mawiał zawsze: im wyżej wzlecisz tym dłużej będziesz spadał”.
To jest dobre, gdy się wisi na spadochronie.
Jemu i bez spadochronu się przydało.
Tak? zainteresował się Kris.
Tak. Zanim rozbili się o ziemię zdążył przez radio podyktować cały testament.
Opanowany facet. Widocznie tylko to leżało mu na duszy.
Co się dziwisz. Człowiek dorabia się przez całe życie, więc w końcu każdemu powinno zależeć, aby to, co po nim pozostaje było podzielone tak jak chce. To logiczne pragnienie.
Domyśla się pan, co tu jest grane? zmienił temat Kris.
Nie, do pioruna! To miało być nie tak!
A jak?
Mieliśmy lecieć do Belem. O żadnym porwaniu czy zmianie kursu nie było mowy.
I do tego porwali ci, z którymi się umawialiście?
Właśnie.
Chyba wiem dlaczego.
No zachęcił kapitan.
Czy na wszystko by się pan zgodził? zaczął swoje rozważania Kris.
Na taki numer na pewno nie. Po tym co zaszło i tak licencję pilota mam z głowy. A niech to
Podłoga znowu ucierpiała. Kapitan musiał się na czymś wyładować, bo złość na samego siebie podchodziła mu pod cebulki włosów. Tym razem wystarczyły trzy uderzenia.
A niech to powtórzył znowu.
Tego się obawiali ciągnął dalej Kris udając, że niczego nie zauważył. Dlatego podali tylko parę punktów z ich planu, bo reszta przynajmniej na początku była nie do przyjęcia. Teraz, gdy mają nas w ręku, w odpowiednim miejscu i czasie zmienili decyzję A właściwie to nie Źle powiedziałem, niczego nie zmieniali. Zrealizowali tylko kolejny punkt swojego planu. Przecież to wszystko było z góry ukartowane. Potrzebowali samolotu i to niezbyt podpadającego. Ten wasz ze spółki był w sam raz. Ciekawe tylko jaki jest następny punkt w ich harmonogramie
cdn.