sobota, 21.12.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Elżbieta Jeziorowska-Wróbel (ur. 1952 r.) to najwybitniejsza poetka średniego pokolenia tworząca obecnie w środowisku częstochowskim. Debiutowała na łamach kulturalnego dodatku do „Gazety Częstochowskiej” – „Nad Wartą” w 1979 r. (nr 12 z 05.12.1979 r.) wierszem pt. Brzuchy matek, toteż w 2004 r. przypadał jubileusz ćwierćwiecza jej pracy literackiej. Dotąd autorka wydała pięć tomików wierszy[1]: List do przyjaciół (Częstochowa 1979), Przynależność (Częstochowa 1989), Eksmisja (Łódź 1990), Niebo mojego czasu (Częstochowa 1991), Zaglądanie w miasto (Częstochowa 1999), oraz dwie powieści: Córka czarownicy i diabła (Kraków 1996), Ochroniarz (Częstochowa 2002). W niniejszym szkicu zajmiemy się dominującą – liryczną – struną wrażliwości autorki, docenioną już przez krytyków i recenzentów[2].
E. Jeziorowską-Wróbel można z racji daty debiutu i metryki zaliczyć do generacji Nowej Prywatności, choć z pewnością udałoby się nam wskazać więcej rozbieżności niż miejsc wspólnych. Ośrodkiem tej poezji jest „ja” określające swój świat wewnętrzny (psychika, system wartości, światopogląd), a także relacje ze światem zewnętrznym, reprezentowanym przez drugiego człowieka (w tym mężczyznę), bezimienny tłum (oni), przestrzeń lokalną (miasto), rzadziej kraj. Podmiot przybiera wyraźne role społeczne i prywatne: obywatelki, kochanki, żony, matki. Jacek Kajtoch za wartość liryki częstochowskiej autorki uznał „realizm w ocenie pozycji współczesnej kobiety”[3]. Stanisław Podobiński dodawał: „Pisarstwo Elżbiety Jeziorowskiej-Wróbel wyrasta z jej doświadczeń jako kobiety, matki, żony, [...] także jako świadomej obywatelki, stanowiąc więź jej przeżyć i poetyckiej refleksji”[4]. Antoni Dąbrowski w komentarzu do Przynależności pisał: „Wiersze E. Jeziorowskiej-Wróbel są portretem pamięciowym współczesnej kochanki, żony, westalki domowego ogniska. Kobiety świadomej swej kobiecości. Łagodniejącej przy dotyku męskiego ramienia, to znowu buntującej się przeciwko anektowaniu jej praw do samorealizacji. Jest to mądre, dojrzałe i pełne ekspresji spojrzenie w lustro. Portret kobiety bez retuszu”[5].
Liryczna twórczość E. Jeziorowskiej-Wróbel jest silnie zanurzona, zakorzeniona w rzeczywistości. Bohaterka uważnie obserwuje i opisuje swój byt, egzystencję, istnienie. Świat przedstawiony, przestrzeń większości wierszy stanowi otoczenie realne, materialne, namacalne, bolesne – Polska lat osiemdziesiątych, ojczyzna beznadziei i szarości, z odprawianym codziennie rytuałem kolejkowym, który prócz konotacji religijnych zawiera elementy pogańskiej agresji wywołanej frustracją: „Od kilku lat / ze sklepu do sklepu” (NMC4); „Kolejkowy różaniec oplótł sklep” (NMC9); „jak w kolejce do mięsnego” (NMC18); „błyskawica łokci kolejkowej baby / ściągającej z lady ostatni łakomy kęs” (NMC27). Tym większa, bo niemal ekstatyczna, jest „doczesna radość tego świata” (NMC9) z udanych zakupów w postaci kiełbasy czy „tubki kremu do golenia / wysupłanej spod lady” (NMC18). W wierszu Polska matka ’81 podmiot wyznaje, iż „wrasta w podłą rzeczywistość / przeplecioną, kolejkami narzekania / a powoje żylaków sięgają jej nóg” (ZwM19). W apostrofie do „kumpla” bohaterka wyraża trudny optymizm, smutną afirmację życia: „my stary to umiemy cenić / to życie / jak własne wyczekane M / i dywan kupiony na raty” (NMC18). Poetka tworzy konterfekt człowieka uwikłanego w groźną rzeczywistość, która gwałtem odciska krwawe blizny, piętna na jaźniach obywateli: „w naszych oczach / tworzą się jedynie kryształy luster / szlifowane kamieniem rzeczywistości // wchodzącej w nas zbyt głęboko / byśmy byli zdolni ją odrzucić” (NMC39), „o czwartej rano nie szukaj nikogo // bo znaleźć możesz na ulic skroni / łzę potłuczoną o rzeczywistość / łzę co kryształem soli / rani” (ZwM51). Jedynie w miasteczku marzeń „nie spotyka się / komnat krzywych zwierciadeł / w których chcąc czy nie / odnajdujemy wykrzywioną twarz / chorej rzeczywistości” (ZwM47).
