piątek, 22.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Rankiem kolejnego dnia obudziła się jeszcze bardziej obolała niż tuż po zranieniu. Ciało pokryło się sińcami, a zadrapania napuchły i sczerwieniały. Gdy próbowała się unieść, by usiąść, ból sprawił, że syknęła. Zdecydowanie przydałaby się jej gorąca kąpiel, masaż i maści kojące. Rozejrzała się po izbie – Geydena nie było. Poprawiła rozchełstaną na piersi koszulę i rozejrzała się za resztą ubrań, które zdjęła poprzedniego dnia przed wizytą cyrulika przy pomocy dziewki służebnej. Przez cały czas dziewka strzelała oczami w kierunku jej towarzysza, a gdy pochylała się, jej niezwiązana na piersi koszula niby przypadkiem rozchylała się, ukazując duże piersi z brązowymi sutkami. Geyden pozostał jednak nieczuły na wdzięki służki i gdy skończyła posługę, wyszła wielce niezadowolona.
Nayana wciągała właśnie spodnie, gdy jej wybawca wszedł do środka.
– Czy twe zdrowie polepszyło się? – spytał na powitanie.
– Czuję się tak jakby smok smagnął mnie ogonem – zażartowała ponuro.
– Cyrulik stwierdził, że nie masz połamanych kości, więc szybko dojdziesz do siebie.
Twierdząco skinęła głową. Nie ma co się nad sobą rozczulać. Krzywiąc twarz w grymasach, których mimo chęci nie mogła opanować, nałożyła kurtę ze smoczej skóry. Zapięła też pas z przypiętym do niego mieczem.
– Jeżeli nie jadłeś jeszcze panie Geydenie pozwól, że poproszę cię byś dotrzymał mi towarzystwa. Choć w ten sposób będę mogła wam podziękować za okazaną mi pomoc.
Zgodził się z lekkim uśmiechem. Zeszli na dół, gdzie gruby karczmarz podał im pęto wędzonej kiełbasy i świeży chleb wraz z dzbanem piwa. Inna pulchna dziewka o dużym biuście, który odsłaniał głęboki dekolt białej koszuli, przechodząc obok rzuciła zalotne spojrzenie szlachcicowi. Zignorował ją, dyskretnie obserwując jedzącą dziewczynę. Gdy się posilili, Nayana uiściła należność. Wyszli przed budynek i Geyden gestem przywołał chłopca stajennego, polecił mu przygotować ich ekwipunek i osiodłać konie. Gdy chłopak się odwrócił, by spełnić życzenie, szlachcic wykonał gest ręką i wymówił zaklęcie uspokajające, dodając do niego imię swojego konia. Inaczej bojowy ogier szybko urządziłby pokaz swych umiejętności, turbując a może nawet zabijając chłopaka.
– Czy twój koń pozwoli się osiodłać obcemu człowiekowi?
– Mam go dopiero od pięciu tygodni i nie miałam czasu, by przeszkolić go odpowiednio. Poprzedniego zabił jeden z przeklętych smoków.
– Bardzo nienawidzisz tych gadów – zauważył.
Rozdęła nozdrza i ściągnęła lekko brwi, jakby ta uwaga niemile ją dotknęła.
– Nie mam żadnych miłych wspomnień ze spotkań z nimi.
– Te gady chcą przeżyć. Są jak każde inne zwierzę. Atakują zwierzęta domowe, by się najeść, a ludzi krzywdzą, gdy jest to konieczne. Są dla nich konkurencją do zdobyczy.
Twarz dziewczyny jeszcze bardziej spochmurniała. Jego objaśnienia nie trafiały do niej.
– Gad, którego szukam, zabił dla przyjemności.
Twarz mężczyzny nic nie wyrażała. Kobieta nie wiedziała, czy jej wierzy czy nie. Jednak nie zaprzeczał, nie próbował udowadniać swoich racji.
– Czy nie lepiej byłoby ci wynająć dobrego smokowca?
– Byli tacy, ale nie potrafią sobie poradzić z tym gadem.
Uważniej spojrzał na nią.
– Czy ścigasz legendarnego Niewidzialnego Zabójcę? – domyślił się.
