czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Janusz GEMBALSKI: „Omen” — odcinek 4.


Janusz Gembalski: Omen

Jako nieodpowiednio odżywiane, okupacyjne dziecko byłem bardzo wątły i chorowity. Mama wystarała się dla mnie o trzymiesięczny wyjazd do sanatorium. Posłała mnie tam tym chętniej, że jedną z wychowawczyń była moja daleka krewna, nazywana przez nas „przyszywaną ciotką”. Sanatorium było dotowane przez jakąś fundację amerykańską i przemysł górniczy, więc przez trzy miesiące pobytu w nim przytyłem 16 kilogramów. Gdy wróciłem, w szkole nazywano mnie tucznikiem. Na szczęście w ciągu roku szkolnego urosłem prawie 20 centymetrów, więc wyglądałem jak długa, wyrośnięta tyka.

Po odnowieniu kontaktów rodzinnych z „przyszywaną ciotką” zaczęto mnie tam regularnie wysyłać na każde wakacje i ferie szkolne. Ciotka miała maleńkie mieszkanko w przyziemiu budynku sanatoryjnego, w którym pracowała. Pokoik w suterenie 3x4 metry, z maleńkim okienkiem pod stropem, ze względu na ciasnotę zawalony był meblami. Jedno łóżko, które po zasłaniu pełniło rolę siedziska, duża szafa, zawalona pudłami aż po sufit, stolik, pod którym leżały spiętrzone stosy książek, pod oknem pełno tekturowych pudeł przykrytych huculskim kilimem oraz stojąca za drzwiami na sześciu cegłach kuchenka elektryczna były całym wyposażeniem mieszkania. Na noc rozkładało się na środku wąską pryczę, na której spałem. Ubikacja z umywalką znajdowały się w korytarzu, w odległości 15 metrów od drzwi pokoju. Dalej, za zakrętem dochodziło się do nie używanej przez nikogo łaźni z dziwnymi, małymi, kwadratowymi, bardzo głębokimi wannami i dużą halą z dziesięcioma prysznicami bez kabin. Dwa razy w tygodniu przez 15-20 minut była tam ciepła woda i ten czas trzeba było wykorzystać na mycie się. Z konieczności chodziliśmy pod prysznic razem. Między ściankami ciotka zawiesiła sznurek, na którym wieszała duży ręcznik, robiąc w ten sposób parawan. Gdy po raz pierwszy poszliśmy pod prysznic, mimochodem przypomniałem sobie jak kiedyś spod kołdry podglądałem mamę. Chcąc nie chcąc musiałem zerkać przez prześwity po bokach ręcznika. Ciotka miała wówczas 31 lat. Była w miarę wysoką brunetką, o smagłej cerze i pełnych kształtach. Trudno powiedzieć, że była ładna, ale można ją określić jako bardzo przystojną kobietę. Nie można było powiedzieć, że jest otyła, lecz raczej masywnie zbudowana i bardzo proporcjonalna. Dość duży biust, twardy, płaski brzuch, krągłe, kształtne biodra i uda tworzyły atrakcyjną i mogącą się podobać sylwetkę.

Chociaż przez cztery lata bywałem u niej po kilka lub kilkanaście dni 2-3 razy w roku, poznałem tylko jej znajome i koleżanki. Nigdy w jej towarzystwie, nawet przelotnie, nie widziałem mężczyzny. Mam wrażenie, że po przeżyciach wojennych unikała mężczyzn nawet w luźnych kontaktach towarzyskich. Mnie chyba traktowała bezpłciowo, nie jako dorastającego, czternastoletniego chłopaka, lecz jako coś, czego jej brakowało. Gdy opiekowała się mną, byłem dla niej celem, który wypełniał monotonię codziennego życia. Przypuszczam, że wówczas nie docierała do niej myśl o różnicy płci i zawieszenie ręcznikowego pseudo parawanu było czymś naturalnym, zmniejszającym skrępowanie podczas tak intymnych czynności jak mycie. Myślę, że tak samo zachowałaby się wobec swej koleżanki, kuzynki czy matki. Moje obserwacje prysznicowe przez strugi wody i nieszczelności parawanu znów utwierdziły mnie w przekonaniu, że ciało kobiety jest super ciekawe i piękne oraz, że każda kobieta jest inna. Podglądając jak ciotka myje gąbką obfite piersi, masując je okrężnymi ruchami, jak w lekkim rozkroku myje bogato owłosione krocze i pupę nie mogłem opanować wzwodu. Nie onanizowałem się tylko ze strachu, że to zauważy lub że woda się skończy i moje lepkie mleczko chlapnie na jej ręcznik albo na podłogę zdradzając mnie w ten sposób i pozbawiając następnego seansu. Dobrze, że potem owiniętego ręcznikiem szybko wysyłała mnie do pokoju — w szlafroku z turbanem na głowie już mnie tak nie podniecała.