Warunki bytowe pozbawiają złudzeń, zmieniają człowieka i jego wyobrażenia o wartości celów i ideałów, weryfikują najdoskonalsze nawet systemy etyczne: „zapomniałam o swoim niebie / i uczę się od Judasza / nowego pacierza” (NMC21). Marzenia rozpływają się, gubią w drodze do „ego”: „Tylko lustro w łazience / zna prawdę o nas” (NMC28). W sztucznych, powierzchownych relacjach między obcymi błyskają tylko „neony oczu” (NMC5).
Światem rządzą ostre, twarde zasady, pozbawione sentymentów i współczucia: „W knajpie naszego życia nikt nikomu / nie stawia za darmo // [...] // w knajpie naszego życia nie ma / sentymentów // [...] // w knajpie naszego życia nikt nikogo / nie podniesie z podłogi” (NMC29). W dodatku bohaterkę otaczają zwykle kalekie, ułomne formy bytu: „ptak z odciętym skrzydłem”, „kot / oblany naftą oślepiony bólem”, „pies z kulawą nogą” (ZwM22); „suka z rozprutym bokiem” (ZwM25).
Autorka tworzy więc swoisty katalog zachowań, zbiór zasad „nauki chodzenia” po terytorium nihilizmu i upadku moralności, gdzie zatarciu ulegają pierwotne znaczenia słów zwykłych, najbliższych, takich jak „miłość”, „człowiek”, „wiara”, „nadzieja”: „sentymentalny głupiec / posiany Bóg wie z jakiego ziarna / skoro jeszcze wierzy w człowieka” (NMC52); „Kay i Gerda to bzdura / bo kto dzisiaj ma serce / cieplejsze od Królowej Zimy” (NMC38). Podmiot marzy o prostych wartościach, normalność bowiem to towar wyszukany, deficytowy, złote runo; niewielu jednak wyprawia się w tę niebezpieczną podróż: „mnie cieszy że słońce grzeje / że wiatr mam w plecach / nie nóż” (NMC3). Motyw noża wprowadza skojarzenia złowróżbne, wizje gwałtu, przemocy, ranienia, emocje toksyczne. Naiwnością jest przypuszczenie, że nóż służy tylko do krojenia chleba („ty nie możesz być Hamletem / jesteś bardziej szalony niż on // jeśli wierzysz że każdy nóż / zdolny tylko do krojenia / chleba”, ZwM27). W Przynależności znajdziemy jednak próby oswojenia przedmiotu, który współtworzy mistykę kuchni: „obejmuję gruboskórne ziemniaki / nie wiedząc że i one / czekają / na chwilę ekstazy / pod dotykiem ostrza / kuchennego noża” (P[18]).
Podmiot podaje też następującą receptę: „nie otwierać ust pod wiatr / nie krzyczeć nie męczyć głowy / zbytnim myśleniem / schylać się od czasu do czasu / i chronić ręce powłoką rękawiczek / a oczy osłaniać fotochromatycznym szkłem” (NMC48). Gdzie indziej czytamy, iż najbezpieczniej przyjąć postawę nieingerencji, odstąpienia od udziału, stąd apostrofa do Józka: „Józek ty cholerny optymisto / na co ci to poprawianie świata / łatanie dziur wygryzionych przez innych / zszywanie czegoś co i tak się rozejdzie” (NMC34), tym bardziej że optymizm, „jasność patrzenia / i tak nie rozjaśni ciemnych stron / życia” (NMC31).
