sobota, 23.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Byłam rozczarowana tym,
że nadzieja uczepiała się byle czego,
każdego śmiecia, który leżał przy drodze.
Lecz gdyby odebrać jej tą umiejętność,
czy wtedy nie byłoby jej wcale?
Byłam rozczarowana
wiarą, która nakazywała nadawać wartość temu,
co jej nie miało
i wytyczać granice tam, gdzie ich nie było.
Gdyby uczynić ją bezgraniczną i pozbawić fałszu,
czym by wtedy była?
Byłam rozczarowana
płycizną miłości.
Jednakże zajmującym było doświadczanie
złudnych błysków tańczących na tafli jej powierzchni w samo południe,
przejrzystości jej płynięcia,
ruchomości piasku tuż pod jej substancją, układającego się w nietrwałe, skomplikowane
wzory.
Na swój sposób cieszyła,
choć jej ciekłość ulegała stopniowemu osuszeniu
połyskując zachęcająco do ostatniej smugi wilgoci spływającej po twarzy,
rozmazanej niewyraźnie na wargach ciemności,
mamiąc znużony wzrok i przyciągając ogłupiałą uwagę.
Gdyby w którymś momencie przemienić jej płynność sypiącą się przez palce w pręgę
światła biegnącą po dnie za falą,
czy wtedy dałoby się w nią zanurzyć całym ciałem?
Czy dałoby się ją utrzymać w dłoniach dłużej niż przez chwilę?
Byłam rozczarowana
łatwością obdarowywania absolutną miłością.
O ileż prościej było kochać fikcję i urok odległych bogów niż słabość i nieszczerość
pozornie bliskiego człowieka,
w obu przypadkach nie otrzymując nic w zamian.
Nie czułabym się rozczarowana,
gdybyś lubił ciepłą jasność słońca;
być może ją lubisz;
ja tego nie wiem;
ja wolę przemieszczającą się wilgoć...
Jeżeli tak właśnie byłoby,
to zawsze spotykalibyśmy się na krawędzi chmury, na brzegu falującej wody w
pogodny dzień, w drzwiach jasno oświetlonego pomieszczenia deszczową nocą.
Nie byłabym rozczarowana,
gdyby twoją naturą było przemieniać niepokój w radość,
a moją tylko rozpaczliwie z dna niepewności sięgać po doskonałą obojętność.
Gdyby tak właśnie było,
to zawsze spotykalibyśmy się na schodach, gdzie Ty siedząc powyżej z uśmiechem
schylałbyś się po kamyk, żeby podrzucić go do góry. A ja poniżej wspinając się
na palcach kładłabym suchy liść na stopniach.
Nie rozczarowuje mnie,
że cenisz bardziej potęgę sprawczej mocy myśli,
a ja pomijając je i słowa, jednoczę swoją intencję z czynem, bo tak właśnie
jest.
Mijamy się zawsze w bramie ogrodu miłości,
gdy ja stamtąd całą sobą wychodzę,
Ty, niewidzialny, przenikasz do wewnątrz swoją wyobraźnią.
To było pewne,
że objęci obręczą tęczy staliśmy odwróceni do siebie plecami.
Czułam niemalże
jego oddech na szyi i jak delikatnie dotykał moich bioder.
Miałam wrażenie, że chyba
trzymał mnie za rękę, gdy spałam,
być może
obok niego.
Prawdopodobnie był
rozczarowany tym, że,
jak sądził,
nie tęskniłam za tamtymi i podobnymi im sytuacjami.
W tym mogłam się mylić.
Odwróciłam się powoli spodziewając się zobaczyć go.
Byłam rozczarowana tym, że za mną nie było nikogo. Wszystko
wyglądało
tak samo, jak wcześniej. Mimo to
nie byłam przekonana,
że nic się nie zmieniło.
Był rozczarowany tym,
że nie łasiła się do jego ramion, by ją przytulał.
Była rozczarowana tym,
że nawet nie próbował jej objąć.
Osaczeni subiektywnością swoich interpretacji widzialnych zjawisk przeoczyli
to, jak bardzo wzajemnie byli siebie głodni. Nie zdołali się rozczarować własną
omylnością.
Rozczarowało mnie
własne tchórzostwo i
rozczarowało mnie
twoje tchórzostwo.
Byłam wolna od rozczarowania,
że dla własnego kaprysu zabrałam komuś coś o dużym znaczeniu i potem wyrzuciłam
to bezmyślnie na śmietnik.