 

Ponieważ zawsze miałem świetną pamięć wzrokową, moja wyobraźnia pracowała w dwójnasób, gdy ciotka była na dyżurach. Najpierw szukałem w koszu na brudną bieliznę jej niewypranych majtek. Zdejmowałem spodnie, kładłem się na łóżku i wwąchiwałem się w nie trzymając sterczącego ptaszka. Gdy już czułem nadchodzący moment kulminacyjny, błyskawicznie biegłem do ubikacji z wyciągniętym na wierzch kutasikiem. Po otwarciu drzwi następował wystrzał najczęściej na kafelki — rzadko trafiałem do muszli. Bałem się kończyć w pokoju, aby nie zostawić żadnych śladów. Do dzisiaj nie wiem, czy ciotka domyśliła się czegoś, bo kiedyś przez nieuwagę, pędząc do ubikacji, zgubiłem w korytarzu jej majtki. Zorientowałem się dopiero, gdy ciotka wróciła z pracy i ukradkiem włożyła majtki do kosza. Na ten temat nigdy nie powiedziała ani słowa, od tego czasu każdego wieczoru robiła przepierkę bielizny osobistej, pozbawiając mnie przez to przyjemności wąchania.

To, co się zdarzyło później nie dość, że nie było przez nikogo planowane, to stało się jednym z kamieni milowych w moim życiu fizycznym, a przede wszystkim psychicznym. Oczywiście nie pamiętam daty, lecz wiem, że była to połowa sierpnia i poniedziałek. Poprzedniego dnia wybraliśmy się na wycieczkę połączoną z grzybobraniem. Po kilku godzinach chodzenia po górach byliśmy potwornie zmordowani. Ja padłem na łóżko, a ciotka jeszcze do późna robiła porządek z grzybami. Rano trochę zaspała. Śniadanie przygotowała tylko dla mnie, a sama popędziła na dyżur. Gdy koło południa zbudziłem się, zobaczyłem na kuchence podsmażone grzybki z cebulką, na stoliku obok 4 jajka, a pod szklanym kloszem posmarowany masłem chleb i dzbanek z mlekiem. Wstałem tak głodny, że zaraz zabrałem się do robienia śniadania. Usmażyłem jajecznicę na grzybach, zjadłem ją zagryzając wiejskim chlebem z masłem i wypiłem litr mleka. Po śniadaniu położyłem się jeszcze na chwilę i nawet nie spostrzegłem, kiedy zasnąłem. Zbudziłem się po dwóch godzinach, ponieważ było mi niedobrze. Byłem rozpalony i bardzo osłabiony. W pewnym momencie poczułem, że będę wymiotować, a stało się to tak nagle, że ledwie zdążyłem dobiec do ubikacji. Wymiotując myślałem, że łeb pęknie mi z bólu. Nie pamiętam jak doszedłem do pokoju. Gdy ciotka wróciła z pracy, znalazła mnie nieprzytomnego, leżącego na podłodze w kałuży wymiocin. Dobrze, że mieszkała w sanatorium, gdyż na miejscu byli dyżurujący lekarze. Od razu chcieli mnie wysłać do szpitala, lecz po kroplówkach i zastrzykach ciotka uprosiła, aby zostawili mnie pod jej opieką. Kryzys ostrego zatrucia grzybami trwał całą dobę. Co 2 godziny przychodził do mnie lekarz, dostałem jeszcze dwie kroplówki, a ciotka obkładała mnie mokrymi ręcznikami, aby zbić czterdziestostopniową temperaturę. Podobno cały czas majaczyłem i ocknąłem się w nocy z wtorku na środę. Leżałem na łóżku obok ciotki, która mi co chwilę zmieniała kompresy na głowie.