Smok otrzymał taki przydomek od smokowców, którzy nie mogli go od dawna dopaść. Gad pojawiał się nagle, siał spustoszenie, po czym równie niespodziewanie znikał. Nie wiadomo było gdzie miał leże. Kpił sobie z wszelkich prób zastawienia na niego pułapek, czasami smokowcy mówili, że wykazywał się ludzką inteligencją. W końcu żaden z nich nie chciał się podjąć zgładzenia gada. Niemal każda konfrontacja z nim okazywała się śmiertelna. Nagrodę za jego zabicie wyznaczyli nie tylko książęta spustoszonych przez niego prowincji, ale i sam król, którego reputacja cierpiała przez tą sytuację Przeciwnicy na dworze mówili, że skoro władca nie potrafi poradzić sobie z jednym głupim gadem, nie powinien władać mądrymi ludźmi. Inni mówili, że to kara bogów zesłana na kraj za rozwiązłość jego władcy. Jaka nie była prawda, smok grasował bezkarnie z każdym tygodniem poczynając sobie coraz zuchwalej.
Niezainteresowana dworskimi rozgrywkami Nayana twierdząco skinęła głową, odpowiadając na pytanie mężczyzny.
– Interesuje cię nagroda?
– Jedynie zemsta.
Ponownie obrzucił ją uważnym spojrzeniem.
– Skoro tylu smokowców nie dało sobie rady… – chciał delikatnie wyrazić powątpiewanie w sukces jej zamiarów.
– Nie jestem smokowcem – chłodno ucięła jego myśl i dalsze dociekania.
Mężczyzna był pewny, że choćby nie wiadomo jakich argumentów używał, nie odwiedzie jej od raz powziętego zamiaru.
Ze stajni wyszedł chłopak prowadzący wyczyszczonego i osiodłanego ogiera. Zwierzę nie było całkowicie spokojne. Kłusowało niemal w miejscu, nerwowo żuło wędzidło i ostrzegawczo potrząsało głową. Tylko uspokajające zaklęcie ratowało prowadzącego go na wyciągniętej ręce chłopca. Gdy wodze ogiera trafiły w dłonie jego pana, zwierzę przestało być agresywne. Jedynie nieprzyjemnie łypało na stojącą obok Nayanę. Dużo mniej szczęścia miał chłopak idący z koniem dziewczyny. Mimo że Nayana nie poświęciła jego nauce wiele czasu, koń nie akceptował obcych. Gdy był przerażony obecnością smoka, szukał u ludzi schronienia i bez problemów dał się złapać. Teraz, gdy niebezpieczeństwo minęło wstąpił w niego duch bojowy. Szarpał się jak ogier Geydena, ale próbował przy tym użyć zębów do chwycenia prowadzącego go chłopaka. Parę razy chciał się wspiąć, ale ostrzejsze szarpnięcie za wędzidło osadziło przednie nogi konia na ziemi. Chłopak myślał, że wygrał i popełnił błąd, tracąc czujność. Kasztanowatej maści koń nagle położył po sobie uszy, zmarszczył pysk i chwycił zębami za ramię stajennego. Ten odruchowo cofnął bark i w mocny uścisk szczęki ogiera dostały się jedynie ubrania. Mimo tego ogier wspiął się i jak pies szarpnął trzymaną ofiarą. Chłopak krzyknął i ogier go puścił. Pobrykując, zaczął biec po podwórzu. Nayana zagwizdała i zwierzę rozejrzało się za nią. Ponowny gwizd spowodował, że kasztan przybiegł do swojej właścicielki i ostrożnie, jeszcze pełen obaw, dotknął swoimi chrapami jej ramienia. Położyła rękę na wędzidle i delikatnie pogłaskała go po pysku. Poturbowany chłopak podnosił się z błota.
– Twój wierzchowiec chyba już co nieco umie – Geyden po strzemieniu wspiął się na siodło.
Nayana przeszukała swoje sakwy. Niewiele zostało. Jej rzeczy rozgrabiono. Chłopi pozostawili tylko to, co nie było dla nich cenne, a więc zioła, których nie znali. Jej suknie, pieniądze i broń znikły. Rozwiązała woreczek z suszonymi liśćmi roślin. Geyden zerknął przez jej ramię.
– Wężowe ziele?
Dziewczyna posłała mu badawcze spojrzenie. Sporo wiedział o smokach, podejrzanie dużo jak na zwykłego szlachcica. Wężowe ziele było niezwykle rzadkie i rosło tylko na pustyni, skąd przywozili je kupcy. Było dużo cenniejsze od złota. Sporządzany z niego wywar był śmiertelną trucizną dla smoków, które odporne były na większość zabójczych dla człowieka i innych istot substancji. To, co w skórzanym mieszku miała dziewczyna wystarczyłoby do zgładzenia pięćdziesięciu gadów.