Bohaterka podejmuje walkę, zbroi się, ale przyjmuje postawę raczej obronną „przeciwko dobijającej się / do naszych drzwi / oschłej rzeczywistości” (NMC6), choć tylko egoizmem ekspansywnym można zaznaczyć swoje miejsce, obecność: „powinnam zaostrzyć paznkocie / i wbijać je we wszystko czego pragnę / i szarpać ku sobie ile podołam / by przeżyć przetrwać przeistnieć / przez to co dla mnie zapisane / w cyrografie życia” (NMC37). Metafora idiotki to reakcja na degradację świata: „jak idiotka wdepnęłam w tę miłość / do ludzi” (ZwM53), zaś postawa błazna i klowna sugeruje postrzeganie gorzkiego życia jako cyrku przepełnionego bólem realności: „jak klaun balansujesz / pomiędzy kpiną a żartem / pomiędzy blaskiem i cieniem ból unosząc / w stopach / które rozpędzone przez szare ulice / wierząc w coś wielkiego / wciąż gonią za niczym” (ZwM50); „Znam najsmutniejsze miejsce na świecie / gdzie konie tańczyły na głos pejcza / lwy skakały przez płomienie / a silne kiedyś słonie pozbawiono / własnej woli // [...] / znam najsmutniejsze miejsce na świecie / gdzie błazen pod purpurą szminek / ukrywał rozpacz człowieka / a chłopiec na trapezie modlił się / o zwinność rąk” (ZwM23).
Życie to także bieg, ucieczka, pęd na oślep, na zatracenie z paraliżującym strachem: „pędzimy / z rozwianymi grzywami / złudzeń / ciągnąc za sobą wóz / na którym staruszek strach / wywija batem / woźnicy” (ZwM33). Jednostka czuje się zaszczuta przez tropicieli, wiecznie lęka się inwigilacji swoich poglądów i (skrywanych) myśli: „Odwaga jest tylko w cmentarzach // [...] // a my jak gipsowe anioły / z drżącymi palcami na ustach / lękamy się by naszej modlitwy / nikt obcy nie usłyszał” (NMC45); „tak boimy się że nie zauważamy / jak rdzewieją nam serca” (NMC5). Radość bywa zazwyczaj ściszona, by nie zwracała uwagi i nie stawiała w stan podejrzenia, toteż tylko podczas spaceru z psem można wykrztusić: „chciałoby się otworzyć serce / uściskać wszystko co żywe / i krzyknąć na całe gardło / – wierzę” (NMC54). Zadowolenie, szczęście obleka się w kształt uczucia negatywnego i gorzkiego: „ciesz się z tego czego innym brak” (NMC23); tym bardziej że „czujność chwilą radości nie może być uśpiona / póki perz nienawiści nie będzie spalony” (NMC51). Jedynie nadzieja, nieraz ponad siły człowieka, pozwala dostrzec za drzwiami mrocznej i przygniatającej osobowość egzystencji promień słońca: „niebo mojego czasu / oparło się na moich ramionach // spod czerni jego płaszcza / wciąż wyglądam słońca” (NMC27); „pragnę słońca i takiego deszczu / który obmyje ze złudzeń / wszystkie zakazane / gęby” (ZwM32). Realizowany co dzień trud i mit polskiego Syzyfa, daje szansę, by zachować godność i zwykłą ludzką przyzwoitość: „ja spadam ale wciąż podnoszę / samą siebie” (NMC3), „siostro moja lustrzana / znowu przyjdzie się trudzić – / odzyskać twojego Boga / i moją miłość do ludzi” (ZwM18). Bohaterka przygnieciona nadmiarem obowiązków oraz brakiem perspektyw mówi: „noszę dziecko codzienności na rękach / wrzeszczące w ciasnym tramwaju / w którym nawet pchły zdychają / z tłoku” (ZwM37). Fasadowe cele rodzą w konsekwencji rezygnację: „To wszystko warte tyle / co papieros zgaszony butem / a jednak gonimy za tym / tratując po drodze co się da – / wielkie słowa wielką miłość / wielkiego Boga i całkiem małego / człowieczka / chcącego przerosnąć samego siebie” (NMC43).
