sobota, 23.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Proza musi być (do ciemniej cholery), podobnie jak poezja wewnętrznie niespójna, porozmazywana, bez fabuły, roz: -grzebana, -babrana, -chełstana, -sypana. Pojedyncze słupki, każdy z innej parafii należącej do tego samego Kościoła, każdy z innej minuty cierpienia. Co łączy „mnie z teraz” ze „mną sprzed dziesięciu minut”: spinacz, lęk i ból w łydce, jakby podcięto mi mięśnie. Agatka kupiła nową, pojemną torebkę o ciekawym kolorze, do której wejdzie nadajnik radiowy i oddział żołnierzyków z przegranej wojny lub kolekcja temperówek ze zdjęciami drużyn piłkarskich. „W tym roku – mówi Agatka – modne są trzy kolory: żółty, zielony i musztardowy. Zupełnie się nie widziałam w żółtym i zielonym. Wzięłam musztardę”. „Ale sarepską, krymską czy kozacką?” – chciałem zapytać, powstrzymałem jednak dialog, bo już czymś podpadłem.
Cień Ara narysował ramkę, tym samym zabezpieczył Arowi miejsce na tekst, który mógłby się gdzie indziej nie zmieścić.
W poradni zdrowia psychicznego rój „ego”. Jedni przycupnięci pod ścianą lub wbici piorunem w krzesło, osowiali, milczący, głośni w sobie, na prochach. Inni ożywieni, elektrony, cząsteczki. Chodzą, biegają, z nagła skręcają, by równocześnie stanąć. Budynek ma dwa wejścia: przednie i tylne. Pod pierwszym parkują chyba tylko lekarze i kobieta z rejestracji. Powodzeniem cieszy się parking-zaplecze, ukryty, słabo widoczny, mniej wstydliwy. Wśród przetaczających się „ego” – ja na najlepszej drodze do „ego”. Kiedy zobaczyłem mrowie psychiczne, chciałem wyjść, łatwo samowyleczyć się, patrząc na osoby dotknięte chorobą. Chodzą i stoją, ludzie smagani przez los, jednostki potrzebne Bogu, z nerwicami, z obrazami krwawiącymi na oczach, z nadpobudliwością, ze złamanym światem, z wyszczerbioną wiarą w męża, żonę, ale z nadzieją na bliską rozmowę z obcym człowiekiem. „Pani doktor, proszę mi wymienić głowę na głowę dziecka. Albo wykasować ostatnie piętnaście lat. Albo dwadzieścia. Albo żebym w ogóle nic nie wiedziała. Pani doktor, ja nie proszę, ja żądam. Chcę żyć normalnie. To żadna przyjemność, gdy słowa docierają do mnie po kilku minutach. Ale z drugiej strony będę żyła o tych kilka minut dłużej, bo muszę żyć, żeby miały do kogo dotrzeć. Te słowa, znaczy się. Prawda, że gdybym miała umrzeć, już bym umarła. Jestem nieśmiertelna. Pani doktor, ja nie chcę dłużej tak żyć. Pani doktor, dlaczego pani tylko notuje. Chciałam z panią pogadać, a pani zachowuje się jak ostatni urzędnik. A w dodatku powiem całą prawdę, niech się ludzie dowiedzą: widać pani zmarszczki, a ta bluzka już nie jest modna.”
Cień Ara wybrał się z Arem i żoną Ara na wystawę papug. Do sali wszedł Murzyn, więc pomyślał: „Za mało barw. Dajcie jeszcze czarnego.” Cień Ara, obserwując wychodzącego negro, poczuł, jakby sam wychodził. Zbieżność kolorystyczna nie przypadkowa.
Słowa obrotowe: „oś”, „wokół”, „wirować”. Odwrócić się plecami do odbicia w lustrze i uwierzyć, że alternatywą dla życia jest śmierć. Albo w przeciwnym kierunku do ruchu wskazówek zegara. Wczoraj zrozumiałem. Łazienka po gorącej kąpieli była zaparowana, lustro zaszło krótkotrwałą mgłą. Stanąłem naprzeciw szklanego łgarza z grzebieniem w ręce. Po umyciu włosów trzeba nadać im jakiś kształt, wyczesać martwe cebulki, przyrządzić. Tę z pozoru błahą, nic nieznaczącą z punktu widzenia „bytu”, czynność poprzedziła dygresja. W pokrytej szadzią tafli byłem niewyraźny, przerywany. Wstrząsnął mną niepokój, czy wyłonię się, nabiorę ciała. Wierzę zmysłom, ale im nie dowierzam. Uchyliłem drzwi, temperatura się wyrównała. W dniu dwudziestego siódmego maja dwa tysiące ósmego roku o godzinie tuż po dziewiętnastej powróciłem.
Cień Ara spieniężył oddech. Podziwiając znaczki z młynami, zabrakło mu powietrza.
c.d.n.