Kiedy się przebudziłem, uzmysłowiłem sobie, że jestem bardzo osłabiony i wreszcie nie boli mnie głowa. Ciotka drzemała obok, przytulając mnie do siebie, a ja poczułem, że moja ręka leży pod jej nocną koszulą na owłosionym łonie. Nie dałem po sobie poznać, że odzyskałem świadomość i dalej udawałem nieprzytomnego. Nie wiem, jak długo to trwało, ale nie chciałem jej spłoszyć, więc niby majacząc powoli starałem się dotrzeć ręką głębiej między jej uda. Ciotka widocznie wcześniej nie zmrużyła oka i teraz spała twardym snem. Moja ręka na jej wzgórku łonowym miała jakiś wpływ na jej sen, bo po chwili lekko rozchyliła uda, dając mi dostęp do dalszej penetracji. Bardzo delikatnie wsunąłem rękę niżej i wyczułem bardzo wilgotny rowek. Wsunięcie palca w tak śliskie wgłębienie było już proste. Cały czas miałem na względzie to, że może się obudzić, więc ruchy mojego palca były niezwykle delikatne i powolne. Nie wiem, jak długo to trwało. Słyszałem tylko jej przyspieszony, nierówny oddech i od czasu do czasu westchnienie, aż nagle, przerażony, poczułem mocny uścisk jej ręki na mojej. Złapała moją dłoń, wsunęła głęboko w krocze i zaczęła nią mocno trzeć tam i z powrotem wydając przy tym głośne jęki. Nie wiedziałem, co mam robić, gdyż w pewnym momencie zaczęła się rzucać i trząść kurczowo trzymając moją rękę. Rzuciła się jeszcze kilka razy w dziwnych skurczach i spazmach, a potem nagle rozluźniła się i rozchyliła szeroko nogi. Puściła moją rękę, jednak pozostawiła ją na łonie. Po chwili spostrzegła, że nie śpię i jestem w pełni świadomy tego, co się stało. Wyskoczyła z łóżka jak oparzona i wybiegła z pokoju. Nie wiem, jak długo jej nie było, bo byłem chyba na tyle osłabiony, że zasnąłem. Moja choroba przechodziła kryzys i po tak ciężkim zatruciu i ścisłej diecie leżałem w łóżku jeszcze prawie tydzień. Ciotka unikała jakiejkolwiek rozmowy, ale opiekowała się mną jak najlepsza pielęgniarka. Pod koniec tygodnia sam zapytałem, czy się na mnie gniewa.

— To nie powinno się zdarzyć. Tak nie można. Ja po prostu nie mogę ci patrzeć w oczy. To ja powinnam zapytać ciebie, czy się na mnie nie gniewasz. Przecież byłeś w gorączce.

Wieczorem znów weszła do mnie do łóżka i chyba do północy opowiadała mi o tym, jak uciekła z transportu na Sybir. Mówiła tak ciekawie i sugestywnie, że dosłownie widziałem jej tułaczkę na własne oczy i przeżywałem wraz z nią. W trakcie opowiadania byłem w nią tak wtulony i słuchałem z zapartym tchem, że żadne z nas nie zwróciło uwagi na moją rękę, która najpierw leżała na piersi ciotki, a potem jakoś sama zjechała niżej, leżąc jednak spokojnie na wzgórku łonowym.

Opowiadania były co wieczór i moja wędrująca ręka przestała jej przeszkadzać. Którejś nocy powtórzyła się historia pierwszego razu, a mnie znów wystraszyły jej drgawki i jęki. Nagle szybko zerwała się na równe nogi i zobaczyłem na prześcieradle krew. Byłem przerażony i przekonany, że zrobiłem jej jakąś krzywdę i dlatego tak się rzucała. Znów zacząłem przepraszać i przyrzekać, że już nigdy nic złego jej nie zrobię.

