czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Iyke NNAKA: „Black Factor” — odcinek 7.


Ciąg dalszy Rozdziału IV

Ali wrócił do akademika, który znajdował się tylko dziesięć minut drogi od kantyny. Zdał sobie sprawę, że tak naprawdę to nie był sam; jego książki, rozrzucone po całym pokoju, były jego najlepszymi przyjaciółmi. Tak właśnie je traktował i kochał bezwarunkowo. Już w dzieciństwie dostrzeżono jego fascynacje działaniami matematycznymi i stwierdzono, że domeną Alozie w przyszłości będzie na pewno ekonomia. Doradcy pałacu wcale się nie pomylili, gdyż Ali wręcz pasjonował się historią społeczno-ekonomiczną. Jedna z książek, o takiej właśnie tematyce, leżała teraz na biurku. Książę był gotowy zagłębić się w lekturze, kiedy nagle jego myśli przybrały zupełnie inny kierunek i Alozie zaczął rozpamiętywać spotkanie w kantynie.

Co do Agnieszki, którą poznał zaledwie parę godzin temu, to już teraz nabrał dziwnie mocnego przekonania, że stała się ona niespodziewanie kimś szczególnym, kimś niezwykle interesującym… Nie miała w sobie nienawiści wobec osób o innym kolorze skóry. To było widać! W głębi duszy Ali czuł, że dziewczyna nie należy do rasistów. Ale… czy aby na pewno? Przecież ambasador ostrzegał, że znaczna część Polaków to rasiści. Opowieści Uzo wskazywały na to, że w polską tradycję wpisana była nienawiść wobec przedstawicieli innej rasy. Dlatego Alozie z wielką ostrożnością podchodził do wszelkich przejawów przyjaźni, które, później, wcale przyjaźnią być już nie musiały. Przypomniał też sobie słowa Waldka, mówiące o tym, że jeżeli ktoś jest porządnym człowiekiem, to innych będzie szanował bez względu na pochodzenie czy kolor skóry i dlatego zawsze może stać się oddanym przyjacielem. Podczas spotkania w kantynie Ali spojrzał Agnieszce głęboko w oczy i był przekonany, że już w tamtym momencie rozwiały się jego wątpliwości! Te przepojone dobrem i uczciwością oczy nie mogły odzwierciedlać negatywnych uczuć. Już wtedy postanowił więc, że chciałby kontynuować tę znajomość. Na wspomnienie tamtej chwili Ali aż uśmiechnął się do swoich myśli…

Po dniu pełnym zdarzeń w głowie księcia wirowały obrazy nowo poznanych osób i echa rozmów. Nagle poczuł przemożne zmęczenie i nawet nie wiedział, kiedy zasnął. Zaczęło padać, ale dźwięk kropel deszczu, które odbijały się rytmicznie od parapetu okna, do niego nie dochodził. Do snu ukołysały go kojące myśli, choć nie zabrakło również dręczących obaw. Śniło mu się, że goniły go wściekłe psy, uzbrojone w maczugi, kije i inne śmiercionośne narzędzia. Te wyłaniały się niebezpiecznie spod ich skórzanych, psich kurtek. Złowróżbny pościg napawał go śmiertelnym przerażeniem. Bestie w każdej chwili były gotowe rzucić się na niego i pożreć. Sparaliżowany nieludzkim strachem, nie mógł się poruszyć, nie mógł uciekać, jego ciało znieruchomiało w bezsilności i braku nadziei. Czuł już na sobie oddech wściekłych psów i wiedział, że nadchodzi jego koniec. Ostatkiem sił wydał z siebie rozpaczliwy okrzyk: „Jezu!”, na dźwięk którego… gwałtownie się obudził.

Zegar pokazywał trzecią rano. Ali leżał bez ruchu, oniemiały z przerażenia i zupełnie wyczerpany. Z wysiłkiem zaświecił nocną lampkę i postanowił się pomodlić. Uklęknął i w błagalnym tonie odmówił Psalm 35[1]. Prosił wszechmogącego Boga słowami:

Wystąp, Panie, przeciw tym, co walczą ze mną,
uderz na moich napastników!
Pochwyć tarczę i puklerz
i powstań mi na pomoc.
Rzuć włócznią i toporem
na moich prześladowców;
powiedz mej duszy:
„Jam twoim zbawieniem”.

Niech się zmieszają i niech się zawstydzą
ci, co na życie me czyhają;
niech się cofną zawstydzeni
ci, którzy zamierzają mi szkodzić.

Niech będą jak plewy na wietrze,
gdy będzie ich gnał anioł Pański.
Niech droga ich będzie ciemna i śliska,
gdy anioł Pański będzie ich ścigał.
Bez przyczyny bowiem zastawili na mnie sieć swoją,
bez przyczyny dół kopią dla mnie.
Niech przyjdzie na nich zagłada niespodziana,
a sidło, które zastawili, niech ich pochwyci;
niechaj sami wpadną w dół, który wykopali.
A moja dusza będzie radować się w Panu,
będzie się weselić z Jego ratunku.

Kapłan królewski zawsze uczył go, że nie można przecenić znaczenia modlitwy i Alozie wiedział, że posunięty już w latach duchowny miał rację. Chłopak poczuł w sobie nowe pokłady odwagi, wiary oraz nadziei, która pozwoliła mu rozproszyć wszelkie obawy. Największą powinnością człowieka jest bycie w zgodzie z własnym sumieniem i godne wypełnianie swoich obowiązków. A książę pracował zawsze z przyjemnością.