Byłam rozczarowana,
gdy okazało się, że ból jest wypromieniowywaniem igieł sprzeciwu wobec tego,
co jest, przenikającym ciało na wylot od jego środka w przestrzeń na zewnątrz.
Gdyby rozproszyć ich kontury, lekko je zagiąć, ułożyć w fale i nadać kierunek
biegnący w poprzek ciała od strony lewej do prawej,
czy oznaczałoby to jego neutralizację i spowodowałoby przyjęcie tego, na co
nie ma zgody, naturalnym odruchem?
Byłam rozczarowana
własną słabością,
brakiem wyobraźni,
gdy po mozolnym wysiłku niszczenia,
okazywało się, że były takie wydarzenia, których w żaden sposób nie dało się
pozbawić doskonałego smaku. Ani też nie dało się ich unicestwić. Wbrew mojej
woli istniały.
Byłam rozczarowana
tępym uporem,
z jakim nadawałam wagę temu, co nigdy jej nie miało, i mieć jej nie mogło.
Bez względu na moje rozczarowanie po prostu istniały też sprawy, wydarzenia,
osoby bez żadnej wartości.
Byłam rozczarowana,
gdy okazało się, że tym, co stanowi o jakości umykającej w nicość chwili jest
zwykła czułość wyrażona w sposób zrozumiały dla abstraktu, rzeczy, zjawiska,
zdarzenia, zwierzęcia, rośliny, osoby, istoty.
A jeżeliby jej nie było,
wystarczyłaby tylko neutralność w stosunku do nich;
rozczarowana byłam,
że to nie za mało.
Jednakże cokolwiek się wybierze i jakkolwiek się przy tym nie pomylić,
ilekroć nie zaprzeczy się sobie goniąc za jakąś ułudą czy poruszającym do głębi
wzruszeniem,
to i tak po jakimś czasie stanie się nad wyraz oczywistym,
że wszystko jest jeszcze inaczej niż się wydawało,
że inne miary należało przyjmować,
inne wartości cenić i przypisywać.
Czy to rozczarowuje,
ta przejrzystość materii,
przeźroczystość ludzi,
gdy patrzeć przez czas, który nie został jeszcze dopowiedziany?
Gdy patrzeć wprost w to miejsce, do którego prowadzi świetnie każdemu znana
droga?
Czy naprawdę rozczarowuje,
że to tylko drewniane schody donikąd[1] z łóżkiem w tle?
Wibracja wewnętrznej struny rozpiętej na niepewności
co do trwałości tego, co jest teraz,
co do znaczenia tego, co było nie tak dawno temu,
co do jakości tego, co będzie za chwilę,
zostanie kiedyś bezlitośnie wygaszona.
Utraci się wtedy możliwość dawania wyrazu temu, co niewidzialne, bezdźwięczne,
bezwonne, bez określonego smaku i niedosięgalne dotykiem. Wysiłek wykuwania
tego w twardej strukturze materii zostanie bezwzględnie przerwany.
Czy to rozczarowuje?
Tak mało czasu zostało by jednoznacznie ofiarować coś dobrego z siebie?
Tak długo trzeba czekać, gdy nic miłego nie zdarzy się, ani nie będzie darowane?
Byłam rozczarowana
spostrzeżeniem, że jednak zostało coś po mnie. Jakieś absurdalne wyobrażenie
o mnie utrzymywało się w czyjejś głowie, dopóki byłam myślana obecną i pozwalało
mi, już fikcyjnej, uczestniczyć w czyjejś rzeczywistości jako głos dochodzący
echem z bliżej nieokreślonego miejsca, wyrażający obce mi intencje.
Wolałabym, żeby to nic nie było.
Nie czuj się rozczarowany milczeniem. Nie obawiaj się go. Mam zamknięte oczy, ale przez cały czas uważnie słucham.
Byłam rozczarowana
brakiem zgodności pomiędzy ich pragnieniami a kurczowym trzymaniem się ograniczeń
otaczającej ich rzeczywistości i niechęcią do ich przekraczania.
Byłam rozczarowana
sprzecznością pomiędzy rozmachem ich fantazji a szacunkiem do mechanicznego
rytmu codzienności niszczącego starannie nadzieję na ich spełnienie.
