sobota, 23.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
— Wreszcie mnie dogoniłeś elfie — warknęła z pogardą. — I wreszcie ostatecznie zakończę z tobą sprawę.
Uśmiechając się kwaśno, przeniosła spojrzenie na Arnoku.
— Dałam wam szansę na życie panie Arnoku, ale nie zechcieliście z niej skorzystać. Teraz nie będę tak miła, jak poprzednim razem.
Na przypomnienie spędzonej z nią nocy mężczyzna poczuł się nieswojo. Musiała wiedzieć o czym myślał, gdyż jej uśmiech został zabarwiony nutą ironii. Nic nie odpowiedział na jej wyraźną prowokację.
— Nie sądzę, byś kiedykolwiek jeszcze miała okazję kogokolwiek skrzywdzić przeklęta upiorzyco! — syknął elf.
— Nie przeceniaj swoich możliwości elfie! — odcięła się. — Wy pokurcze nie nadajecie się do niczego, nawet na kochanków.
— Skąd o tym możesz wiedzieć pomiocie piekielny? — elf panował nad sobą, choć w jego głosie dawało się wyczuć rozdrażnienie. — Żaden elf nie chciałby cię dotknąć, budzisz w nas jedynie odrazę.
Gniew spowodował, że jej oczy jeszcze bardziej rozbłysły.
— Przed przemianą miałam jednego z was za kochanka… — na moment umilkła i posmutniała nagle, jakby coś sobie przypominając. — Przed przemianą… – powtórzyła.
Arnoku poczuł coś na kształt współczucia dla tej kobiety, ale elf nie dał się nabrać na wybieg. Dostrzegł emocje mężczyzny.
— To tylko gra — powiedział, zwracając się do Arnoku, ale tak, by Lanese usłyszała. — Chce uśpić twoją czujność, a potem zabić.
Zrozumiała, że jej wybieg się nie udał. Wyraz smutku na jej twarzy zastąpił gniew.
— Kłamiesz pokurczu! — wysyczała. – Dobrze wiesz, że zabijam, kiedy muszę! Nikt nie pytał mnie, czy chcę zostać upiorem, czy chcę takiego życia! Musiałam się przystosować! Jakie miałam wyjście?
— Umrzeć. Umrzeć do końca, zanim zabiłaś swoją pierwszą ofiarę.
Parsknęła śmiechem, który błyskawicznie opanowała.
— Ja chcę żyć! Rozumiesz? Żyć! Mam do tego prawo jak każda istota!
— Jesteś istotą zła, niosącą tylko śmierć i zniszczenie. Dla takich nie ma miejsca na Naorze!
— Więc pozostaje mnie tylko zgładzić?
Elf nic nie powiedział, ale odpowiedź widniała w jego oczach.
— Zabijasz niewinne istoty, więc jesteś wyklęta przez bogów jasności!
— Niewinne istoty — prychnęła z pogardą. — Wiele z tych “niewinnych istot” zasługiwało na dużo gorszą śmierć niż ta, którą ja im zadałam. Obeszłam się z nimi znacznie łagodniej niż potraktowano by ich na katowskich stołach i niż postąpiono ze mną. Nie skazałam ich na męki takiego życia. Wyręczyłam tylko katów ludzkiej sprawiedliwości w ich robocie.
— Musiałem zakołkować kilka twoich ofiar Lanese.
Po jej ustach przemknął ironiczny uśmiech.
— Błąd w sztuce.
Elf chłodno na nią spoglądał.
— Bogowie nie dali ci prawa sądzić żywych, to ich sprawa. Ty po prostu lubisz zabijać, odpowiada ci to, kim się stałaś.
Ponownie uśmiechnęła się, tym razem smutno i zarazem ironicznie.
— Taką już mam naturę. Można jednak zabić bestię, nie zabijając człowieka. Można mnie uratować.
— To niemożliwe — szybko zaprzeczył elf.
Przez moment twarz wampirzycy nabrała tak nieprzyjemnego wyrazu, że Arnoku ciarki przeszły po plecach.
— Dobrze wiesz elfie, że to możliwe — powiedziała z naciskiem. — Słyszałeś chyba o zaklęciu Lenfara?
