czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Queen of Delirium: „Omijając miłość” — odcinek 3.


Gdy doszła do domu chciała zagotować wodę i zaparzyć miętę. Rozkład domu znała na pamięć, więc nie miała problemu ze znalezieniem się w kuchni. Na stole czekały dwa nakrycia. Zastanawiała się, kiedy przyjaciółka mogła je przygotować, skoro cały czas były razem. Na talerzyku przy oknie leżała karteczka. Otworzyła nieśmiało a jej oczom ukazał się znany charakter pisma. Uśmiechnęła się sama do siebie i odłożyła liścik z powrotem na talerz.

Wyjęła z szafki pudełko mięty, wrzuciła kilka listków i zalała wrzątkiem. Nakryła spodeczkiem napar i usiadła przy kuchennym stole. Przez chwilę poczuła się jak u siebie. Zebrała myśli i wstała, udając się w kierunku drzwi.

 

— Już jesteś? — zdziwiła się Catherine.

— Tak, mięta się parzy, a ja chcę posłuchać jak grasz.

— Dziś gram z radością. Czyżbyś już znalazła niespodziankę? — spytała przyglądając się badawczo dziewczynie. W jej oczach malowała się tajemnicza radość.

— Tak. Przyznam, że... zaskoczyłaś mnie.

— To dopiero początek, ale teraz muszę się na chwilę pożegnać i idę grać.

 

Catherine grała, a dziewczyna przysiadła na krzesełku za sceną, zamknęła oczy i wsłuchiwała się w doskonale znane melodie. Czuła, że powinna wstać i uciec, zanim coś je połączy, ale magnetyzujące brzmienie zatrzymywało ją w miejscu.

— Chciałabym móc ją przytulić — pomyślała, a z zamyślenia wyrwały ją słowa dyrygenta oznajmiające krótką przerwę. Oto nadarzyła się okazja. Wstała i niespiesznie zbliżyła się do Catherine. Gdy wszyscy się rozeszli, objęła przyjaciółkę ramieniem i pocałowała w policzek. Obie natychmiast zarumieniły się i słychać było jedynie ciche westchnięcie.

W Joan tłukło się serce. Bała się, że uraziła lub spłoszyła przyjaciółkę tą czułością. Zamknęła oczy i zasłuchana w ciszę, odpłynęła myślami do chwili, gdy się poznały. Od pierwszego spotkania minął rok, zanim zaczęły się do siebie zbliżać. Grały przez pewien czas w tej samej orkiestrze symfonicznej, jednak wypadek uniemożliwił Joan dalszą pracę i grę na wiolonczeli, którą tak kochała. Często obserwowały się ukradkiem, ale żadna z nich nie była świadoma uczuć drugiej. Jednak pewnego dnia dziewczyna napisała harfistce wiersz pełen ciepła i czułości, przepełniony oddaniem i obecnością pełną miłości. Przyjaciółka wielokroć wracała do tego, kusząc dziewczynę do przyznania się. Młodość bywa porywcza, więc w końcu uległa i wprost napisała, co czuje. Pamiętała tamtego SMS, późniejszą burzę między nimi i trzy bolesne tygodnie milczenia.

 

Jakby z oddali docierały do niej dźwięki ukochanego kanonu, więc otrząsnęła się z tych wspomnień. Patrzyła na płynne ruchy i taniec dłoni pieszczących struny harfy.

— Gdyby tak mnie mogły pieścić... — pomyślała.

Słychać było mistrzostwo w tym wykonaniu, a jednocześnie całość zdawała się przesycona uczuciami, których dotąd nie wyczytała. Catherine skończyła grać, zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki oddech. Joan spoglądała na nią i zastanawiała się, co się stało, gdy zobaczyła łzy na policzkach towarzyszki. Po koncercie podeszła, objęła ją, a dłonią delikatnie otarła łzy. O dziwo starsza nie broniła się, a wtuliła się w ramiona dziewczyny jakby chroniąc się przed światem.

Czuły ciepło, z którego przez tę jedną chwilę nie chciały rezygnować. Catherine wiedziała jednak, że pora się otrząsnąć, nim ktoś je nakryje i dorobi jakąś historyjkę.

