piątek, 22.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Wiatr tego dnia był tak silny, że nawet drzewa kłaniały się nisko ziemi, a rozbudzone właśnie słońce naciągało na głowę wciąż nową pierzynkę z przepływających szybko chmur. Kacperek również nie miał ochoty wstawać i mościł się jeszcze w ciepłej pościeli, mimo że mama upominała go kilkakrotnie.
— Wstawaj szybko — wołała, biegając w pośpiechu między kuchnią i łazienką. — Znów przez ciebie spóźnię się do pracy! No, wstawaj!
Chłopczyk niechętnie powlókł się do łazienki. Perspektywa spędzenia kolejnego dnia w przedszkolu nie cieszyła go wcale. Nie lubił przedszkola ani niczego, co było z nim związane. Milczał jednak nauczony doświadczeniem, że mamę denerwuje wszystko, czego nie lubi Kacperek: kasza manna na mleku, spodenki w kratkę z łatą na kolanie, mycie uszu i jeszcze wiele innych spraw.
Kiedy wyszli z domu, wiatr złośliwie zdmuchnął czapeczkę z głowy chłopca. Oboje puścili się w pogoń. Kiedy czapka znalazła się na swoim miejscu, mama zwróciła się do Kacpra karcącym tonem:
— Dziecko, czy ty nawet czapki na głowie nie potrafisz nosić? Przez ciebie uciekł nam autobus! Przez ciebie nie zdążę do pracy i szef zrobi mi awanturę!
Mówiła „dziecko”, a to nie wróżyło nic dobrego. Znowu coś złego stało się przez niego. Kacperek nisko spuścił głowę. Nie chciał brać na siebie winy wiatru ani odpowiedzialności za to, co powie szef, ale nie odezwał się ani słowem. Nie czuł się winny, że biegnąc do przedszkola musiał dwa razy szybciej przebierać nogami tylko dlatego, że miał mniejsze nogi niż mama.
— Ruszaj się szybciej! — słyszał co chwilę i łzy bezsilności zaczęły płynąć mu po policzkach.
— No i jeszcze się mażesz! Taki duży chłopak! Wstyd! Dzieci będą się z ciebie śmiały! — strofowała mama.
„I tak się śmieją” — pomyślał Kacperek, ale nadal milczał.
— No? Co się stało? Nawet słowa nie potrafisz z siebie wydusić, tylko płaczesz bez powodu.
Ach! Ile słów miał do „wyduszenia”. W przedszkolu mama przekazała chłopca pani i wybiegła z budynku. Kacperek został sam. Sam? Nie. Pozostał z nim Smutek i na dobre rozpanoszył się w jego serduszku.
— Mama cię nie kocha — powiedział Smutek. — Gdyby było inaczej, nie krzyczałaby wciąż na ciebie i nie mówiła, że wszystko robisz źle. Na pewno też przytuliłaby cię przed wyjściem. Gdyby cię kochała, nie robiłaby takich wielkich kroków w drodze do przedszkola. No i uśmiechałaby się, a nie marszczyła wciąż brwi. Przez ciebie na jej czole wyrysowała się taka głęboka, pionowa kreska.
— Kacperku — rozległ się donośny głos pani, aż Smutek skurczył się nieco i zamilkł. — Chodź tu do nas. Czy przyniosłeś na dzisiaj plastelinę, jak prosiłam?
„Ojej!” — pomyślał Kacper. — „Zupełnie zapomniałem!”
Pokręcił przecząco głową, a Smutek poruszył się niespokojnie.
— No cóż. Nie pierwszy raz ci się to zdarza — rzekła z przekąsem nauczycielka i zwróciła się do dzieci.
— Pożyczcie Kacprowi po kawałku plasteliny. Nie chcę, żeby siedział bezczynnie.
Dzieci nawet nie drgnęły. Za to Smutek rozparł się wygodniej.
— Proszę pani! — odezwał się Adaś. — Kacper nigdy nic nie przynosi i zawsze musimy mu pożyczać.
— Ja już nie pożyczam — dodała Kasia.
— Ja też nie!
— I ja nie! — rozległy się głosy pozostałych dzieci.
— Trudno — zmartwiła się pani. — Skoro tak, dostaniesz dzisiaj kartkę i kredki, i narysujesz to, co będą lepili koledzy. A na przyszłość pamiętaj, o co proszę.
Kacper usiadł przy osobnym stoliku, a Smutek zapukał w serduszko chłopca.
— No widzisz? — zaczął z satysfakcją. — Nikt cię nie lubi. Nawet Adaś, chociaż zawsze ci pomagał, teraz już nie chce. Bo ty nigdy nic nie masz, a w dodatku najwolniej biegasz! Na podwórku nikt się nie chce z tobą bawić, bo jesteś ślamazara. Ślamazara!
