sobota, 23.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Przysłowie głosi: „Swój ciągnie do swego”. Porzekadło to jednak nie sprawdziło się w ich przypadku. Nie będąc „swoje”, nie „ciągnęły” do siebie… Dwie młode kobiety — Agnieszka Usta i Karolina Jankowska — urodziły się w różnych miastach i egzystowały w zupełnie odmiennej rzeczywistości kulturowej. Tu, w Łodzi, musiały mieszkać w jednym pokoju.
Agnieszka była o kilka miesięcy starsza od Karoliny. Urodziła się w rodzinie intelektualistów i spędziła dzieciństwo w Słupsku, na północy Polski. Miejscowość ta stanowiła w przeszłości bastion komunistów (choć pewnie nie jedyny w kraju) i z biegiem lat przeszła transformację, stając się ostoją liberalizmu i wartości religijnych. Słupsk jest również miastem o wspaniałych walorach krajobrazowych. Piękne bałtyckie plaże, leżące niedaleko Słupska, każdego lata przyciągają tu spragnionych wody i słońca turystów.
Agnieszka była dumna ze swojego pochodzenia i z podziwem patrzyła na spokojne małżeństwo swoich rodziców. Kiedy postanowili przypieczętować swoją miłość przysięgą małżeńską, oboje byli jeszcze nastolatkami, studentami prawa. Stanowili wzorową parę już od blisko czterech dziesięcioleci, a ich codzienna egzystencja przepełniona była spokojem i równowagą. Agnieszka uczyła się u ich boku dojrzałości i wiedziała, kiedy i przed kim może się otworzyć. Była dziewczyną z przysłowiowego dobrego domu. Ze względu na swoje wspaniałe wyniki w nauce została przyjęta na Uniwersytet Łódzki bez egzaminów wstępnych. Studia ekonomiczne miały jej otworzyć drogę do zrealizowania ogromnych ambicji: Agnieszka marzyła o dokonaniu przełomowych zmian w gospodarce finansowej.
Uniwersytet przyznał jej miejsce w akademiku „A”. Karolina do tego samego akademika wprowadziła się dokładnie w tym samym czasie co Agnieszka. Tak oto los zetknął je ze sobą. Dziewczyny przywitały się bardzo formalnie. Po kilku godzinach, kiedy współlokatorki troszkę się już zadomowiły w nowym miejscu, Karolina zaczęła o sobie opowiadać. Urodziła się we Wrocławiu i wychowała w tradycyjnej rodzinie. Była córką polityka i historyczki. Jej ojciec był zagorzałym działaczem partii komunistycznej i maczał palce w akcji nakłaniającej ludność żydowską do opuszczenia Polski na zawsze. Sobie tylko znanymi sposobami zajmował stanowiska w kolejnych rządach, choć wśród kolegów, mających wpływ na kwestie ustawodawcze, miał opinię politycznego prostaka, którego wielkie słowa nie przekładały się na czyny.
Mężczyzna ten poślubił absolwentkę historii i filozofii, kobietę o nieprzeciętnej inteligencji. Ich córka poszła w ślady rodziców i też zaczęła pasjonować się naukami politycznymi. Wyniesiona z domu nienawiść rasowa, niechęć wobec czarnych, Żydów i Romów zapewniły jej członkostwo w prężnie działającej, skrajnie prawicowej organizacji młodzieżowej, której ideologii pozostała wierna przez cały okres szkoły średniej. Jej błyskotliwość i zmysł filozoficzny zapewniły jej ogromną popularność i dlatego Karolina stała się jednym z najbardziej aktywnych członków ugrupowania. Była niekwestionowanym przodownikiem i nie posiadała się z radości, gdy przywódca wrocławskich neofaszystów, przedstawił ją liderowi całego ugrupowania — Edwardowi.
Edward był mistrzem formacji neonazistowskiej we Wrocławiu, ale jego wpływy sięgały znacznie dalej. To on mianował młodego człowieka o imieniu Tomek na stanowisko przywódcy młodzieżowego. Edward miał trudności z zaakceptowaniem swojego wieku i życzył sobie, aby zwracano się do niego po prostu „Edek”. Wybrał Tomka z powodów, których nigdy nie wyjawił, ale, jak wynikało z poufnych informacji, na jego decyzję mogła mieć wpływ osoba ojca Tomasza — wielkiego zwolennika „czystości rasowej”. Edek, stary neofaszystowski wyga, mógł się pochwalić zaledwie wykształceniem podstawowym, jednak w jego oczach wcale ten fakt go nie dyskredytował. Był przekonany, że posiadał nadludzką wręcz inteligencję. Bazowała ona głównie na szczególnie pojętej filozofii, z której wynikało, iż tam gdzie się kończy edukacja, zaczyna się… tajemnica.
