środa, 27.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Mieli mnie wypuścić w poniedziałek, lecz dzięki polskiej biurokracji wyszedłem dopiero we wtorek.
Był początek kwietnia, słońce przygrzewało miłym ciepłem i chciało się na nowo żyć.
Zula przyjechała po mnie taksówką i czekała pod bramą już dobrą godzinę. Przepraszała, że nie dostarczyła mi wcześniej ubrania, ale przywiozła wszystko ze sobą. Proponowała, żebym się przebrał w ubikacji pobliskiej knajpy, bo wyszedłem tak, jak mnie aresztowano. W zakrwawionej koszuli i spodniach bez paska, który gdzieś zaginął przy tych przeprowadzkach międzywięziennych. Po prostu myślę, że komuś się spodobał. Był tak piękny dzień, że poprosiłem ją, aby odprawiła taksówkę. Ubrałem się jedynie w marynarkę, obrywając wcześniej kartonową metkę „Vistuli” i podtrzymując opadające spodnie, spacerkiem poszliśmy w kierunku Floriańskiej. Przechodząc na Kleparzu między straganami zauważyłem w stercie pudeł kawałek sznurka, więc niewiele myśląc włożyłem go w szlufki spodni i zawiązałem z przodu na kokardkę. Z pewnością wyglądałem jak ostatnia oblojdra lub jakiś delikwent wypuszczony po nocy z izby wytrzeźwień, ale wcale nie przeszkadzało mi to w doskonałym samopoczuciu. Kiedy po dwudziestu minutach dotarliśmy do mieszkania, kręciło mi się lekko w głowie jak po dobrym kielichu. Przypuszczam, że po sześciu latach odsiadki i pierwszej dłuższej przechadzce poza spacerniakiem, po prostu zachłysnąłem się świeżym powietrzem.
Zula zaparzyła kawę i przygotowała dla mnie kąpiel w prawdziwej wannie z prawdziwą pianą. Zobaczyłem, że na wersalce leżała dla mnie cała wyprawka. Wszystkiego było po cztery sztuki do wyboru w różnych kolorach: cztery pary majtek, cztery pary skarpetek i cztery różne koszule. Poza tym nowiuteńka, jeszcze nie odpakowana maszynka do golenia „Gilette”, obok krem, męski niezbędnik do paznokci, szampon i para sztruksowych wranglerów. Wiedziałem, że musiała na to wydać w Peweksie około 100 dolarów, co wraz z garniturem nie było małą sumką jak na ówczesne czasy. Nie miałem zielonego pojęcia, co się stało z rzeczami z mojego warszawskiego mieszkania, kiedy i gdzie będę je mógł odzyskać, ani też w jakim czasie i z czego będę mógł zwrócić jej pieniądze za to, co mi kupiła. Nasze dotychczasowe stosunki nie polegały na jakiejkolwiek wzajemnej zależności finansowej. Nie byłem ani jej kochankiem, ani tym bardziej konkubentem, więc naprawdę zacząłem się zastanawiać, jakie są jej plany w stosunku do mojej przegranej osoby. Niedługo miałem skończyć czterdzieści lat, a ona, czterdziestotrzyletnia kurwa – pomimo świetnego wyglądu i prezencji – także nie mogła już liczyć na dłuższe lata prosperity, więc być może ma w stosunku do mnie jakieś bardziej sprecyzowane plany. Nie bardzo wiedziałem czy z taką kartoteką dostanę jakąkolwiek pracę w szkolnictwie, nie mówiąc już o pracy na uniwersytecie, a jakoś nie wyobrażałem sobie życia z kobietą, która przyjmuje obok w pokoju klienta, żeby zarobić na nasze utrzymanie. Ponieważ kąpiel była już gotowa, postanowiłem na razie nie podejmować żadnej dyskusji dotyczącej przyszłości, tylko poczekać na rozwój wypadków. Kiedy wszedłem do wanny, poczułem się jak w raju. Zula zostawiła mnie na chwilę, abym się odmoczył i zrelaksował, a po chwili wróciła w szlafroku i zajęła się mną jak dzieckiem. Najpierw umyła mój ostrzyżony na kryminalną modę łeb, potem kolejno szyję, plecy, klatkę piersiową i nogi. Nie pozwoliła mi nic robić – tak jakbym był po ciężkim wypadku – tylko zabrała się za moje genitalia. Lekko i delikatnie zsunęła napletek myjąc mięciutką gąbką główkę.
Wspominałem wcześniej, że nigdy nie czułem szczególnego pociągu do kobiet. Poza Zulą nie spałem z żadną kobietą, a przecież nawet te raczej nieczęste stosunki były inicjowane przez nią. Nie pamiętałem przypadku, aby mój członek naprężył się na widok jakiejś zgrabnej pupy czy biustu. Mógłbym bez jakiejkolwiek podniety przejść przez harem pełen ponętnych ciał. W przeszłości będąc u Zuli przegadywaliśmy większość spędzanego ze sobą czasu i chociaż leżeliśmy obok siebie nago i bardzo lubiłem wtulać się w jej ciało i biust, nigdy nie miałem samoistnego wzwodu. Zula wychodziła z założenia, że naturalny stosunek i wytrysk jest konieczny dla normalnego funkcjonowania organizmu, więc zabierała się w końcu za mojego członka, długo przekonując go do gotowości. Opowiadała mi, że chociaż ma założoną spiralkę, to nigdy nie dopuszcza do siebie żadnego klienta bez prezerwatywy, a ja jestem jedynym mężczyzną, któremu pozwala to robić bez gumki.
Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy wpatrując się w jej wachlujący nade mną w połach szlafroka biust poczułem, że moja męskość po raz pierwszy samoistnie się obudziła. Być może było to spowodowane sześcioletnią przerwą, no i widać naturalną potrzebą, więc zauważyłem, że ona jest również tak samo zaskoczona jak ja. Zula niewiele myśląc zrzuciła szlafrok, szarpnęła biustonosz urywając zapięcie, zdjęła majtki i wskoczyła do wanny nadziewając się prosto na moje namydlone prącie. Stare budownictwo ulicy Floriańskiej z przedwojennym wyposażeniem łazienek w wielkie żeliwne wanny dawało możliwość uprawiania w nich miłości. Woda chlusnęła z impetem na lastrykową posadzkę, zalewając także fragment parkietu w przedpokoju. Zula ujeżdżała mnie jak narowistego mustanga, a ja po raz pierwszy w życiu poczułem taką rozkosz i przyjemność, jakiej dotychczas jeszcze nigdy nie zaznałem. Nagle nastąpił tak mocny wytrysk, przy którym zaczęło mną trzepać jak w febrze, że nie mogłem opanować krzyku.
Poczułem tylko lekkie zwiotczenie. Zula na moment zeszła ze mnie zmieniając pozycję, obróciła się do mnie tyłem i ponownie usiadła. Miałem teraz przed sobą całą jej dużą wypiętą pupę, która wprawnymi ruchami doprowadziła mnie znów do używalności. Przy ponownym wystrzale poczułem, że wspólnie osiągnęliśmy rozkosz. Było to dla mnie niesamowite przeżycie. Po raz pierwszy poczułem taką reakcję zarówno u siebie jak i u niej. Zula powoli wstała i wpychając mi język w usta ucałowała mnie tak, jak jeszcze nigdy tego ze mną nie robiła.
– Dziękuję ci! Robiąc to zawodowo, już bardzo dawno nie miałam takiego orgazmu.
Wypuściliśmy wodę z wanny i Zula odkręciła prysznic. Zarówno na mnie jak i na jej łonie było pełno grudek spermy, która w ciepłej wodzie ścięła się w galaretkę poprzyklejaną do włosów. Wzajemnie wybieraliśmy sobie tę żelatynę, zmywając resztki strumieniem wody.
– Wreszcie stałeś się prawdziwym mężczyzną, a już myślałam, że z tobą coś jest nie tak jak trzeba. Przypuszczam, że po prostu dotychczas wyżywałeś się całkowicie w twoich książkach, a przez te sześć lat odwyku od nauki obudziły się w tobie wreszcie normalne ludzkie reakcje. Nie martw się, bo to ci dobrze zrobi i bardzo się z tego cieszę, bo może wreszcie ułożysz sobie życie z jakąś babą.
Muszę przyznać, że ucieszyło mnie to, co powiedziała, gdyż zrozumiałem, że jej uczynki dla mnie spowodowane są serdeczną przyjaźnią, a nie chęcią usidlenia mnie przy sobie na resztę życia.
Zula poszła do kuchni przygotować coś do jedzenia, a ja ubierałem się w nowe ciuchy, kolejno odrywając od nich metki. Kiedy usiedliśmy do stołu, było już dobrze po piątej. Spytała czy chcę coś na ciepło, ale w domu ma tylko bigos, więc jeżeli mam ochotę na coś innego, to możemy iść do restauracji. Na stole było pełno i bogato, gdyż na pewno wszystko to kupiła za dolary. Konserwowa szynka, salami, jakiś zdobyczny schab na zimno, konserwowe ogóreczki, papryka i butelka czerwonego wina wyglądały na tyle zachęcająco po mojej sześcioletniej diecie, że nie miałem ochoty wychodzić z domu. Podczas posiłku Zula opowiadała mi aktualności polityczne, z których najbardziej zainteresowało mnie życie w stanie wojennym i zakupy na kartki. Ona nawet nie tak bardzo odczuwała dolegliwości w zaopatrzeniu, gdyż klienci często z powodu braku gotówki płacili jej kartkami lub bonami dolarowymi. Wsłuchiwałem się z uwagą w te rewelacje, nadrabiając teoretycznie moje braki spowodowane przerwą w życiorysie. Około północy stwierdziliśmy, że wypada się już położyć. Zula poszła do sypialni, a ja z przyjemnością zabrałem się za sprzątanie ze stołu i zmywanie naczyń.
cdn.