sobota, 23.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
– Nayano – zwrócił się do niej. – Pamiętaj, że cokolwiek się wydarzy, jestem po twojej stronie.
Dziwne były jego słowa. Myślała, że jest jej przyjacielem, a wrogiem smoka. Nie miała jednak czasu, by się nad nimi zastanawiać. Kilkoma zaklęciami uspokoiła konia, by w czasie walki móc całkowicie na nim polegać, a nie uważać, by nie spaść ze spłoszonego i przerażonego ogiera. Nałożyła strzałę na cięciwę, wycelowała i wypuściła ją w smoka. Była dobrym strzelcem, a jednak nie trafiła. Smok z wielką zwinnością, jakiej nie można było się spodziewać po tak wielkim stworzeniu, uskoczył w bok i strzała przeleciała obok. Wbiła się w trawę kilkanaście kroków za gadem. Niewidzialny Zabójca z niezadowoleniem potrząsnął łbem i ryknął wyzywająco.
– Uważaj, on jest dużo sprytniejszy niż sądzisz – ostrzegł ją stojący opodal Geyden.
Mimo ostrzeżenia popędziła konia i natarła na gada. W galopie ponownie posłała strzałę ku smokowi. Tak jak pierwszym razem, gad, niczym doświadczony w bojach wojownik, wykonał unik i mimo że była bliżej, kolejna zatruta wężowym zielem strzała została stracona. Wydawało się, że smok z niej kpi. Poganiając konia, dziewczyna odrzuciła łuk, chwyciła oszczep i ostro natarła na smoka. Zjechała ze wzgórza i przeskoczyła strugę potoku wijącego się pomiędzy kępami trawy i kamieniami. Cwałem wspinała się po stoku kolejnego wzniesienia. Ustawiła włócznię, opierając ją końcem o tybinkę siodła, w specjalnym zagłębieniu. Gad nie uciekał, tylko ustawił się do niej bokiem, gdzie łuski były najgęstsze i najtwardsze, tworząc pancerz niemal nie do przebicia. Wszystkie grzebienie na jego grzbiecie najeżyły się w oczekiwaniu na cios. Podniósł do góry skrzydła, by nie mogła sięgnąć ich grotem włóczni. Krzyknęła, by zachęcić konia do jeszcze żywszego biegu. Wycelowała pod pachwinę, w miejsce, gdzie pancerz łusek pokrywający skórę był słabszy. Gdy ostrze broni miało zagłębić się w ciało gada smok gwałtownie przykucnął i włócznia trafiła na twardą skórę boku. Z chrzęstem tartych łusek metal przesunął się ku górze nie czyniąc smokowi najmniejszej krzywdy. Zaskoczona dziewczyna ledwo zdążyła skręcić konia, by z impetem nie wpadł na gada. Zdezorientowany ogier stanął dęba i Nayana omal nie wypadła z siodła. Gad wykonał gwałtowny skręt ciałem, uderzając odbiegającego w bok ogiera ogonem. Cios był bardzo silny i zwierzę straciło równowagę. Dziewczynę wyrzuciło, zaś koń kwicząc ze strachu i bólu zwalił się całym ciężarem na grzbiet z przetrąconym kręgosłupem. Nieszczęsne zwierzę nie mogło się podnieść i bezradnie leżąc na boku machało nogami i szarpało łbem w bezowocnych próbach dźwignięcia się.
Nayana również odniosła rany. Gdy ciężko upadła na bok, bezwładnie potoczyła się po stoku, łamiąc przy tym łuk. Jeden z ostrych kamieni leżących obok strumienia rozciął jej udo. Gruba kurta uchroniła resztę jej ciała. Stęknęła z bólu, ale natychmiast usiłowała się podnieść, by móc stawić czoło gadowi. Kiedy spojrzała na wzgórze dostrzegła, że smok powoli schodzi ku niej.
– Beredenie!
Leżąc na brzuchu, obróciła na bok głowę. Geyden zeskoczył ze swojego wierzchowca i biegł ku dziewczynie. Smok zatrzymał się.
– No proszę – usłyszała donośny, warkotliwy głos, nienależący do Geydena.
Dziewczyna dźwignęła się na kolana i rozejrzała wokół. Prócz Geydena, smoka i niej samej nikogo więcej nie było.
