czwartek, 26.12.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Długo siedziała nad rzeką,. Wstała dopiero, gdy zaczęło się ściemniać. Tak bardzo chciała wrócić tego wieczoru do przyjaciółki, poznać jej tajemnicze plany, a może po prostu z nią pobyć jeszcze chwilę. Wiedziała jednak doskonale, że nie może sobie pozwolić na spełnienie własnych pragnień. Szła jakby bez celu, aż dotarła do własnego mieszkania. Od niechcenia wyjęła klucze, otworzyła drzwi i weszła smutna. Z niektórych dróg nie ma powrotów.
Tej nocy nie mogła zasnąć. Patrząc w otwarte okno, myślała. Niebo w świetle miasta, wydawało się pozbawione gwiazd. Na powiekach malował się jej obraz przyjaciółki, jej uśmiech i spojrzenie. W uszach niemal słyszała jej śmiech i barwę głosu. Chciała mieć ją blisko i móc po prostu na nią patrzeć. Mimo całego wewnętrznego rozdarcia nie żałowała braku powrotu. Miała nadzieję, że spotkają się nazajutrz. Uświadomiła sobie, że gdyby została, mogłoby się to źle skończyć. Czuły się przy sobie zbyt swobodnie, jak na dzielącą je różnice wieku. Noc mijała powoli, okupiona łzami i rozdartym sercem. Chwilę przed świtem zasnęła.
Spała niewiele. Powieki kleiły się do siebie, ciężkie i obolałe. Musiała jednak wstać i wyjść do pracy. Wizja dnia z rozhasaną młodzieżą przerażała Joan. Catherine miała natomiast wolne przedpołudnie i czekała na ich spotkanie. Mimo, że wczorajsza ucieczka dziewczyny zabolała ją, próbowała zracjonalizować sobie sytuację i z nadzieją przygotowywała smakołyki na popołudnie. Gdyby umiała fruwać, pewnie znalazłaby się pod sufitem na samą myśl o perspektywie wspólnych zakupów. Na szczęście tych była pozbawiona i tańczyła jedynie bosymi stopami na kuchennej posadzce.
Joan walczyła właśnie z młodzieżą, gdy Catherine myślami błądziła za nią. Dzień w pracy wyjątkowo się dłużył, gdy w perspektywie miała spotkanie z przyjaciółką. Mimo pragnienia, obawiała się jednak po wczorajszej ucieczce. Około godziny dwunastej starsza nie wytrzymała i chwyciła za telefon.
— Tak, słucham?
— Jest jakaś szansa, że wypuszczą Cię wcześniej? — spytała rozbawiona swą niecierpliwością.
— Właśnie miałam do Ciebie dzwonić, że mogę być pół godziny wcześniej — uśmiechnęła się dziewczyna do głosu w słuchawce.
— Wspaniale. Tylko przyjdź sama — udawała obrażoną.
— Dziś już nikogo Ci na kark nie ściągnę, nie martw się. Do zobaczenia.
— Czekam niecierpliwie — pożegnała się i wróciła do robienia galaretek.
Gdyby umiała, zapewne zatańczyłaby tango z własną nadzieją, jednak tego talentu była pozbawiona. 5 minut przed czasem chwyciła torbę i wybiegła z pracy, rzucając tylko krótkie słowa pożegnania. Jednak i ten dzień miał im nie pozwolić na bliskość. Oto na drodze dziewczyny stanęła znajoma, która słysząc o planach na zakupy, postanowiła się przyłączyć do kobiet.
Joan skrzywiła się pod nosem, ale nie umiała odmawiać. Jaki miała podać argument, aby znajoma zarzuciła pomysł, nie wiedziała. Zmuszona była zatem przyjąć propozycję. Szły w kierunku mieszkania artystki. Dziewczyna zadzwoniła. Rozradowany głos w domofonie zapytał:
— Jesteś sama?
— Niezupełnie. Mamy znajomą, bo uparła się iść po te sandały.
— Ech — zasyczała starsza. — Zatem poczekaj, ubiorę się i zejdę.
— Nie spiesz się, to może sobie pójdzie — szepnęła jeszcze dziewczyna.
Czekały około 15 minut zanim Catherine wyłoniła się zza drzwi wejściowych domu. Niezmordowana kobieta stała jednak z Joan i czekała. Catherine puściła przyjaciółce oczko i przywitała się z kobietą. Spacer po buty, był raczej sprintem. Chciały za wszelką cenę pozbyć się natrętnej towarzyszki. Ostatnio miały szczególnego pecha i nie mogły nawet na chwilę zostać same.
W sklepie wyboru dokonała dość szybko. Może nie był to wybór najlepszy, ale asortyment raczej wąski jak na sandały i środek lata. Znajoma ociągała się jeszcze, więc chciały wykorzystać chwilę i wyjść. Niestety kobieta zatrzymała je i poprosiła, aby zaczekały. Niechętnie przystały na prośbę.
— Później zapraszam Was na lody włoskie — uśmiechnęła się znajoma.
— Znowu lody — wybuchnęły śmiechem przyjaciółki. — Chętnie.
Wracając do domu wstąpiły do kawiarenki na lody, wzięły trzy porcje na wynos i wracały smakując specjału.
Po drodze śmiały się radośnie. Zwolniły nieco idąc przez park. Kobieta cały czas towarzyszyła im jednak jak cień, więc nieco umilkły z rozmowami, niemniej widać było, że dobrze się razem czują. Spoglądały na siebie od czasu do czasu i gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, odwracały wzrok zawstydzone. Doszły już do domu Catherine, gdy było dobrze po godzinie siedemnastej.
— Wpadnę po nuty i idę grać.
— Do widzenia — uśmiechnęła się kobieta.
— Do widzenia — rzuciły obie, nawet na nią nie patrząc.
— Mogę posiedzieć z Tobą na próbie? — spytała dziewczyna.
— Na to liczyłam. Wreszcie poszła. Chodź ze mną — szepnęła prowokacyjnie i pociągnęła dziewczynę za rękę.
Gdy przekroczyły próg mieszkania, starsza w pośpiechu zrzuciła sukienkę i włożyła spódnicę i prostą koszulkę. Dziewczyna widziała przez otwarte drzwi jak przyjaciółka się przebiera. Przełknęła ślinę zaskoczona widokiem. Ciało organistki mimo upływu lat, było fantastyczne, jędrne i wysportowane. Nie mogła oderwać od niej oczu. W tej chwili pragnęła podejść i objąć ją od tyłu, jak najczulej, najdelikatniej, a potem już tylko pieścić zachłannie.
Catherine czuła na sobie wzrok Joan,, a jednak nie ukryła się i nie przymknęła drzwi. Czekała na reakcję dziewczyny, która spuściła wzrok zawstydzona własnymi pragnieniami. Przyjaciółka wciąż wystawiała ja na pokuszenie i studziła. Tym razem wolała nie dopuścić do tego i ochłonąć sama. Zważywszy na to, co właśnie ujrzała, było to podwójnie trudne zadanie. Przez ciało przebiegł miły dreszcz, którego nie chciała ujawnić.
— Możemy iść, jeśli chcesz — rzuciła harfistka.
— Chcę, ale zagraj mi coś — poprosiła.
— Zobaczę co da się zrobić — roześmiała się starsza, puszczając oczko.
Joan musnęła palcami jej włosy. Wyszły.
cdn.