Zaskoczyła tym pytaniem Ingarda. Zaklęcie Lenfara od dawien dawna utrzymywane było w tajemnicy. Nie dlatego, że nie chciano pomóc nieszczęśnikom skazanym przez zło na potępienie, ale dlatego, iż do jego wykonania potrzeba było potężnej mocy, jaką posiadali tylko nieliczni, najznamienitsi magowie, najwyższego stopnia wtajemniczenia. A ci nie byli zainteresowani używaniem go do niszczenia zwykłych upiorów. Od tego byli tępiciele, mniej subtelni w swych działaniach, ale skuteczni. Zaklęcie Lenfara stosowano w najbardziej wyjątkowych przypadkach, gdy któryś z demonów znalazł niestrzeżone przejście do świata Naoru. Poza tym nieprawidłowe użycie zaklęcia przez osoby niedysponujące odpowiednimi siłami powodowało zachwianie mocy na niekorzyść Mocy Światłości. Za pomocą zaklęcia można też było na pewien czas stać się upiorem i powracać na wybrane momenty do ludzkiej postaci. Dlatego, przed wiekami, bogowie zakazali używania tego czaru i formuła z czasem uległa całkowitemu zapomnieniu. Skąd Lanese dowiedziała się o istnieniu owej formuły, mógł jedynie zgadywać.
— Nie wolno używać tego zaklęcia — przypomniał jej.
— Dlaczego? Bo bogowie wolą nas poświęcać niż nas ratować? Oni nie interesują się nami, a swoje sprawy wolą załatwiać w prosty sposób, bez wysiłku, depcząc słabszych od siebie — stwierdziła oskarżycielsko.
— Bogowie stoją na straży wszelkiego życia, porządkując siły chaosu.
W odpowiedzi lekceważąco machnęła ręką. W czasie ich rozmowy kaptur zsunął się nieco z głowy elfa i Lanese bacznie zaczęła się mu przyglądać.
— Od tylu lat podążasz moim tropem, a nigdy nie widziałam twojej twarzy — powiedziała, jakby z pewnym zdziwieniem.
Niczym krótkowidz przymrużyła oczy i przechyliła na bok głowę. Ingard twardo wytrzymywał przeszywające na wskroś spojrzenie. Nie ulegał jej hipnotyzmowi.
— Ty mi kogoś przypominasz — odezwała się tonem, w którym brzmiało pytanie. — Ja cię znam…
Ingard drgnął i podobnie jak ona zmrużył oczy. Lanese przechyliła głowę na drugą stronę i po chwili drapieżnie się uśmiechnęła, coś sobie przypominając.
— To też był elf. Przegryzłam mu gardło. Jego krew miała cudowny smak.
Mięśnie na twarzy Ingarda zadrgały, kiedy zaciskał mocno szczęki. Nie stracił zimnej krwi.
— Ktoś z rodziny? — zgadywała Lanese, doskonale bawiąc się kosztem uczuć elfa. — Ktoś bliski?
— Owszem, to był mój brat.
Głos Ingarda był spokojny, choć przytłumiony od powstrzymywanych emocji. Nadal próbując go rozdrażnić, wampirzyca pogardliwie wykrzywiła twarz.
— Z łatwością go podeszłam i zabiłam. Był jak owca wystawiona na kły wilka. Z tobą pewnie pójdzie mi równie gładko.
Ingard zacisnął pięści, z trudem powstrzymując nerwy na wodzy. Zadowolona z siebie Lanese uśmiechnęła się i Arnoku spostrzegł jej nienaturalnie długie kły. Wampirzyca ponowiła proces zaczętej przemiany. Poczuł się nieswojo, po raz pierwszy świadomie stojąc tak blisko wampira.
— Panie Arnoku — zwróciła się do swojego byłego kochanka. — Daruję wam życie, jeżeli pomożecie mi się uwolnić od tego przeklętego pokurcza!
— Tak się mnie boisz upiorzyco? — elf zaśmiał się ponuro w odpowiedzi na jej propozycję.