Kacper mocno przyciskał kredkę do kartki. Tylko czarną, bo taki był jego Smutek. Przecież przygotował swoją plastelinę, tylko mama rano tak bardzo się spieszyła…
Dzień upłynął jak zwykle. Chłopiec bawił się sam, a właściwie ze swoim Smutkiem, który towarzyszył mu dziś od rana. Pozostałe dzieci biegały wesoło i nie zwracały na niego uwagi.
Następnego ranka nikt w pośpiechu nie biegał po mieszkaniu. Nikt też nie budził Kacperka. Tylko promyk słońca wkradł się przez okno i połaskotał go po twarzy.
— Hej! Otwórz oczy! Spójrz, jaki śliczny dzień — szepnął.
Z kuchni płynął przyjemny zapach i głosy rodziców.
„To przecież sobota!” — ucieszył się Kacper.
Dużo przyjemniej wstawać, gdy nie ma takiej konieczności. Kacper zajrzał do kuchni. Mama uśmiechnęła się, a tata poklepał go po ramieniu.
— O! Dobrze, że się obudziłeś. Zaraz będzie śniadanie.
Kacper przez chwilę poszukał w sobie Smutku, ale nigdzie go nie było. Pomyślał, że chciałby pozbyć się go na zawsze! Po śniadaniu wyszedł na podwórko. W piaskownicy bawiły się jakieś dzieci. Usiadł na ławce i przyglądał się maluchom. Obok cichutko przycupnęła starsza pani. Nagle rozległ się płacz i Kacper zobaczył dużego chłopaka, który z rąk trzyletniego dziecka wyrywał łopatkę do piasku. Nie zastanawiał się. Wstał z ławki i podbiegł do nich.
— Zostaw! — krzyknął. — Dlaczego zabierasz mu zabawkę?! Zostaw, bo…
Duży chłopak roześmiał się nieprzyjemnie.
— Bo co mi zrobisz?
— Zawołam rodziców — powiedział Kacper spokojnie — a oni już sobie z tobą poradzą.
Chłopak znowu się roześmiał, ale rzucił łopatkę i kopiąc po drodze wiaderko poszedł w sobie wiadomym kierunku. Kacperek z niepokojem rozejrzał się za swoim Smutkiem, ale wciąż go nie było. Podał dziecku łopatkę i wrócił na ławkę. Z zadowoleniem machał nogami.
— Bardzo grzeczny z ciebie chłopczyk — odezwała się siedząca obok pani. — Jesteś prawdziwym bohaterem i po minie widzę, że mieszka w tobie Radość.
Chłopiec przyjrzał się uważnie uśmiechniętej twarzy kobiety.
— Nie — powiedział. — W moim sercu mieszka Smutek. Zawsze jest ze mną.
— Ale dzisiaj go nie ma — powiedziała pani. — Gdyby tam był, patrzyłby twoimi oczami, a dziś wygląda z nich Radość.
— Chciałbym, żeby go tam nigdy nie było — westchnął Kacperek.
— To go nie wpuszczaj. Zamknij przed nim swoje serduszko i zatrzymaj w nim obecnego lokatora.
— Ale Smutek chodzi ze mną do przedszkola. Jest mi potrzebny, bo nikt inny mnie nie lubi.
— A ty go lubisz?
— Nie.
— To się z nim nie baw. Baw się z Radością. Z nią wszyscy chcą się bawić, więc będziesz miał wielu przyjaciół.
— Smutek przychodzi do mnie, kiedy mama się na mnie gniewa. Ona wciąż się spieszy i nie ma dla mnie czasu.
— Widocznie twoja mama ma dużo zmartwień i jest bardzo zapracowana. Jeśli będziesz jej pomagał, będzie jej łatwiej uporać się ze wszystkim. Uśmiechnij się wtedy do niej i powiedz coś miłego.
— Coś miłego? — zadumał się Kacperek. — Na przykład, że jest ładna?
— Tak. Każdy z nas lubi miłe słowa. Warto je mówić ludziom, wtedy jest im przyjemnie i przestają się denerwować. Musisz jednak mówić jej o swoich kłopotach i prosić o dobrą radę, bo każda mama ma całą kieszeń dobrych rad dla swoich dzieci. Nie pozwoli też, żeby w twoim serduszku mieszkał Smutek.
Kobieta pogłaskała Kacperka po głowie i wstała z ławki.
— Pamiętaj o naszej rozmowie — powiedziała odchodząc. — Rozmowa z drugim człowiekiem o wszystkim, co boli nas i cieszy jest bardzo ważna.
— Kim była ta pani siedząca na ławce? — zapytała mama, gdy Kacperek wrócił do domu.
— To Radość — odpowiedział bez wahania. — Ona teraz mieszka w moim sercu!
— Więc i ty jesteś Radością — powiedziała mama i mocno przytuliła swojego roześmianego synka.