– Masz tego sporą ilość. Zdaje się, że chcesz być pewna, że Niewidzialny Zabójca nie przeżyje spotkania z tobą.
Nayana nie odpowiedziała. Dosiadła swego wierzchowca i rzuciła stajennym po monecie. Mimo doznanych krzywd byli wdzięczni za hojną zapłatę i głęboko kłaniali się, gdy oboje odjeżdżali spokojnym kłusem. Przejechali przez główną ulicę miasta odprowadzani ciekawskimi spojrzeniami mieszczan. Gdy przejeżdżali przez główną bramę Nayana dostrzegła, że na palu wbitym przed murami zatknięto odcięty łeb smoka. Ludzie mieli nadzieję, że szczątki gada odstraszą jego współbraci do polowania na tym terenie. Prawda była taka, że smoki wolały polować na niezamieszkałych przez ludzi terenach. Jedynie, gdy brakowało im pożywienia lub gdy zostały przegnane przez silniejszych współziomków zapuszczały się w okolice ludzkich siedzib. Wówczas nie odstraszał ich widok odciętych łbów innych gadów.
Dojechali do skrzyżowania dróg.
– Tu chyba się rozstaniemy panie – powiedziała Nayana. – Jadę polować na swoją legendę.
– Zatem udajemy się w tym samym kierunku.
Ustawiła wierzchowca tak, że stali przodem do siebie.
– Ja też ścigam tego zabójcę. Mam tak samo dobre powody jak ty – odparł krótko, niczego nie wyjaśniając.
– Jeżeli się rozdzielimy, będziemy mieli większe szanse na jego znalezienie – próbowała się uwolnić od jego towarzystwa.
– Wiem gdzie ten gad się teraz pojawi.
Zdumienie odbiło się w jej spojrzeniu.
– Wiesz? Jakim cudem?
– Wiem.
Bardziej badawczo spojrzała na niego. Nie był skory do wyjaśnień. Z jego twarzy niczego nie można było wyczytać..
– Jeżeli pojedziesz ze mną, w ciągu kilku dni zobaczysz swojego smoka.
– Zobaczę? – uniosła brwi.
– Jak bardzo zbliżysz się do niego, zależy tylko od ciebie i gada.
Puknął piętami konia i przejechał obok niej, stawiając ją przed wyborem. Mogła jechać swoją drogą lub podążać za nim.
Jechali już dwa dni. Niemal ze sobą nie rozmawiali, każde w milczeniu rozważało swoje sprawy, których nie chciało wyjawiać. Nayanę coraz bardziej intrygował ten mężczyzna. Nigdy nie spotkała pana Lor-Irnes, ale była pewna, że gdzieś widziała już Geydena. Szczególnie intrygujące były jego oczy, wyraziste, intensywnie zielone, o dużych tęczówkach, zdające się przeszywać człowieka na wylot. Mężczyzna wywoływał u niej dziwne uczucie. Nie potrafiła go opisać. Była to mieszanina ekscytacji i irytacji. Dziwnie ją fascynował. Odnosiła wrażenie, że skrywał w sobie jakąś tajemnicę. To chyba ona najbardziej pociągała dziewczynę. Dyskretnie starała się obserwować szlachcica chcąc z jego twarzy wyczytać, kim jest i co tu robi. Miała przeczucie, że ma to jakiś związek z nią, lecz nie mogła dojść jaki. Za każdym razem gdy bardziej otwarcie odważyła się na niego spojrzeć napotykała jego wzrok. Dziwnie ją onieśmielał i odwracała głowę. Złościło ją, że tak na niego reagowała, gdyż zwykle to ona tak działała na innych ludzi. W dodatku wydawało się jej, że Geyden zawsze delikatnie się do siebie uśmiecha jakby zadowolony z tej sytuacji.
– Na piersi masz medalion panie – zagadnęła – czy to twój herb rodowy?
– Symbol przynależności do stowarzyszenia. Mój herb rodowy jest inny, ale też zawiera wizerunek smoka.
– Widzę, że smoki mają ogromny wpływ na twe życie panie.
Ponownie delikatnie się uśmiechnął.
– Towarzyszą mi od dawien dawna, od samego dzieciństwa.
– Czy Niewidzialny Zabójca też?
Jego uśmiech powoli zgasł. Domyśliła się, że pytaniem dotknęła jego prywatnych spraw.