— Wracamy do domu — szepnęła przeciągle.

— Rozumiem, że każda do swojego — Joan zawstydzona nie wiedziała co powiedzieć. — Dziękuję Ci za miły dzień.

— Przestań! To dopiero początek...

— ...końca. — pomyślała dziewczyna, ale uśmiechnęła się smutno i spojrzała w oczy towarzyszce. Przez całe jej ciało przebiegł niepohamowany impuls. — Pocałuj ją — coś krzyczało wewnątrz.

Nachyliła się i pocałowała towarzyszkę w czoło, z niesamowitą czułością i troską. Jej usta płonęły dziwną gorączką, więc złożyła jeszcze jeden pocałunek na policzku przyjaciółki, a ta ku jej zaskoczeniu chciała odpowiedzieć tym samym. Jakaś tajemnicza siła otarła ich wargi o siebie, ale natychmiast odskoczyły speszone i wyszły w chłód wieczoru.

Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale nie umiała zebrać słów, ani myśli. W jej głowie wszystko szalało, a serce tykało jak bomba zegarowa, która zaraz wybuchnie. Czuła smak karminowych warg, których pragnęła być początkiem i końcem. Siłą powstrzymywała pragnienia, chwyciła dłoń harfistki. Delikatna skóra na małej rączce i aksamitne ciepło, które chciała zatrzymać.

Zmierzały w kierunku domu, gdy na ich drodze stanął znajomy. Miały plany na wieczór, które właśnie stanęły pod znakiem zapytania.

— Miło Was spotkać, mam Paniom tyle do opowiedzenia. Pięknie dziś pani grała —zwrócił się w kierunku Catherine.

— Dziękuję, nic nadzwyczajnego. Cóż jest tak ważne? — przez twarz kobiety przebiegł ledwo zauważalny grymas. Czuła, że z tego spotkania nic dobrego nie wyniknie.

— To ja już pójdę — rzuciła dziewczyna.

— Ależ skąd, idziemy do domu na lody — złapała ją za rękę. — Nie wygłupiaj się, mamy wiele spraw do omówienia.

— Lody, hmm... a mógłbym się do Pań dołączyć? — spytał mężczyzna.

— Może jednak nie dziś. Ta młoda istota ma dziś mało czasu, a musimy porozmawiać.

— Nalegam, wiadomość dla Pań będzie ciekawa.

— Skoro tak, zapraszamy Pana — wtrąciła Joan. Przyjaciółka zmierzyła ją wzrokiem, a na jej twarzy ponownie pojawił się grymas niezadowolenia. Od tak dawna planowała ten dzień, dziś miały zostać same i trochę się do siebie zbliżyć, bez pośpiechu. Tymczasem natrętny znajomy i zaproszenie dziewczyny wybiły ją z równowagi.

— Chodźmy zatem — rzuciła od niechcenia i wyciągnęła z torebki klucze.

 

Gdy byli już w domu znajomy wydawał się mało przekonujący i nie miał nic specjalnego do powiedzenia, poza tym, co wiedziały już od dyrygenta. Obie podświadomie żałowały rozwoju sytuacji, ale starały się zachować to dla siebie.

— Zje Pan z nami lody?

— Tak, bardzo chętnie — niezrażony mężczyzna siedział wygodnie na kanapie, usiłując rozbawić Joan i Catherine swoimi opowieściami.

— Czy mogłabyś mi pomóc i przynieść pucharki z pokoju? — zawołała Catherine z kuchni.

— Tak, już do Ciebie idę.

— Ciebie? — zdziwił się mężczyzna. — Przecież dzieli je 20 lat. A zresztą...

— Po co go zapraszałaś? — spytała przyjaciółka.

— Odruchowo mi się wyrwało.

— To teraz módl się, żeby szybko poszedł, bo działa mi na nerwy.

— Chyba się na to nie zanosi — Joan spojrzała na Catherine przepraszającym wzrokiem. Przez serce znów przebiegł dziwny dreszcz i pragnienie pocałowania jej. Opanowała go, ale ta wyciągnęła dłoń i pogłaskała dziewczynę po policzku.

— Już dobrze. Ważne, że spędzimy ten czas razem.

