czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Natalia BOROWIECKA: Jak nie dać się szkole? — odcinek 1.


OD AUTORA

Drogi, inteligentny Czytelniku! Jeśli jesteś kimś, kogo denerwuje szkoła — niezależnie z jakiej pozycji na nią patrzysz — ta książka jest dla Ciebie. Jest ona wynikiem kilkuletnich obserwacji środowiska, z którym każdy z nas w taki czy inny sposób się zetknął. Nie ma, albo jest bardzo niewiele, osób, które miałyby pozytywne doświadczenia związane z systemem oświaty. Celowo używam tu określenia „system”. Wszelkie bowiem władze i instytucje namiętnie stosują to określenie w stosunku do szkoły, która, moim skromnym zdaniem, z maszynerią systemu powinna mieć do czynienia tylko w niezbędnym minimum. Gdyby bowiem zastanowić się nad słowem „system” i spróbować je zestawić z całym bogactwem różnorodności funkcji, roli, zadań i nieprzewidywalności tego, co powinno robić się w szkole, to okazuje się, że system może mieć niszczący wpływ na podstawowe zadania szkoły. Jest to niewątpliwie idea dość rewolucyjna i pewnie dla wielu oburzająca. Trudno. Z historii wiemy, że idee jedynie słuszne dla wielu — nie zawsze były tymi najlepszymi. Zadajmy sobie pytanie: „po co funkcjonują różnego rodzaju systemy?” Po to, aby coś ujednolicić, zamknąć w określone normy i zasady funkcjonowania. Ale nie tylko. Także po to, aby ci którzy te systemy tworzą i potem reformują mieli zadawalające poczucie sensu własnego istnienia i, niby na marginesie, dość intratne źródło utrzymania. System oświaty funkcjonuje po to, aby istniały cały zastępy „wykwalifikowanych” urzędników, którzy „wiedzą najlepiej”. Zabija się tym samym całe piękno nauczania i mistykę relacji mistrz — uczeń, zabija się nowatorstwo i indywidualność wartościowych uczniów i nauczycieli.

Ciekawe, że jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, aby stworzyć system nauczania podstawowych czynności dla noworodków, a mimo to rodzice potrafią świetnie sobie radzić, kierując się miłością i intuicją. Nie potrzebują do tego ministra, kuratorów, urzędników, a każdy z nas potrafi jeść, pić, mówić i wykonywać inne niezbędne do życia czynności. Szkoła winna zapewnić wyższy stopień podstawowej wiedzy, jaką dają nam rodzice. Tymczasem jest ona miejscem znienawidzonym, wrogim i niebezpiecznym dla każdego, kto ma choć trochę oleju w głowie i poczucia indywidualności. Z całą odpowiedzialnością za swoje słowa twierdzę: PRZED SZKOŁĄ TRZEBA SIĘ BRONIĆ. Muszą to robić zarówno uczniowie, którzy mają w sobie ogromny potencjał intelektualny, często zabijany przez szkołę, jak i ci nauczyciele, którzy oprócz rzetelnej wiedzy dysponują trzema niezbędnymi cechami: pokorą, osobowością i sercem. Pragnę zapoczątkować wspólny front walki ze złą szkoła, bo wierzę, że może ona być miejscem najpiękniejszych spotkań i relacji, jakie przytrafiają się nam w życiu. Wierzę, że są ludzie którzy myślą podobnie, że są uczniowie, których szkoła jeszcze nie zniszczyła i nauczyciele, którzy mają zadatki na mistrzów. Tyle razy słyszy się utarty zwrot: „Takie będą Rzeczypospolite, jaki ich młodzieży chowanie” — i są to puste słowa, których znaczenia nikt nie docieka. A przecież szkoła to miejsce najbardziej strategiczne dla naszej przyszłości. Tu tworzy się zalążek przyszłości — mojej, twojej, naszej. Tu kształtują się ludzie, tworzący nasze jutro. Wiem jedno — nie chcę żyć w kraju tworzonym przez „produkty” wypuszczane przez obecny system oświaty, bo to nie będzie dobry kraj i nie zmieni tego żadna z dotychczasowych reform!

c.d.n.