sobota, 23.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Ten pokój rzadko był używany, ale przed każdymi świętami traktowano go tak samo, jak inne. Pucowano, odkurzano i pastowano. Okna otrzymywały świeże firanki, a dywan trzepaczką po grzbiecie.
Znalazła je za szafą. Futerał wsunięty był tak ciasno, że po wyjęciu została na nim biała smuga wytartej ściany.
– Co to jest, mamusiu? – Mała, czteroletnia dziewczynka podniosła na matkę wielkie, brązowe oczy.
– Zostaw to, Olgo. Mówiłam, żebyś nie przeszkadzała mi dzisiaj.
– Ale co to jest? – Nie dawała za wygraną Olga.
– Futerał, nie widzisz?
– Pusty?
– Nie… Nie jest pusty. – Mama z rezygnacją odłożyła ścierkę i wytarła dłonie w fartuch. – Chodź, pokażę ci.
Usiadły na dywanie. Zamek nie chciał ustąpić. Olga patrzyła w napięciu na stary, zakurzony futerał.
– To są skrzypce, widzisz?
– Aha… – Olga była przejęta. Ostrożnie wzięła do rąk delikatny przedmiot. – Twoje?
– Moje…
– Mamusiu! Ty umiesz grać na skrzypcach? Zagraj mi piosenkę! Proszę!
– Olga, nie umiem grać. Nigdy się nie nauczyłam. Dlatego skrzypce leżą za szafą. Któregoś dnia je po prostu sprzedam.
– Nie sprzedawaj! Proszę, nie sprzedawaj! – Dziewczynka przytuliła skrzypce, aż jęknęły.
– A po co nam skrzypce?
– Będę na nich grała. Nauczę się, zobaczysz.
Mama wzruszyła ramionami i wróciła do porządków.
Od tego dnia Olga nie przestawała mówić o skrzypcach.
Była taka maleńka na wielkiej scenie. Biała bluzka niewiele różniła się od bladej twarzy, do której przyłożyła skrzypce. To był jej pierwszy koncert. Olga skończyła właśnie osiem lat.
Czuła się jednak osamotniona ze swoją muzyką. Rodzice płacili wprawdzie za lekcje, ale do gry córki podchodzili z dystansem. Ot, kaprys i tyle. Przejdzie jej, jak matce.
Zwykle po powrocie ze szkoły Olga czekając na rodziców, ćwiczyła w swoim pokoju. Pomyślała, że to dobry moment, by nie narażać się na zamykanie drzwi z przepraszającym uśmiechem mamy, czy z wywróconymi do góry oczami taty. Nie przewidziała jednak czegoś, co wydarzyło się pewnego przedpołudnia.
Dzwonek do drzwi był natarczywy. Stała tam dziewczynka, chyba w jej wieku, bo nie różniły się wzrostem. Śmieszne warkoczyki trzęsły się przy każdym słowie. Olga nigdy przedtem jej nie widziała.
– Słuchaj – powiedziała bez żadnych wstępów. – Na górze mieszka moja babcia i ona chciałaby z tobą porozmawiać.
Olga bez słowa odłożyła instrument.
– Nie, nie! Skrzypce weź ze sobą.
Starsza pani siedziała na wózku inwalidzkim. Olga dygnęła grzecznie i nieśmiało zatrzymała się przy drzwiach.
– Podejdź tu, moja mała. Nie gniewaj się, że tak cię tu wezwałam. Ale widzisz, mam kłopoty z poruszaniem się, dlatego wykorzystałam obecność mojej wnuczki. Bardzo chciałam cię poznać. Bardzo!
– Dlaczego?
– Nie obraź się, ale słyszę co dzień, jak krzywdzisz swoje skrzypce. Ja też gram i jeśli chcesz, chętnie ci pomogę.
Od tej chwili świat Olgi zamienił się w muzykę. Codzienne ćwiczenia z kimś, kto kochał skrzypce ponad wszystko na świecie przyniosły wymierne efekty. A dziewczynka z warkoczykami okazała się wspaniałą, oddaną przyjaciółką, bezkrytycznie zachwyconą grą Olgi. Nawet wtedy, gdy warkoczyki ustąpiły miejsca zalotnym, rudawym lokom.
– Och, Olgo! Cudnie grasz! Zagrasz kiedyś na moim ślubie, koniecznie!
– Dobrze, to będzie mój prezent dla ciebie. – Śmiała się Olga.
Była wymagająca wobec siebie. I nawet wtedy, gdy huczały brawa po kolejnym występie, schodziła ze sceny z uczuciem niedosytu.
– To jeszcze nie to! To nie wszystko. Mogę… Muszę osiągnąć więcej!
Ćwiczyła, chcąc wydobyć ze skrzypiec całą ich moc. Wciąż była niezadowolona.
Rozrywana, zapraszana na koncerty, nie miała czasu na spotkania, życie towarzyskie. Była u szczytu sławy. Nie mogła tego zaprzepaścić. Otrzymała zaproszenie na Koncert Galowy uświetniający spotkanie prezydentów zaprzyjaźnionych państw. To nie był dla niej zwykły koncert. Czuła się zaszczycona i doceniona, jak nigdy dotąd.
I właśnie teraz przyszedł list. W kopercie znalazła skromne zaproszenie na ślub. Rozczulona obracała je w palcach, wspominając, jak beztrosko rozmawiała o tym ze swoją ukochaną przyjaciółką. Zagra jej coś specjalnego. Nagle jakiś szczegół przykuł uwagę Olgi. To data! Podbiegła do kalendarza i serce podeszło jej do gardła. Daty pokrywały się!
Nie, nie może opuścić koncertu. Na takie wydarzenie czeka się latami! Ze zdwojonym wysiłkiem przygotowywała repertuar na koncert. To jej szansa. Kariera. Musi osiągnąć wszystko, co można wydobyć ze skrzypiec. Wszystko!
W dniu koncertu trzęsły jej się ręce. Trema wyżerała wnętrzności. W lustrze niezwykle elegancka kobieta z pociemniałymi oczami w niczym nie przypominała codziennej Olgi. Już pora. Wsiadła do taksówki.
Rozbłysły światła. Powietrze wypełniło drżenie, dygotanie dźwięków ulotnej muzyki. Wszyscy wstrzymali oddech, by nie uronić choćby jednego tonu. Melodia wdzierała się, rozpierała do bólu, do granic, by wybuchnąć całą swą mocą, ogarnąć przestrzeń i porwać gdzieś w nieskończoność, w nieistnienie.
A skrzypaczka? Jakby jej nie było. Ze zmysłowym uśmiechem odpłynęła w swój świat muzyki, której dotąd nie znała. Wszystko zamarło, i tylko panna młoda ściskając dłoń męża, szepnęła:
– Słyszysz? To prezent Olgi. Mojej przyjaciółki.