Poezja E. Jeziorowskiej-Wróbel w wielu przypadkach przybiera formę liryki publicystycznej, zaangażowanej politycznie. Stan wojenny, a właściwie godzina milicyjna jest tematem utworu Godzina dwudziesta trzecia: „kiedy powiało na ulicy mundurem / nawet zmartwychwstały Chrystus / wrócił dobrowolnie na krzyż / w obawie / przed aresztowaniem” (ZwM21). Rzadko, bo jedynie w chwili uniesienia i ekstazy bohaterka wbrew zdrowemu rozsądkowi zdobywa się na akt odwagi i jawną kontestację systemu politycznego, pragnie krzyku, oddechu, rozluźnienia pętli ściskającej gardło. W liryku Strip-tease (data pod wierszem: „grudzień, 1981”) czytamy: „ja i tak / rozbiorę moje milczenie / zrzucę szare ciuchy / trwogi strachu i obaw // rzucę im pod nogi / mój gorący krzyk / pulsujący prawdziwą krwią / ja im / zrobię prawdziwy strip-tease / jeśli trzeba otworzę pierś / i zachłysną się wciąż żywym // polskim sercem” (NMC44).
Mimo negacji rzeczywistości, podmiot pielęgnuje ideę Polskości, organiczne, krwawe wrośnięcie w historię narodu („jestem drzewem / wrośniętym w skrawek polskości / wyrosłam z okaleczonego ziarna / wdeptanego w ziemię / której / chciano wyrwać język”, ZwM24), choć patriotyzm wymaga wysiłku „zrozumienia / polskiego czasu” (ZwM37). Zdaniem Elżbiety Hurnikowej, tom Zaglądanie w miasto przynosi „diagnozę naszej rzeczywistości i próbę zrozumienia polskiego losu”[6]. Janusz Orlikowski wskazał z kolei na dwa liryczne wątki: „pierwszy to suma doświadczeń, wynik poznawczych rozdroży; drugi – ogląd miasta, miejsca urodzenia”[7].
Tak charakterystyczne dla Nowych Roczników wycofanie się w prywatność oraz samotność mają zapewnić azyl i spokój. Symbolicznie należy odczytać powrót do domu: „a kiedy dostępuję domu / błogosławię klamkę przyjmującą / sakrament nabrzmiałej dłoni” (ZwM37). Alienacja i eskapizm wywołują skutek ruchu samobójczego człowieka, bowiem „dziczejemy jak zaniedbane róże / którym zamiast kwiatów / pęcznieją obojętnością / zrogowaciałe kolce” (ZwM54).
Już pierwsze tomiki E. Jeziorowskiej-Wróbel niosą wyraźne samookreślenie bohaterki – istoty dojrzałej, mocnej, doświadczonej. Podmiot często przywołuje ikony, symbole kobiecych postaw: „ciało Magdaleny”, „włosy Joanny”, „gilotyna Antoniny” (LdP3), „ubrałam się / w twarz pięknej Heleny / — lustra jaśniały / narzuciłam na siebie / delikatną skórę Messaliny / — lustra powielały odbicie / przymierzyłam / dłonie Penelopy / — lustra rozsypały się / w chichot” (P[14]). Wymiar feministyczny dotyczy głownie cielesności: „i jestem / z kości i krwi / nie z puchu” (LdP3); „a ja jestem / czarną kotką / przytuloną na gzymsie pościeli / mruczącą marcowo / brzemienną w marzenia” (LdP4); „jest nas dwoje / ja i moje ciało / zamknięta w nim na początku / związana z nim / włóknami / tkankami / krwią / [...] / moje ciało jest zachłanne / moje ciało chce być piękne / moje ciało wścieka się na mnie / że na przekór wszystkiemu / jestem od niego / młodsza” (LdP7). Nie bez znaczenia wydaje się zatem fakt, iż częstochowska autorka debiutowała wierszem Brzuchy matek (LdP). Tak wyrażona wprost egzystencjalna manifestacja „ja babskiego” musi wywoływać skojarzenia z poezją Haliny Poświatowskiej, tym bardziej iż Przynależność stanowi zbiór erotyków, „bałwochwalczy hymn gatunku” (P[4]), monolog kobiety skierowany do mężczyzny. Wiwisekcja miłości wskazuje na uczuciową i fizyczną więź między partnerami, ich głód emocji: „związaliśmy się włóknami / zależności // — spróbuj teraz odłamać mnie / nie kalecząc siebie” (P[5]); „i jak ptaki / wybieramy z siebie nawzajem / okruszynę za okruszyną / — coraz bardziej głodni” (P[6]); „Szalony z nas duet / Ziemia i deszcz” (P[12]). Bohaterka kreuje los mężczyzny swoją zachłannością i zaborczością: „to ja bliższa niż oddech / sprawiam / że jesteś we mnie / owocem spełnienia” (P[8]); „Nie chcę być modliszką / a pożeram cię każdą sekundą” (P[11]).