Tomek i Karolina w tym samym roku ukończyli szkołę średnią i przypadek zrządził, że dostali się oboje na Uniwersytet Łódzki. Organizacje neonazistowskie trzymały rękę na pulsie i przekierowywały swoje działania w okolice, w których zamieszkiwał Tomek, pokładając w nim wielkie nadzieje. Teraz jednak jego energia musiała skupić się tutaj nie tylko na propagowaniu nienawiści rasowej, ale i na studiach.
Karolina polubiła swoją współlokatorkę, nie na tyle jednak, by podzielić się z nią swoją historią życiową z zachowaniem wszystkich szczegółów. W przeciwieństwie do Agnieszki Karolina otoczona była przyjaciółmi. Nienawidziła biedoty i często żartowała z Agi, gdy ta wracała z restauracji niższej kategorii.
***
Wieczorem, jeszcze tego samego dnia, w którym Alozie zakwaterował się w akademiku, poczuwszy głód, chłopak postanowił opuścić mieszkanie i poszukać jakiejś restauracji. Trochę instynktownie, a trochę wiedziony zapachami, odnalazł drogę do kantyny studenckiej. Po drodze mijał grupki młodych ludzi — typowy widok w miasteczku uniwersyteckim. Zauważył też kilka twarzy Afrykańczyków, ale był zbyt głodny, żeby przystanąć i zainicjować rozmowę. Z werandy jednego z budynków dochodził kuszący zapach jedzenia, który jeszcze bardziej zintensyfikował jego głód. Kantyna była czystym, przyzwoitym miejscem.
Ustawił się w długiej kolejce i z narastającą niecierpliwością studiował uważnie jadłospis, zabijając tym samym czas oczekiwania. Kiedy wreszcie nadeszła jego kolej, uprzejmie zwrócił się do kelnerki:
— Ryż z mięsem, proszę.
Dziewczyna nie często spotykała się z tak przyjemnym tonem i nienagannymi manierami, dlatego spojrzała na Alego z nieukrywanym zdziwieniem. Pomyślała w duchu, że młodzieniec musi być nowy. Ali podziękował serdecznie za podanie posiłku, co wprawiło w osłupienie stojącego za nim w kolejce studenta. Nikt nie spodziewał się aż takiej uprzejmości w zwykłej kantynie akademickiej! Kelnerka przywykła raczej do braku manier i rynsztokowego słownictwa patrzących na nią z góry studentów. Spojrzała więc na Alozie z przyjemnością i obdarzyła go wcale niewymuszonym uśmiechem wdzięczności.
Całe to zdarzenie nie uszło uwadze innej, młodej kobiety, dla której kultura osobista i przyzwoite zachowanie miały olbrzymie znaczenie. Dziewczyna, będąc świadkiem tej niecodziennej sceny, odczuła niemałą satysfakcję, że oto może jeszcze znaleźć się ktoś, kto potrafi się tak nienagannie zachować. Uważna obserwatorka była studentką drugiego roku i, ze względu na przystępne ceny, stołowała się właśnie przez cały okres studiów w tej kantynie. Z wrodzonym sobie taktem odczekała jeszcze kilka minut, po czym, zbierając się na odwagę, podeszła do Alego.
— Podobne zachowania przyciągają się… Nie uważasz? Zwróciłam na ciebie uwagę, bo… bo zachowujesz się podobnie jak ja — rzekła przyjaźnie do Afrykańczyka, uznając w duchu, że niczym nie ryzykuje, rozpoczynając rozmowę z nieznajomym.
Wskazała na wolne krzesło i zapytała, czy może się przysiąść, po czym zaśmiała się delikatnie, doskonale maskując naturalną kobiecą nieśmiałość.
— Oczywiście, proszę! — odpowiedział ze spokojem Ali.
Ta rozmowa była dla niego zupełnie nowym doświadczeniem; nigdy wcześniej nie miał okazji rozmawiać z białą dziewczyną i w ogóle niewiele wiedział o mentalności polskich kobiet. Kobiet w ogóle. Nagle pomyślał z obawą, że może być ona jedną z rasistek, o których tak wiele słyszał z ust Uzo… Z drugiej jednak strony intuicja podpowiadała mu, że tak niewinny kobiecy głos nie mógł być narzędziem nienawiści. Dziewczyna ta wręcz promieniała aurą przyzwoitości i na pewno nie mogła być niebezpieczna.