– Wybacz panie, czasem nie potrafię utrzymać języka za zębami. W dzieciństwie zawsze miałam przez to kłopoty.
Ciepło na nią popatrzył, jakby jej wyznanie nieco go rozbawiło. Ona milczała, wpatrując się na drogę przed nimi. Była poirytowana na siebie. Chciała zapytać o wspomniane stowarzyszenie, ale nie śmiała, obawiając się, że ponownie go urazi. Dworskie wychowanie, które otrzymała w rodzinnym gnieździe, nadal więzami etykiety krępowało jej swobodne życie i nawyki, jakie od dwóch lat nabywała.
– Niewidzialny Zabójca pojawił się nagle w moim życiu, zabrał mi najbliższą osobę i skrzywdził rodzinę. Mam powody, by go zgładzić.
Nie wiedziała, czy odpowiedział na pytanie, nie chcąc jej urazić, czy dlatego, że nie czynił tajemnicy z historii swojej rodziny.
– A ty Nayano? – zagadnął. – Wspominałaś coś o swej krzywdzie.
Skoro ona nie była zbyt taktowna, on też nie, ale nie miała mu tego za złe.
– Trzy wiosny temu byłam z moją siostrą na spacerze opodal naszego zamku. Siostra była śliczną dziewczyną, roześmianą, pełną życia – jej oczy osnuła mgła wspomnień. – Zbierałyśmy kwiaty do bukietów. Było pięknie. Wszystko było jasnozielone, pierwszą, soczystą zielenią późnej wiosny. Świeciło słońce, wiał lekki, ciepły wietrzyk. Moja siostra została zimą zaręczona szlachcicowi, panu ziemi Dernos. Nie znała tego człowieka, ale cieszyła się ze zbliżającego się małżeństwa. Była posłuszną córką. Rodzice zdecydowali, iż tak będzie dla niej najlepiej, gdyż jako młodsza nie miała dziedziczyć ziem mego ojca. Ona bez zastrzeżeń zaakceptowała wybór. Tego dnia snułyśmy plany odnośnie sukni ślubnej, posagu i wizyt jakie miałyśmy sobie składać w przyszłości. Towarzyszyło nam kilka sług. Mieli nas chronić przed ewentualnym niebezpieczeństwem i nieśli nasze rzeczy. Nagle znad lasu nadleciał smok i skierował się prosto na nas. Obok pasło się bydło, ale gada nie interesowały zwierzęta. Zdecydowanie polował na ludzi, na jedną osobę, na moją siostrę. Na widok smoka słudzy rozbiegli się, a ja z siostrą uciekałyśmy w stronę zamku. Na trawiastym polu przed nami rosło kilka wiekowych dębów o rozłożystych, sięgających ziemi konarach. Gdy gad już nas doganiał schowałyśmy się pod jednym z nich. Krążył nad nami ale z wysokości nie mógł nas sięgnąć. Liczyłyśmy, że zbrojni wyruszą z zamku i usieczą go, nim nas dopadnie. Wtedy dobrze przyjrzałam się napastnikowi. Jego wizerunku nie zapomnę do końca życia. Gad krążył w tę i z powrotem, łopocząc skórzastymi skrzydłami i kłapiąc zębami. Wyraźnie czułam jego ostry zapach. Porykiwał rozzłoszczony, a moja siostra płakała w przerażeniu. Tuliła się do mnie, a ja nie mogłam jej ocalić. Smok za wszelką cenę starał się do nas dostać. Całym swym ciężarem usiadł na drzewie, łamiąc grube konary, które posypały się na nasze głowy. Jeżeli nie kły smoka to gałęzie by nas zabiły. Musiałyśmy uciekać. Widziałyśmy już konnych na drodze do zamku, więc rzuciłyśmy się pędem ku nim. Zyskałyśmy nieco czasu nim gad poderwał się do lotu. Pędziłyśmy tak szybko, jak mogłyśmy, ale moja siostra biegła wolniej. Przeszkadzała jej długa, ciężka suknia, pod którą miała drugą, spodnią, cieńszą i jeszcze koszulę. Była słabego zdrowia, musiała się ciepło ubierać… Materiał plątał się jej między nogami. Zwolniłam, by pochwycić siostrę za rękę i pomóc jej. Wtedy zobaczyłam, że smok jest już niemal nad nami. Pociągnęłam siostrę za rękę, ale potknęła się i upadła. Wstała, ale nie miałyśmy już szans na ucieczkę. Wtedy odepchnęłam ją. Wolałam, by gad dopadł mnie. Ona tak bardzo cieszyła się na zamążpójście…
Umilkła, zamyślonym spojrzeniem wpatrując się gdzieś przed siebie. Po jej twarzy widać było, że bardzo przeżywa wydarzenia owego dnia. Pierś unosiła się w przyspieszonym oddechu, jakby przed chwilą jeszcze raz przebiegła drogę w daremnej ucieczce przed drapieżcą.