Za oknem czyha jednak szary bezimienny tłum, nieobliczalna masa, kierująca się dzikim, zwierzęcym instynktem: „za oknem szary tłum / nie może pozbyć się / przywdzianej nań siłą / szarości // ten szum to jego krzyk / skłębiony w ciałach bunt / wyrażony gestem / najprostszym” (ZwM17). Mimo (wewnętrznego) buntu, bezwolnie stajemy się cząstką tego smutnego zbiorowiska i pochodu masek, sztucznych min, form, gestów: „ty / idący z tłumem / odrzucasz laskę udając że / nigdy nie kulejesz” (LdP9); „ty zwyczajnie jesteś / cząstką rozpędzonego tłumu / który raz w śmiech / raz w płacz / jak w modlitwę wpada” (ZwM27).
Podmiot wysuwa też przypuszczenie o szatańskiej, diabelskiej genealogii świata, którego – zgodnie z heretycką interpretacją – „nie stworzył Bóg / a szatan wymalowany na bóstwo” (NMC37); nawet zima „zakrada się cichaczem do piwnic / wybitym przez czorta okienkiem” (ZwM26). Dlatego przeciwwagą, odwetem, obroną może być demoniczność, wampiryzm kobiety. Bohaterka-czarownica odprawia egzorcyzmy: „Dajcie mi chochlę z solidnego drewna / rzucę na nią babskie zaklęcie / [...] / użyczę jej swojej babskiej duszy” (NMC30).
Topografia świata przedstawionego obejmuje przede wszystkim geografię miasta: opisy ulic, zaułków, domów, korytarzy, ścian, schodów. Miasto funkcjonuje jako symbol rzeczywistości (miasto obce) oraz jako miejsce urodzenia i zamieszkania (miasto bliskie, Częstochowa). Autorka uwypukla przede wszystkim biologizm tych wizji, obrazów poprzez zastosowanie personifikacji, antropomorfizacji, animizacji czy nawet demonizacji. Motywy cielesne konstytuują się, realizują w trzech obszarach: miasto, ulica, dom (wnętrze).
Intymny świat bohaterki nie zamyka się w ścianach własnego mieszkania, pokoju; dochodzi do waloryzującego podziału dychotomicznego: tu (dobrze) – tam (źle, obco, zimno). Tylko podczas snu jesteśmy równi, egzystujemy w mieszkaniach – jak w klatkach – oddzieleni podłogami, ścianami, sufitami: „tam za ścianami sufitami podłogami / jednakowo ciężka ciemność i ten sam / późny czas gęstego zmierzchu / odbiera wszystkim wszystko i czyni / równymi wobec siebie chwilą zwykłego snu” (NMC50). Poetka kreśli obraz „krzyczących ku niebu / betonów” (ZwM26), wizję przemysłowego molocha: „Miasto jak ociężała krowa // buczą syreny a dymy obficie płyną / ze wszystkich sutek fabrycznych wymion [...] / neony wybałuszają oczy co drugie ślepe / i ziewają szerokopyskie drzwi sklepów / przeżuwając ostatnie kęsy” (NMC13). Człowiek, wciągnięty w bezduszne tryby mechanizmu, zostaje sprowadzony do roli pokarmu dla tego industrialnego demona: „jeszcze niewinne / przeciąga się ramionami alei / i zanim się obejrzysz / staniesz się żywym pokarmem / sycącym jego trzewia” (ZwM39). Nawet mury nocą marzą, by „uciec z szarości betonu / ku bieli drzemiącej w marmurze” (ZwM45). Jedynie szczury potrafią przystosować się do życia w takim miejscu, będąc jego najszczęśliwszymi mieszkańcami oraz wzorem postępowania dla człowieka: „nic i nikt w tym mieście / nie jest zdolny odebrać im / szczęścia / walczą o nie / gromadnie / kierowane zmysłem / którego / często brakuje / ludziom” (ZwM43).