Nie doczekał się odpowiedzi. Bez żadnego ruchu ostrzegawczego Lanese bezszelestnie na niego skoczyła. W ułamku sekundy uległa dodatkowej przemianie. Jej wargi ściągnęły się, odsłaniając wyrosłe ostre i długie kły. Oczy zapadły się w głąb czaszki, a ich źrenice rozciągnęły się niczym u gada. Szpiczaste uszy przylgnęły do głowy, a wyglądający jak ucięty mieczem nos, gniewnie się pomarszczył. Skóra wampirzycy zmieniła kolor na trupio-szary. Lanese zakrzywiła nienaturalnie wydłużone palce dłoni w geście drapieżnego ptaka, chcąc sięgnąć Ingarda ostrymi jak brzytwy pazurami. Elf, wiele razy mający do czynienia z podobnymi bestiami, przygotowany był na podobny atak. Jednym, zdecydowanym ruchem odepchnął Arnoku. Wampirzyca była tak szybka, że nawet on, wprawny myśliwy, umiejący reagować na gwałtowne ataki zwierzyny, nie dałby rady uniknąć jej ciosu. Ingard uratował mu życie, inaczej pazury drugiej dłoni bestii rozdarłyby gardło mężczyzny. Sam jednak nie zdążył się uchylić zrobić uniku i wampirzyca głęboko rozorała mu lewe ramię. Ale zanim zdołała się odwrócić, ranny wprawnym ruchem wyciągnął spod ubrania, wykonany w srebrze, znak Białego Pentagramu i kierując go w stronę bestii wykrzyczał zaklęcie. Lanese zatrzymała się w pół skoku uderzona niezwykłą falą mocy. Wrzasnęła boleśnie, czując przenikające ją niczym setki ostrzy działanie Mocy Jasności. Gdy ciśnięta w śnieg, leżała, bezładnie machając osłabionymi kończynami, elf rzucił się do swoich sań, by wyciągnąć z nich wykuty w srebrze przez krasnale miecz. Arnoku, który także upadł w biały puch, pozbierał się i również dobył swojej broni. Był blisko wampirzycy, ale w tej chwili nie wykazywała ona nim zainteresowania, skupiając się na dużo groźniejszym Ingardzie.
Zebrała się w sobie i skoczyła na elfa. W tym momencie Arnoku zamachnął się i ciął z ogromną siłą. Ostrze spadło na plecy Lanese. Cios był na tyle silny, że zabiłby natychmiast rosłego mężczyznę, rozpłatując go na dwoje, ale wzmocnione niezwykłą Mocą Ciemności ciało upiorzycy oparło się sile miecza Arnoku. Wampirzyca jakby w ogóle nie poczuła ciosu, który poprzecinał jej mięśnie i uszkodził kręgosłup. Jego kręgi wyszły na zewnątrz bielejąc barwą kości w świetle księżyca. Obficie brocząc krwią i jedynie obracając się w pół, Lanese, jakby od niechcenia, potężnym w siłę gestem wytrąciła mężczyźnie broń z ręki. Potem przestała się nim interesować, koncentrując swą uwagę na elfie. Atak Arnoku dał Ingardowi kilka cennych chwil. Był szybki, lecz miał przeciw sobie niezwykle trudnego przeciwnika, o czym zdążył się już przekonać, tropiąc Lanese przez kilka lat. Zdołał jednak dopaść sań, nim ona dopadła jego. Wyczuwając zbliżanie się bestii przerażone reny, niezabezpieczone zaklęciem rzuciły się do ucieczki, w ślad za umykającymi psami Arnoku. Mężczyzna nie zawracał sobie nimi głowy, gorączkowo szukając miecza w miejscu, w którym upadł w śnieg. Czuł jak serce wali mu niczym młot, a krew usiłuje rozsadzić skronie. Kątem oka dostrzegał Ingarda broniącego się przed zaciekłym atakiem upiorzycy. Tylko dzięki swojej wrodzonej, nieosiągalnej jak na możliwości człowieka, szybkości elf był w stanie odparowywać ciosy jej łap. Z resztą nie mogła przypuścić pełnego szturmu, gdyż znienawidzony przez nią metal miecza elfa i zawarte w nim zaklęcia skutecznie trzymały ją na dystans. Kiedy po kolejnym, nieudanym ataku na Ingarda ten drasnął ją w ramię, zawyła, odskoczyła i stanęła dumnie w pełnej krasie, nie zważając na uprzednio zadane jej rany. Popękane kości wystawały jej z poprzebijanej skóry, krew strugami wyciekła z ran, zastygając w nieregularnych smugach na skórze i plamami barwiąc śnieg i ubranie. W pewnym momencie zorientowała się, że bezpośrednio atakując elfa, nic nie wskóra, więc skoczyła na jedno z drzew, znikając obojgu z oczu pomiędzy gałęziami. Arnoku wreszcie odnalazł swój miecz i oczyszczając go z przymarzniętego do metalu śniegu, podszedł do tępiciela. Dłuższy czas pozostawał czujny, rozglądając się po otaczających ich drzewach w oczekiwaniu na atak. Jednak ów nie następował.
c.d.n.