– Zasłoniłam siostrę swym ciałem, ale smok uderzył mnie skrzydłem. Odleciałam na bok i straciłam przytomność.
Ponownie zamilkła, a on milczeniem uszanował jej ból wspomnień. Nieobecnym wzrokiem patrzyła przed siebie, kołysząc się w siodle w rytm ruchów wierzchowca. Przejechali spory kawałek, gdy w końcu ponownie się odezwała.
– Gdy się ocknęłam, smoka już nie było. Słudzy mnie podnosili, zbrojni z zamku gdzieś pędzili a moja siostra…
Zająknęła się. Odwróciła głowę, jakby chciała ukryć cisnące się do jej oczu łzy.
– Moją siostrę zbierali dworacy – jej głos był stłumiony bólem. – Właściwie to, co z niej zostało.
Poprawiła się w siodle, dając sobie czas na opanowanie wrzących w niej uczuć.
– Wtedy postanowiłam, że dopadnę tego gada – dokończyła.
– A smokowcy?
– Ojciec ich najął wielu, ale byli bezradni.
Uważniej się jej przyjrzał. Odwzajemniła spojrzenie.
– Jak dobrze ułożona szlachcianka mogła wyruszyć za gadem, z którym nie radzili sobie dobrze wyszkoleni zabójcy?
Wiedziała, o co pyta i delikatnie się uśmiechnęła.
– Nie byłam tak dobrze ułożoną szlachcianką, jak możesz sobie wyobrażać i jak pragnęliby tego rodzice. Chętnie jeździłam konno i strzelałam z łuku. Obserwowałam ćwiczenia rycerzy i żołnierzy, a jeden z nich udzielał mi lekcji. Ojciec nie wiedział o tym, a matka nie protestowała za bardzo. Byłam dziedziczką majątku i dobrze, bym była kimś więcej niż tylko ozdobą u boku męża i w razie potrzeby umiała zadbać o siebie. Z resztą, czy to jedna kobieta włada mieczem?
– Nawet na królewskim dworze są kobiety wojowniczki – przytaknął, zadowolony, że minęło jej przygnębienie wywołane przykrymi wspomnieniami.
– Po stracie córki, ojciec chciał mnie wydać za mąż, by szybko doczekać się wnuka. Konkurenci zaczęli ściągać bardzo szybko. Ale odtrącałam ich, co moi rodzice tłumaczyli doznanym szokiem. Chcieli przeczekać moje nastroje, byli pewni, że gdy pogodzę się z utratą siostry, zechcę wyjść za mąż. Ja jednak po cichu nadal szkoliłam się do walki. Dwa lata temu, gdy poczułam się gotowa, uciekłam.
Teraz on się uśmiechnął.
– Rzeczywiście, nie byłaś posłuszną córką.
Nayana ponownie się zamyśliła, a jej oczy okrył cień smutku.
– Zastanawiam się, dlaczego? Dlaczego gad chciał zabić moją siostrę? Nie zabił nikogo innego, nawet mnie. Wybrał właśnie ją…
Westchnęła.
– Czy spodziewasz się, że uzyskasz odpowiedź, likwidując Niewidzialnego Zabójcę? – spytał.
– Gdyby tylko ten smok umiał mówić wycisnęłabym z niego odpowiedź – powiedziała ponuro, wierząc w swoje słowa.
– Może zatem ją uzyskasz…
Zmarszczyła brwi. Odniosła wrażenie, że wiedział dużo więcej o smoku niż jej mówił. Tak jakby coś go z nim łączyło.
– Mówiłeś, że ten smok zabił kogoś bliskiego wam panie – próbowała go wybadać.
– Brata.
Pytająco uniosła brwi, ale on nie zamierzał rozwijać tematu. Być może jego wspomnienia były równie bolesne, co jej i Geyden nie chciał otwierać zasklepionych ran. Wiedziała jak potrafią boleć i niszczyć radość życia. Skoro gad i jemu zabił bliską osobę być może zna odpowiedź na pytanie dlaczego. Nie chciała nalegać, z czasem się przekona.
cdn.