Symbolika ognia zasygnalizowana już w Liście do przyjaciół („a ja jeszcze jestem / paleniskiem”, LdP4; „płonąca / iskra świtu”, LdP11) znajduje swoją bolesną realizację w rzeczywistości. W przestrzeni miasta poetka była świadkiem tragicznej śmierci przyjaciółki, która w trakcie przeprowadzanej eksmisji została oblana benzyną i podpalona przez niezrównoważonego psychicznie mężczyznę. Eksmisja to bez wątpienia najbardziej osobisty tomik, bo wyrwany z pamięci, pisany krwią doświadczeń, egzystencji dotkliwej (na tym wydarzeniu oparta jest również fabuła Córki czarownicy i diabła). Ów zbiór liryków funeralnych, zbliżonych fakturą poetycką do trenów, tworzy Modlitwę ocalonej (E9); Pożegnanie przyjaciółki (E16). W wierszach znajdziemy zapis bólu, przerażenia. Autorka nie tyle stara się znaleźć sens cierpienia, ale rozdrapuje niezagojone rany: „ona / żywy płomień / chwila / swąd ciała / włosy / ręce / usta / i krzyk / w uszach ból / i pustka // pamiętać! // pamięci moja / ukrzyżuj myśli / nie chcę / by nocą się przyśnił / na nowo / ten dzień / Nerona” (E4); „jeszcze żywa na moich kolanach / a już spalona bez skóry” (E5). Podmiot wyznaje: „zawsze czułam lęk przed eksmisją” (E5), ma wyrzuty sumienia: „Tobie / nie mnie / (a przecież byłam pierwsza) / spadł grom nie z nieba” (E7), choć czytamy też: „dojrzałam od środka / smakiem jej śmierci” (E11). Henryk Pustkowski stwierdził we wstępie do Eksmisji: „Jest to nie tylko hołd ludzki, osobniczy, ale i poetycki, bowiem z każdego wiersza przebija autentyzm, dramatyzm, napięcie między patosem a zdystansowaną krystalicznie metaforyką”[8].
Andrzej K. Waśkiewicz opisał model tworzenia obrazów urbanistycznych przez twórców pokolenia Nowej Prywatności, który obowiązuje również częstochowską autorkę: „Charakterystyczne bowiem dla miejskich pejzaży «nowych roczników» staje się niezindywidualizowanie przy jednoczesnym negatywnym nacechowaniu. Jest to, powiedzielibyśmy, wrogi, obcy świat zdarzeń przypadkowych. Nie posiada on struktury. Nie jest też miejscem, gdzie realizują się wartości”[9]. W innym miejscu krytyk konstatował: „pejzaże rzeczywiste są pochodną imaginacyjnych; swoje wyobrażenie o rzeczywistości – będące pochodną jego statusu – podmiot ekstrapoluje na realność”[10].
Urbanistyczne motywy uzyskały następującą interpretację J. Kajtocha: „Miasto z wierszy Elżbiety Jeziorowskiej-Wróbel jest nie do zaakceptowania, brudne, ohydne, nie przypominające estetycznych widokówek z Częstochowy, zamieszkałe przez zdegradowanych pracą, nędzą i nałogami ludzi, borykające się z trudnościami dnia codziennego, stale w kolejkach to po mięso, to po pastę do zębów. Ale z punktu widzenia historycznego jest wiarygodne, tak wyglądały i wyglądają nasze miasta w latach kryzysu. Z perspektywy literackiej zaś jest ciekawe dzięki połączeniu niemal nadrealistycznych wizji (jest to miasto ze snu, koszmaru, z fantasmagorii), zręcznej animizacji z realiami codzienności. [...] Poetka pokazuje zatem świat w całej ohydzie naturalistycznych szczegółów”[11].
W przewodnikach turystycznych i folderach nie wspomina się zakamarków, miejsc ciemnych, gdzie „martwy asfalt / spieczony słońcem ścięty gniewnym mrozem / [...] pisk gruboskórnych opon / tłumiących skowyt psa który budził po nocy / [...] / gęsty kurz tchórzliwych szeptów” (NMC10). Przestrzeń uzupełniają kanały – „pękatobrunatne ciągłe żywe / jelita / pochłaniające wszystko / co godne i niegodne trawienia / zbierające resztki nocy i dni / które spływają z obojętnych ciał / chłodnych domów” (NMC12). Z mgły wyłaniają się zakotwiczone w realności pejzaże nokturnowe, lunatyczne, somnambuliczne: „od bramy do bramy przechodzą powoli / anioły nocy w pogniecionych szatach / i na swych skrzydłach z oparów tytoniu / unoszą marzenia nigdy nie spełnione” (ZwM35).