– Czy mój szlachetny brat okazuje się być takim tchórzem, że do walki przeciwko mnie wysyła kobietę, swoją nałożnicę?
Z jeszcze większym zdumieniem stwierdziła, że głos należał do smoka.
– Nikogo przeciwko tobie nie wysyłałem.
Smok pierwszy zbliżył się do Nayany i głośno wciągnął w nozdrza powietrze.
– Ta suka jeszcze tobą pachnie bracie. Pod jaką postacią ją wziąłeś? – smok spytał ironicznie. – W tej miernej ludzkiej powłoce czy pod prawdziwą postacią, rzeczywistego władcy i spadkobiercy swojego rodu?
– To jest moja prawdziwa postać!
Smok roześmiał się. Jego śmiech bardziej przypominał krótkie ryknięcia niż czysty dźwięk radości. Rozdziawił przy tym paszczę, ukazując dwa rzędy imponujących kłów.
– Zatem ta dziewka nie zaznała prawdziwej przyjemności. Ale nie martw się bracie,
jak skończę z tobą to pokażę jej, co to prawdziwa rozkosz.
Geyden zaczął oddalać się od dziewczyny, chcąc obejść smoka od tyłu. W ten sposób zmuszał go do odwrócenia się od rannej.
– Zmierz się ze mną! – kiwnął wyzywająco głową w stronę gada.
– Ależ, najbardziej na świecie pragnę cię zgładzić braciszku!
Obolała Nayana nie mogła się ruszyć. Coraz bardziej zszokowana przysłuchiwała się prowadzonej rozmowie. Geyden zaczął się rozbierać, cały czas uważnie obserwując wolno podążającego w jego kierunku gada. Nayana już całkowicie nie pojmowała, co się dzieje. Gdy mężczyzna był nagi wypowiedział zaklęcie i jego ciało zaczęło ulegać przemianie. Widziała jak szyja Geydena wydłuża się, a twarz nabiera groteskowego, demonicznego wyrazu. Wyglądało to jakby coś wypychało jego czaszkę na zewnątrz. Białka oczu znikły i zastąpiła je perłowa zieleń gadzich ślepi. Na plecach pojawiły się wyrostki kostne i skrzydła. Najpierw były małe, mocno złożone, potem wydłużały się, aż Geyden mógł je swobodnie rozprostować. Z pokrywających się łuską palców rąk i nóg wystrzeliły szpony. Na końcu dostrzegła długi ogon, którego końcówka drgała niczym u podrażnionego kota.
Nayana z otwartymi ustami, drżąca z nerwów przypatrywała się scenie. Była całkowicie bezradna. Wszystko rozgrywało się bez jej udziału, mogła się jedynie przypatrywać. Nawet nie czuła jak kilka łez spłynęło jej po policzku. Kurczowo zaciskała pięści na trawie, a jej usta drgały, sama nie wiedziała, ze zdenerwowania czy ze strachu. Nigdy nie przypuszczałaby, że kiedyś będzie świadkiem czegoś takiego. Już pojęła, co się stało. Oba smoki były velangami, czyli istotami mogącymi przybrać postacie zarówno zwierzęce, jak i ludzkie. Każdy velang miał przynajmniej jedną postać zwierzęcą. Teraz już pojmowała skąd ten spryt i przebiegłość w Niewidzialnym Zabójcy. I dlaczego Geyden był taki tajemniczy. Zupełnie nie wiedziała, co robić. Ból rozciętej i potłuczonej nogi paraliżował ją. Nie byłaby w stanie uciec. Zdjęła kurtę, oddarła kawałek rękawa koszuli i przewiązała ranę, by zatamować krwawienie. I tak wymagała będzie szycia. Nałożyła kurtę, gdyż niejednokrotnie twardy pancerz łusek ocalił jej życie. Ostatnim razem również.
Dwa gady stały naprzeciwko siebie i ryczały potrząsając łbami. Ich ociekające śliną kły błyszczały bielą w świetle dnia. Wolno zaczęły krążyć wokół siebie, oceniając siły przeciwnika. Rozkładały skrzydła i kłapały zębami, dając upust wzbierającej w nich agresji. Geyden, jako smok, był jeszcze piękniejszy od swego brata.
