sobota, 23.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Krzysztof Ciepły miał pracę siedzącą. Pisał na komputerze różne literki oraz cyferki i powstawały z tego programy komputerowe. W firmie zwany był Biurkiem, ponieważ gdy był w firmie zawsze siedział za swoim mocno już zużytym kawałkiem starego stołu konferencyjnego stojącego w nieszczególnym kącie pokoju specjalistów od programowania. Krzysztof nie należał do ludzi rozległych, więc kawałek stołu też nie musiał być duży, co w zasadniczym stopniu rozwiązywało problemy lokalowe firmy 0-1 Computer.
Tajemnicą Ciepłego było to, że większość czasu poza biurem również spędzał za biurkiem. Pisał na komputerze różne literki oraz cyferki i powstawały z tego programy komputerowe dla firmy 1-0 Computer Associates.
W czasie, gdy Człowiek zwany Biurkiem (CzB lub w wersji alternatywnej Czub) pisał intuicyjny program do zarządzania wolnym miejscem na biurkach firm sektora informatycznego, wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał.
Ciepły przyrósł do fotela.
Pracownicy 0-1 Computer byli zawiedzeni. Oczekiwali raczej, że CzB przyrośnie do biurka. Byłoby to o wiele bardziej widowiskowe, można byłoby pośmiać się z małego prymuska, no i przezwisko, dane przez szefa programistów nabrałoby nowych kolorów. A tak — nie było nawet o czym rozmawiać w przerwie na papierosa.
Ciepły nie ukrywał, że wolałby przyrosnąć do myszki lub podkładki pod mysz. Teraz zostało mu jedynie udawanie, że zupełnie ignoruje fakt materialnego połączenia z fotelem. Udawało mu się to do czasu, gdy powinien był udać się na drugą zmianę do firmy 1-0 Computer Associates, gdzie właśnie pracował nad programem zarządzającym przestrzenią w szafkach pracowników firm telekomunikacyjnych.
Pierwsze, co poczuł Krzysztof, to duże obciążenie kręgosłupa. Dużo większe, niż mógłby sobie na to pozwolić słaby organizm prymusa programisty (w skrócie: pry-pro). Gdy wstał, wywołał ostre przycinki ze strony sąsiada, który sprowadził do pokoju na oglądanie czubowego wyjścia całą firmę lub inaczej, tych, którzy wieczorem jeszcze w niej byli.
Do takich zachowań Ciepły był najzupełniej przyzwyczajony, więc z podniesionym czołem i nie bez wysiłku, przesuwając się bokiem (by fotel mniej się kiwał) opuścił firmę odprowadzany wesołymi uwagami kolegów i koleżanek.
— „Człowiek zwany Fotelem”. To brzmi dużo gorzej i raczej mi nie grozi — pomyślał z satysfakcją Ciepły, gdy podchodził do samochodu.
Dopiero teraz uzmysłowił sobie, jak bardzo jeden fotel może skomplikować mu życie. Z jednej strony nie musiał nigdzie prosić o miejsce do siedzenia, bo miał je zawsze ze sobą. Było to szczególnie przydatne w firmie 1-0, gdzie zawsze była walka o biurka i fotele. Z firmą 1-0 był jednak jeden mały problem — jak się do niej dostać samochodem, i to w sytuacji, gdy jest się już spóźnionym? Tego zakresu tematycznego Ciepły nie objął rozumem w jednej chwili i musiał posiłkować się taksówką bagażową.
Szybko przyzwyczaił się, że ludzie patrzą na niego podejrzliwie lub po prostu drwią. Nie było to specjalnie dużo gorszym doświadczeniem niż w czasach jego młodości, gdy miał pryszcze. Z trudem przemieszczania się też sobie jakoś radził — z taksówkarzem umówił się na miesięczny abonament. Gorzej było w sprawach uczuciowych. Dziewczyna Krzysztofa Julia, która i tak miała mu za złe, że ważniejsze są dla niego programy niż kobieta, nie mogła znieść faktu obecności w łóżku tego trzeciego.
Ten trzeci zajmował za dużo miejsca, wgniatał materac i trzeszczał przy każdym obrocie. Nie mogła sobie wyobrazić seksu z chłopakiem, który jest przywiązany do fotela, a już tym bardziej seksu prowadzącego do poczęcia. Wieczory w trójkę były coraz bardziej denerwujące: dla niej, dla niego i dla fotela, który zaczął wyrażać swoje niezadowolenie poprzez luzowanie mechanizmu teleskopowego podnoszenia siedziska. Julii kojarzyło się to z niemiłym seksem zwierzęcym i po kilku dniach, kilku awanturach i jednym wieczorze cichej wymiany groźnych spojrzeń — odeszła.
— Nie martw się. Na pewno do niej nie przyrosnę — rzekła Julia na odchodne o walizce, którą trzymała w ręce.
Postanowił coś z tym zrobić, rozgryźć temat tak, jak rozgryzał zagrywki komputerowej materii nieożywionej. Wpadł na pierwszy pomysł i od razu wdrożył go w życie — wypił zgrzewkę piwa i rzucił się na łóżko, by pomyśleć w spokoju o następnych pomysłach, skoro tak dobrze się zaczęło. Niestety zapomniał, że z tyłu jest oparcie i w trakcie nawiązywania styczności materialnej z kołdrą coś mu strzeliło w kręgosłupie.
Leżał dwa dni, ale nie przechodziło.
— Mogę panu zalecić rehabilitację kręgosłupa, ale w przypadku tego tutaj, to ja się w tym nie specjalizuję, może w szpitalu na Szpulkach pan niech spyta — powiedział lekarz ortopeda przychodni rejonowej.
Na Szpulkach rozmawiał z profesorem. Podobno najlepszy w kraju.
— Drogi panie, oczywiście, że dałoby się coś zrobić, ale nie mam w tej chwili czasu. A poza tym, to jest chyba wygodne, przyzna pan szczerze. Ja bym z tym nic nie robił. Póki się trzyma, to trzeba korzystać z życia! — rzucił profesor, nawet nie oglądając delikwenta.
W końcu CzB trafił do prywatnego specjalisty od medycyny naturalnej, który zalecił mu masaże odpośladkowe i terapię antymaterialistyczną, oczywiście u siebie.
Ciepły rehabilitował się przez cztery miesiące aż pewnego ranka, gdy wstał z łóżka, zauważył, że jego prześladowca, niczym niechciany kochanek został w pościeli i nawet przewrócił się na drugi bok (a przynajmniej tak to wyglądało).
Trochę mu było szkoda, a poza tym złamał sobie rękę, gdy zapomniał, że nie ma na czym usiąść przy stole i upadł na ziemię.
Rehabilitował się kolejny miesiąc.
W czasie fotelowej rekonwalescencji Ciepłego jego obowiązki zostały przekazane szefowi programistów — temu, który tak lubił śmiać się z Czuba. Szef musiał siedzieć po nocach, gdyż nie był tak sprawny, jak jego niewielki kolega z kąta pokoju programistów.
Gdy Ciepły wrócił do firmy, wszyscy patrzyli na niego zagadkowo. Poszedł do swojego stolika i zobaczył szefa, który pracował na komputerze. Szef nawet nie chciał się przywitać. Wyglądał źle, tak jakby w ogóle nie wychodził z pracy.
— Co mu jest? — spytał Ciepły w kuchni.
— A nic. Przyrósł do biurka — powiedziała cicho recepcjonistka.
— Wszystkich nas to czeka, Krzysiu — dodał sąsiad z pokoju programistów z myszką komputerową na dłoni.