— Mam na imię Agnieszka, Agnieszka Usta — dziewczyna kontynuowała rozmowę, zajmując miejsce przy stoliku Alozie.
— A ja jestem Alozie… ale możesz się do mnie zwracać „Ali”. Łatwiej wymówić — zażartował książę.
— Skąd pochodzisz, Ali? — zapytała Agnieszka.
Chłopak wyjaśnił, że przyjechał z Nigerii.
— Dlaczego siedzisz sam? Nie masz tutaj przyjaciół? — zapytała niezwykle łagodnym głosem.
Ali uśmiechnął się do swojej towarzyszki, ukazując perfekcyjnie białe uzębienie, które zawsze było jego chlubą i zwracało uwagę kobiet.
— To mój pierwszy dzień w Łodzi, więc nie zdążyłem nawiązać tu jeszcze żadnych przyjaźni ani znajomości, ale z radością muszę stwierdzić, że… chyba właśnie jedną z nich nawiązałem — powiedział Ali, wskazując na Agnieszkę.
Książę bardzo potrzebował towarzystwa przyjaznych mu osób, które pomogłyby mu zrozumieć i zaaklimatyzować się w nowym środowisku, a im wcześniej się to stanie, tym lepiej. Rozmowa dwojga młodych ludzi nie trwała zbyt długo, ale coś ważnego w jej trakcie jednak się wydarzyło: Alozie ewidentnie zaimponował Agnieszce. Czy stało się też odwrotnie? Jeśli nawet tak się zdarzyło, to pewnie w tym momencie książę nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, gdyż był młodym, właściwie zupełnie niedoświadczonym mężczyzną, który nie potrafił jeszcze czytać w kobiecych umysłach jak w otwartej księdze…
Na koniec spotkania Polka i Nigeryjczyk wymienili numery telefonów i każde z nich udało się w swoją stronę.
Agnieszka wyszła ze stołówki, rozpromieniona nową znajomością. Szła lub raczej biegła w kierunku akademika, aby opowiedzieć Karolinie o tym, co wydarzyło się podczas posiłku. Aga była przekonana, że Ali jest uosobieniem jej pragnień i czuła, że musi sprawić, aby chłopak chciał ją dobrze poznać, a potem… aby się w niej zakochał. Ta nieznana dotąd determinacja i optymizm sprawiły, że Agnieszka zdała sobie sprawę z tego, że… tak, tak… że zakochała się w tym obcokrajowcu tak całkiem znienacka! Tak naprawdę od pierwszego wejrzenia! Wewnętrzny głos, który zawsze podpowiadał jej, że miłość musi się opierać na stopniowym poznawaniu się, nie brzmiał teraz wcale tak rygorystycznie! Przypomniała sobie też słowa swojej matki, która zawsze przekomarzała się z nią, żartując, że Agnieszka nie potrafi znaleźć i zatrzymać przy sobie żadnego chłopaka. Dziś mama byłaby z niej dumna, bo ona, Aga, właśnie miała taki zamiar!
W głębokiej zadumie przemierzała chodnik wiodący do akademika i po piętnastu minutach weszła tanecznym krokiem do pokoju. Nie umknęło to uwadze jej współlokatorki. Agnieszka już prawie od drzwi oznajmiła z nieukrywaną radością:
— Poznałam kogoś wyjątkowego!
— Facet? — zainteresowała się Karolina.
Jej nerwowe ruchy zdradzały niezadowolenie z nowiny. Usiadła po turecku, tak jak robiła to zawsze, wtedy gdy była czymś zdenerwowana. Zaczęła słuchać opowieści Agnieszki. Ktoś mógłby przypuszczać, że zachowanie Karoliny sugerowało, iż była lesbijką, w dodatku zakochaną w Adze. Prawda jednak była inna: dziewczyna obiecała swojemu przyjacielowi, Tomkowi, że będzie miała Agnieszkę na oku. Aga podobała się chłopakowi, ale na razie cierpiał w milczeniu, próbując dopiero zebrać się na odwagę, ażeby umówić się z nią na randkę. Tomek zasypywał Agę niezliczonymi, fantastycznymi prezentami, które ona traktowała jedynie jako dowód prawdziwej przyjaźni. Tymczasem chłopak marzył o niej dniem i nocą, pragnął jej bez reszty, ale nie wiedział, jak jeszcze lepiej okazać jej swoje uczucia.
Kiedy Agnieszka wspomniała, że Ali pochodzi z Nigerii, na obliczu Karoliny zarysowała się trwoga. Z niedowierzaniem zapytała:
— On jest… czarny?!
***
cdn.