Obudził się po raz drugi przed szóstą. Zanim wstał, pomyślał jeszcze sentymentalnie, że mędrcy królewscy w jego kraju teraz rozłożyliby zapewne jego sen na czynniki pierwsze. Zaczęliby analizować każdy detal i interpretować ukryte znaczenia…

W godzinę później Alozie wypił filiżankę porannej kawy i udał się na wykłady. Te zaczynały się o ósmej piętnaście. Kurs języka polskiego dla początkujących odbywał się poza uniwersytetem, po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko akademika. Księcia czekał więc krótki spacer przez porośnięty krzakami park. Dotarł do budynku przed czasem. Dzięki uprzejmości Uzo oraz sekretarki wszystkie formalności miał już załatwione, usiadł więc na jednym z wolnych krzeseł i obserwował pozostałe osoby, jak w pośpiechu uzupełniają jeszcze swoje aplikacje. W kilka minut później sala wypełniła się ciemnoskórymi studentami. Wszyscy mieli świadomość, że przez okres co najmniej roku uczyć się będą jednego z najtrudniejszych języków na świecie. Wiedza ta miała umożliwić im później studia na wybranym, już właściwym, kierunku studiów. Ali zauważył, że kilku z siedzących obok niego chłopców pochodzi z grupy etnicznej Ibo. Do jego uszu dochodziła znajoma melodia ojczystego języka. Kiedy podszedł do chłopaków, przywitali się, ale jeszcze nie rozpoczęli rozmowy. Alozie nie był dziś w najlepszym humorze i nie miał zbytnio ochoty na konwersację, mimo iż rozmowa w ojczystym języku była kusząca. Nowo poznany smak samotności sprawił jednak, że stał się skryty i trudno mu było otworzyć się tak od razu na inne osoby.

Ali śledził wzrokiem swoich nowych towarzyszy — byli jak pełne niepokoju gołębie. Powtarzali rzetelnie każde słowo, każdą literę alfabetu. Lektorka posługiwała się wprawdzie językiem angielskim, ale podczas zajęć kategorycznie obstawała, by komunikować się wyłącznie po polsku. Była niezwykle surowym i wymagającym wykładowcą, może dlatego utrzymywała się na tym stanowisku już od ponad dziesięciu lat. Uczyła obcokrajowców, którzy zawsze na początku zdawali się nie rozumieć ani słowa. Trzeba przyznać, że kobieta stosowała niezwykle skuteczne metody nauczania i ci, którzy naprawdę chcieli skorzystać z jej wykładów, mogli liczyć na szybki progres. Choć lektorka parała się raczej intratnym zajęciem, to jednak w głębi duszy nienawidziła swojej pracy. Dlaczego? Książę nigdy się tego nie dowiedział, choć mógł się domyślać, skąd brała się ta niechęć. Może trudno czerpać zadowolenie z zajęcia, które z góry jest skazane tylko na połowiczny sukces? Czy można cieszyć się z tego, że żaden z tych kolorowych chłopców nigdy poprawnie nie wypowie słowa „dobrze”? Alozie był jednym z tych studentów, na którego kobieta od razu zwróciła uwagę. Cały czas coś zapisywał i powtarzał pod nosem to, co notował, nie zważając na fakt, że jest bacznie obserwowany.

Po zajęciach Ali udał się do sklepiku uniwersyteckiego i kupił pokaźnych rozmiarów kanapki. Gdy wrócił do swojego pokoju, znalazł się ponownie w królestwie pustki i nicości. W jego głowie kołatało się jednak wiele myśli. Dał się porwać ich strumieniowi. Samotność i smutek są zgorzkniałymi towarzyszami, ale jednocześnie wyostrzają świadomość i sprawiają, że człowiek więcej widzi i rozumie. Ali uśmiechnął się do własnych myśli, czuł się bezgranicznie wolny — wyzwolił się spod pieczy doradców królewskich i stał się zwykłym człowiekiem, odpowiedzialnym za własne decyzje i wybory. Mimo przestróg Uzo książę był jednak zachwycony swym nowym światem i wysoko sobie cenił wszystkie rzeczy, które dane mu było poznać. W końcu mógł sam wybierać przyjaciół, bez ograniczeń, jakie niósł w sobie sztywny nigeryjski system klasowy.

W jego głowie zagościł na nowo obraz Agnieszki. Wizja ta sprawiła mu przyjemność. Bardzo chciał w to wierzyć, że dziewczyna będzie miała wobec niego szczere intencje. Tak bardzo potrzebował kogoś, z kim mógłby otwarcie porozmawiać, kogoś, komu mógłby bez reszty zaufać, innymi słowy, potrzebował prawdziwego przyjaciela. Oczyma wyobraźni zobaczył idealną figurę dziewczyny, jej niezwykle kobiecy chód… Przypomniał sobie, że obiecał do niej zadzwonić. Ali nie miał żadnego doświadczenia w kontaktach z dziewczynami. Rozpłomieniony wizją rozmowy i jednocześnie ogarnięty nieznaną sobie wcześniej nieśmiałością, wahał się przez chwilę. Zastanawiał się, czy… powinien do niej zadzwonić. W końcu zebrał się na odwagę i wystukał numer Agnieszki.

cdn.


[1] Psalm 35. — pieśń pochodząca z Psałterza Dawidowego, będąca wołaniem o pomoc przeciw niewdzięcznikom.