 

Wróciły do pokoju z trzema pucharkami lodów. Truskawkowe i pistacjowe smakołyki oblane czekoladową polewą i posypane orzeszkami, wyglądały zachwycająco.

— Bitej śmietany dla Pana?

— Tak, poproszę — uśmiechnął się mężczyzna.

Jedli lody ze smakiem. Mężczyzna cały czas mówił i śmiał się z własnej elokwencji, choć kobiety dawno przestały słuchać, wpatrzone w siebie. Ich oczy płonęły i gdyby nie gość, śmiałyby się teraz z siebie. Odkąd wróciły z koncertu, minęły już dwie godziny, jednak mężczyzna wydawał się nieustępliwym natrętem. Wciąż siedział i mówił, mówił, mówił. Nie umiały się go pozbyć żadnymi dawanymi, mniej lub bardziej wprost, sygnałami.

— Pozmywam — powiedziała dziewczyna i zebrała salaterki.

— Pomogę Ci — zawołała Catherine, podrywając się z krzesła. Miała nadzieję, że skłoni to gościa do opuszczenia jej mieszkania, jednak ten nadal siedział niewzruszony bawiąc się własnym dowcipem.

 

Kobiety udały się do kuchni. Młodsza zmywała w milczeniu, a przyjaciółka przyglądała się jej z drżącym sercem. Była zła na całą sytuację i nie wiedziała co powiedzieć. Gdyby mogła, zapewne dałaby dziewczynie kuksańca, ale gość za ścianą ograniczał ich swobodę.

— Pójdę już — przemówiła w końcu.

— Ale... — urwała — ... przecież miałyśmy plany.

— Ja żadnych planów nie miałam, a nie chcę zawracać Ci głowy — odparła smutno.

— Wiesz, że mi... — nie umiała głośno wypowiedzieć własnych myśli. Patrzyła ze smutkiem, jak dziewczyna wyciera pucharki po lodach i poprawia kosmyk włosów opadający na czoło. Nie chciała, aby wychodziła, ale nie umiała jej zatrzymać, ani powiedzieć jej tego wprost.

Joan miała ze sobą lekki sweterek, który teraz powoli ubierała zapinając w skupieniu guziki. Mężczyzna widząc, że zbiera się do wyjścia, również wstał i włożył wiszącą na oparciu fotela marynarkę.

— Ależ chciałyście porozmawiać, a ja zabrałem tyle czasu — uśmiechnął się z przekąsem.

— To już nieistotne. Miło, że Pan zajrzał — szepnęła Joan jakby sama do siebie. Drzwi otworzyły się i oboje wyszli, a przyjaciółka została sama, bezradna wobec rozwoju sytuacji.

Minęły może 3 minuty, gdy Catherine chwyciła za telefon i wykręciła numer do towarzyszki.

— Słucham? — spytał zaskoczony głos w słuchawce.

— Wróć... proszę. Daj mi trochę czasu.

— Dziękuję Ci za miły dzień, ale nie wiem czy to najlepszy pomysł.

— Wróć... chcę porozmawiać. Przecież nie planowałam tego.

 

Joan bez słowa odłożyła słuchawkę i zatrzymała się. Chciała wracać i iść dalej. Biła się z myślami nie mogąc podjąć odpowiedniej decyzji. Nie zawróciła, poszła na spacer nad rzekę, skąd niedawno wróciły. Usiadła na brzegu i siłą powstrzymywała łzy napływające do oczu. Wyjęła z kieszeni telefon i wybrała dobrze znany numer.

— Halo? — usłyszała głos, a słowa uwięzły jej w gardle.

— Za bardzo Cię kocham, aby dziś wrócić. Możemy umówić się jutro po pracy?

— Ale... — urwała zrezygnowana. — Tak, czy o 14 będzie dobrze?

— Jak najbardziej. Wiem, że miałaś kupić jutro sandały, ale jeśli to nie problem, pójdę z Tobą.

— Dobrze — ucieszyła się — będę czekać. Ale najpierw lody.

— Utuczysz mnie jak kurczaka — roześmiała się dziewczyna.

— Ciebie nigdy za wiele. Do jutra.

cdn.