— Zrobiłeś mi dobrze, głuptasie. Nawet nie wiesz, jak dobrze. Chyba jednak będziemy musieli na ten temat porozmawiać. Muszę ci parę spraw uświadomić i wyjaśnić, ale przełożymy to na jutro.

Zauważyłem, że od mojej choroby ciotka przestała rozkładać niewygodną leżankę i sypialiśmy w jednym łóżku. Tak jak co wieczór zaczęło się od opowiadania nieznanego mi jeszcze epizodu z jej życia, lecz potem szybko przeszła do wykładu na temat miesiączki. Wyjaśniła mi co, jak i dlaczego wraz z opisem zachowania się kobiety w tym czasie, zmian w jej psychice, a także o higienie intymnej. Co wieczór był inny temat np.: zapłodnienie, ciąża, poród, a wreszcie współżycie płciowe. Opowiadała z tak dużą kulturą i tak ciekawie, że słuchałem z zapartym tchem. Zawsze otrzymywałem pełne i wyczerpujące odpowiedzi na każde pytanie. Przypuszczam, że łatwiej jej było prowadzić te rozmowy po zgaszeniu światła. Kiedyś powiedziałem, że chciałbym przy świetle obejrzeć damskie krocze.

— Nie wiem, czy będę miała odwagę, ale kończę okres, więc chyba już jutro będzie można to zrobić. Przypuszczam, że będę czerwona jak burak, ale jakoś to zorganizujemy.

Tych kilka godzin czekania najpierw aż wróci z pracy, a potem na wieczór i położenie się do łóżka, dłużyło mi się niemiłosiernie. Wieczorem, znów przy zgaszonym świetle, ciotka rozpoczęła od teorii, czyli dokładnego opisu anatomicznego, a dopiero potem powiedziała, że ponieważ bardzo się wstydzi, przyniosła latarkę, aby nadal było ciemno i żebym mógł sobie sam oświetlać i oglądać. Ubrana w nocną koszulę położyła się w poprzek łóżka i przykryła głowę kołdrą. Zaświeciłem latarkę i zobaczyłem, że pupę miała na samej krawędzi materaca i między szeroko rozłożonymi nogami ujrzałem wreszcie to zaklęte, intymne miejsce w całej okazałości.

— Możesz dotknąć — usłyszałem zduszony głos spod kołdry.

Powoli i bardzo delikatnie badałem palcami nieznane fałdki i zakamarki, a ciotka głosem wykładowcy anatomii objaśniała mi co jak fachowo się nazywa i do czego służy. Nie wiem, jak długo to trwało, ale na koniec ciotka znowu dostała drgawek, a ja miałem mokro w spodniach. Od tego momentu każde wieczorne opowiadanie kończyło się moją penetracją palcami szparki i wytryskiem w rękę ciotki, którą ona trzymała na moim ptaszku.

Musiałem wracać do domu na dwa tygodnie, a potem znów przyjechałem na dalszą, niestety tylko dwutygodniową, edukację seksualną, podczas której największym osiągnięciem było zapanowanie nad przedwczesnym wytryskiem. Kulminacyjnym punktem ostatniej wakacyjnej nocy był mój pierwszy w życiu prawdziwy stosunek i utrata czternastoletniej chłopięcej cnoty.

Od tamtej pory każde ferie i wakacje spędzałem na szkoleniu u ciotki, która potrafiła to robić z wielką kulturą i taktem, równocześnie ucząc mnie poszanowania, delikatności oraz rozumienia potrzeb kobiety i jej skomplikowanej psychiki. Przeszedłem szkolenie w zakresie różnorodnych pozycji, sposobu pieszczot, miłości francuskiej, a nawet szybkich numerków wykonywanych w parku, w kinie, w pociągu, czy nawet w ZOO. Po latach stwierdziłem, że właściwie żadna inna kobieta już mnie niczego więcej nie nauczyła.

c.d.n.