Ulica jest szara, zaśmiecona, zapełniona strwożonymi ludźmi, „drżącymi teraz ze strachu / przed rzeczywistością” (NMC8); zamyka przestrzeń, zwodzi niczym labirynt: „ogromny wspólny korytarz / dzielący i łączący zarazem” (NMC10). Wiją się w wierszach „ciemne gardziele wyziębłych ulic”, pojawiają się „wydeptane chodniki pod sklepowymi wystawami / z wywieszonymi językami szyb / z których ślina deszczu zmywa / ostatnią nadzieję” (NMC8). „Przeciąga się leniwie / ze snu wytrącona brama” (ZwM11), ale miasto też „oddycha z ulgą”, „kurczy się w sobie”, „łagodnieje” (ZwM56).
W Niebie mojego czasu podmiot gubi się w betonowym świecie, w mieście bez nazwy, które symbolizuje antyludzką przestrzeń, więzienie rzeczywistości. Zaglądanie w miasto jest już hymnem lub raczej balladą o Częstochowie, o jej głównych arteriach i zakamarkach. Nigdy jednak poetka nie traci z pola widzenia człowieka, gdyż genius loci wiąże się z obecnością homo sapiens. We wprowadzeniu do ostatniej książki poetyckiej czytamy znamienne wyznanie: „Ten tomik wierszy, chociaż opatrzony dedykacją dla moich dzieci, właściwie poświęcam ludziom tworzącym moje miasto – Częstochowę” (ZwM3).
Autorka podaje wiele sygnałów dotyczących topografii regionu („Wyżyną Śląsko-Krakowską / podążać możesz w ciszy”, ZwM8). Częstochowa jest obecna w postaci: 1. nazw dzielnic: „Dzielnica aniołów” (ZwM35); „Zima na Błesznie” (ZwM26); „błeszneńska góra” (ZwM45); „w kałużach Ostatniego Grosza” (ZwM31); 2. nazw ulic: Jesienna, Cisowa, Cedrowa, Limbowa, „drewniane schody domu na Szczytowej” (ZwM31), „ulice przebiegam – / z Mickiewicza do Focha / przez starych Domagalskich i pędzę / w Aleje” (ZwM64), „Częstochowską aleją / rzeka ciszy płynie” (ZwM66), „Aleje kwitnące / pannami lipowymi” (ZwM8), 3. nazw miejsc szczególnych: „Cmentarz świętego Rocha nawiedził deszcz / i poeci” (ZwM28), Klasztor Jasnogórski z historią ukrytą w jego murach: „Warta ci stopy obmyje / byś w Klasztor Paulinów / wchodząc mógł odetchnąć / w Denhoffów kaplicy // próg Jabłonowskich przechodząc / z gotyckim spokojem / w sali rycerskiej przystań / — tu historia drzemie // w śnie głębokim skulona / przez szpary tynku oddycha / jeszcze śnią jej się Szwedzi / pod Klasztoru bramą // jeszcze cień Golicyna / przez skarbiec podąża / słowa Prusaka szeptem / powtarzają mury” (ZwM8).
Ciekawa jest etymologia niektórych ulic częstochowskich: „Ulica Srebrna srebrem nie dojrzewa [...] / ulica Kozia kozy nie widziała [...] / a Złota złotem wcale nie opływa [...] / a na Targowej żadnych targów nie ma” (ZwM35), „Kiedy z Jesiennej jesień odpływa” (ZwM26).
Autorka wprowadza konteksty religijne, modlitewne, związane z jasnogórskim Kultem Maryjnym: „tu nogi zmęczone niosą / zaplątane w różaniec / w kolanach skruszonych chwilą / pokora dojrzewa // Czarna Madonna zgubionym / drogę nadziei wskazuje” (ZwM11).