Nagle, bez ostrzeżenia Bereden skoczył na Geydena, usiłując szczęką sięgnąć krtani rywala. Geyden uchylił się, uniósł nieco na tylne łapy, a przednią smagnął Beredena w pysk. Ranny zaryczał boleśnie, ale natychmiast opuścił łeb, kłami wpijając się w pierś brata, w okolicach lewej łapy. Szczęki pokonały opór twardych łusek i Bereden rozciął mu skórę, zadając głęboką ranę. Pociągnął łeb w dół, chcąc pogłębić ranę, ale w tym momencie Geyden ponownie machnął łapą w kierunku przeciwnym do ustawienia łusek. Jego szpony weszły pod ich pancerz i na szyi Beredena pojawiło się głębokie rozcięcie. Część rogowych płytek odpadła jak u oskrobanej tępym nożem ryby. Czerwona posoka zalała jego krtań i ściekła aż na mostek, skapując następnie na trawę. Nie mógł bronić się łapami, a jego szyja wystawiona była na kolejne cięcia szponów. Bereden oderwał łeb od piersi brata z wściekłym pomrukiem i odskoczył na bok. Oba smoki, ponownie mierząc siły i oceniając straty, ryczały, pomrukiwały i wydawały całe serie świstów, bulgotów i sapnięć. Machały przy tym ogonami, które z charakterystycznym chrzęstem łusek i huczeniem cięły powietrze.
Naraz Geyden gwałtownie się odwrócił, uderzając przeciwnika ogonem w przednie łapy. Niespodziewany raz podciął przeciwnika. Bereden zamachał skrzydłami, chcąc zachować równowagę. Ponowne uderzenie ogonem w klatkę piersiową i zaatakowany przewrócił się na bok, odsłaniając delikatne części ciała. Galner wykorzystał nadarzającą się okazję, zębami sięgając brzucha. Wpił się w skórę leżącego smoka, usiłując ją rozerwać. Gdyby mu się udało, walka zostałaby zakończona. Nayanie zszokowanej starciem potężnych drapieżników wydało się, że dostrzega przerażenie w gadzich oczach Beredena. Rozpaczliwie, niczym wielki rozwścieczony kot, machał łapami, chcąc zadać swemu bratu jak najwięcej ran. Jednak leżący na grzbiecie i pozbawiony solidnego oparcia nie miał swojej zwykłej siły i jego szpony jedynie oślizgiwały się z chrobotem po twardej łusce przeciwnika. W akcie desperacji zgiął grzbiet i unosząc szyję próbował sięgnąć ku szyi brata. Gdyby udało mu się pochwycić go za krtań, z łatwością by go zadusił. Geyden odskoczył. Bereden przetoczył się na bok i błyskawicznie wstał. Dał dwa kroki nadzwyczaj lekkiego, jak na jego rozmiary kłusa, rozwinął skrzydła, odbił się mocno od ziemi i wzbił się w powietrze. Geyden ruszył za nim. Jego pysk cały był okrwawiony. Oba smoki szybko rozwinęły całą prędkość, na jaką je było stać. Bereden oddalił się od brata, dobywając całego zapasu sił. Ścigający nie chciał dać mu umknąć, dlatego także wytężał wszystkie swoje mięśnie. Gady szybko zniknęły dziewczynie z oczu.
Powoli wstała. Z boku dochodziły ją bolesne stęknięcia zdychającego wierzchowca. Zaciskając z bólu zęby i utykając, wolno podeszła do konia. Zwierzę patrzyło na nią pełnymi przerażenia oczyma. Oddychało szybko i mocno się pociło, co było oznaką odniesionych urazów, które przypieczętowały jego los. Ciągle, instynktownie usiłowało się podnieść, ale jego ruchy były słabe. Sycząc z bólu, przyklękła przy zwierzęciu i z juków wyjęła nóż o długim ostrzu. Na moment zamknęła oczy, czując gniew na siebie, za to, co będzie musiała uczynić. Zakrywając oko ogiera, jednym, wprawnym ruchem głęboko przecięła jego krtań. Trysnęła jasna krew. Razem z nią życie szybko opuściło konia.
cdn.