A gdyby tak choć raz,
pomimo sobie,
wchodząc w nowy dzień zostawić za sobą otwartą bramę nocy?
W imieniu tego, który tępo patrzy na szybę, a nie przez okno;
w imieniu zanurzonych w skrzypieniu sklepienia ławek kościelnego półmroku;
pochylonych czołami;
zaprzątniętych troską o codzienność;
w nieustającej ucieczce;
w drżących objęciach strachu;
schowanych za zaciśniętymi powiekami,
skulonych pod drzwiami;
uczepionych ciepłej miski posiłku;
poruszanych niepewnym krokiem zawahania;
otumanionych bólem lub jego uśmierzaniem;
postawionych pod ścianą własnej niemożności;
bezsilnych uczuciem;
odrętwiałych głaskaniem pustki;
trzęsących głową i łzami płynących po twarzach;
wiszących u poręczy schodów;
szarpanych podmuchami wiatru;
grzebiących w śmietniku;
chroniących śmieszną resztkę,
walczących o wszystko;
ogłupiałych zwycięstwem,
drwiących logiką uśmiechu;
patrzących lodowato najbliższych na przestrzał;
patrzonych lodowato na przestrzał przez miłych sercu;
zranionych pokonaniem;
pomijanych milczeniem;
pusto tworzonych słowami;
dawno nie przytulonych;
nie objętych dość czule;
przemijających zmarszczkami;
nieobecnych ciszą;
tęsknionych odlegle;
już nieodtwarzalnych;
śnionych ciepło;
zapominanych powoli z upływem lat...
W imieniu ich wszystkich życzyłabym im
spokoju, który pozwoli uniknąć kolejnego ciosu obracając go w niebyt obojętnością;
promienia chłodnej gwiazdy przebijającego na wylot rozpaloną głowę;
zapomnienia, co gasi wilgotny blask oczu;
by zawsze w kieszeni była kromka chleba;
codziennego powtarzania gestu zgarniania okruszków;
by kołyszące się konary, rozhuśtany most, lichy szałas z patyków, dziurawe księżycem
niebo i warstwa chmur nabrały trwałości solidnego dachu;
domu, który czekałby na nich otwartymi drzwiami;
krzesła gotowego dać oparcie ciału;
przezwyciężenia pokory modlitwy bezgraniczną wiarą, że to jest jeszcze możliwe;
odwagi do podniesienia wzroku wbitego w posadzkę;
siły powstania z klęczek i uczynienia kroku, nawet jeżeli miałby prowadzić donikąd;
równego oddechu, gdy zstępuje się po schodach na samo dno w gęstym dymie ogłupienia;
utraty wrażliwości na ból i cierpienie;
wybaczenia sobie samemu winy za to, co się działo;
przyjęcia odpowiedzialności za wyrządzone krzywdy;
pełnej świadomości każdego czynu, słowa i myśli każdej i żeby były zgodne z
ich wewnętrzną intencją;
pohamowania bezwzględności;
umiaru w braniu odwetu;
wysoko uniesionej głowy w chwili klęski;
przyzwolenia innym na nieobecność;
przyjęcia szczerego braku zainteresowania ich istnieniem;
wdzięcznych istot, o które dba się nieustannie z własnego wyboru;
wzruszenia lśnieniem świateł płynących z deszczem po liściach drzew na dół;
mocnych skrzydeł aniołów tnących w poprzek lawinę przestworzy;
pewności w poruszaniu się o zmroku po napiętej linie na drugi brzeg rzeki;
przywiązania gestem palca wsuwanego w szlufkę od spodni w czasie spaceru i czułości
łuku ramienia zatoczonego wokół postaci;
sytości ludzką miłością i wzajemnym jej ofiarowaniem;
iskierek radości rozpryskujących się znakami interpunkcyjnymi w zdaniach krążących
gładko wewnątrz głowy;
nieobliczalności i rozmachu w kreowaniu wizji,
zapachu jabłek na pokuszenie...
Byłam rozczarowana
powracającą ciągle tęsknotą za czymś miłym
i powolną utratą zdolności odtwarzania w sobie spokoju spełnienia
po otrzymaniu tego, co było obiektem moich pragnień, a czego samemu wziąć się
nie dawało.
Gdyby ktoś dał mi taki wybór w ostatniej chwili przed śmiercią, co chciałabym
powtórzyć?
Niczego takiego w moim życiu nie było.
[1] Pozdrowienia dla Snakea.