Poetka opisuje intymną więź z personifikowaną Częstochową: „wejrzyj do jego [miasta] wnętrza / zanurz dłonie w trzewiach / posłuchaj krwi tętnienia // spójrz na to żywe mięso / rozdrapywane wiekami / co zamiast niszczeć i kruszeć / kształty ciała przybrało” (ZwM9). Zwracają uwagę liczne użycia zaimka dzierżawczego „mój”: „usta mojego miasta” (ZwM11), „żołądek mojego miasta” (ZwM12), „ramiona mojego miasta” (ZwM13). Poetka nadaje też erotyczny rys wizjom urbanistycznym, gdy na „wysmukłych nogach ulic” skrzą się „kurzu siwe pończochy” (ZwM39).
Następuje szczera identyfikacja podmiotu z miastem i jego historią, manifestacja patriotyzmu lokalnego oraz utożsamienie się z miejscem urodzenia: „tylko snów i miejsca urodzenia / wybrać się nie da // jedno i drugie przychodzi / bez naszego przyzwolenia // z jednego możemy się śmiać / na drugie nie wolno pluć” (NMC24); „nie gardzę i nie osądzam / nie chwalę i nie potępiam / całkiem zwyczajnie kochając / w krajobraz jego wrośnięta” (ZwM14), „wciąż mi to miasto / domem / i nadziei ołtarzem” (ZwM64).
Eksploracja miejskich uwikłań człowieka nadaje tej liryce ton katastroficzny, a poetka konsekwentnie realizuje przyjęty niemal na początku drogi literackiej model pisania. Klimat psychiczny wielu wierszy można określić mianem „filozofii moralnego niepokoju”.
[1] W szkicu zastosowano następujące skróty tytułów książek poetyckich E. Jeziorowskiej-Wróbel: LdP – List do przyjaciół, Częstochowa 1979; P – Przynależność, Częstochowa 1989; E – Eksmisja, Łódź 1990; NMC – Niebo mojego czasu, Częstochowa 1991; ZwM – Zaglądanie w miasto, Częstochowa 1999.
[2] W. Skrzypczyk, [rec.: List do przyjaciół], „Kontekst” (Biuletyn Informacyjny Naukowego Koła Polonistów Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie) 1986, nr 2; Z. Jerzyna, [fragment recenzji z 1986 r.], A. K. Waśkiewicz, [fragment recenzji z 1985], T. J. Żółciński, [fragment recenzji z 1981 r.], A. Dąbrowski, O „Przynależności”, [w:] E. Jeziorowska-Wróbel, Przynależność; J. Kajtoch, Postscriptum, [w:] E. Jeziorowska-Wróbel, Niebo mojego czasu; J. Orlikowski, Spojrzenie, [rec.: Przynależność], „Galeria” 1991, nr 1; H. Pustkowski, Elżbieta Jeziorowska-Wróbel – „Eksmisja”, [w:] E. Jeziorowska-Wróbel, Eksmisja; J. Orlikowski, Lepsza od Sokratesa, [rec.: Niebo mojego czasu], „mini Galeria” 1993, nr 2; przedr. [w:] idem, Radość i dyskoteka. Eseje i szkice, Kraków 1998; E. Hurnik, (fragment opinii), S. Podobiński, (fragment opinii), [w:] E. Jeziorowska-Wróbel, Zaglądanie w miasto; S. Burszewski, Małgosia kontra Małgosia? [rec.: m. in. Zaglądanie w miasto], „Aleje 3” 1999, nr 20. Zob. także informacje biobibliograficzne zawarte w książce: W. Kania, Pisarze z Krupniczej, wydanie trzecie uaktualnione, Kraków 2001.
[3] J. Kajtoch, Postscriptum, s. 58.
[4] S. Podobiński, (fragment opinii), s. 69.
[5] A. Dąbrowski, O „Przynależności”, [s. 23].
[6] E. Hurnik, (fragment opinii), s. 68.
[7] J. Orlikowski, Lepsza od Sokratesa, s. 122.
[8] H. Pustkowski, Elżbieta Jeziorowska-Wróbel – „Eksmisja”, s. 2.
[9] A. K. Waśkiewicz, Ósma dekada. O świadomości poetyckiej „nowych roczników”, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1982, s. 170-171.
[10] Ibidem, s. 183.
[11] J. Kajtoch, Postscriptum, s. 60.