czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Justyna JENDZIO: „Druga żona” — odcinek 8.


Inefres, drżąc z niecierpliwości, oczekiwał pod drzwiami komnat królewskiego medyka. Uczony po badaniu Namefer natychmiast udał się do swego biura, by złożyć raport oczekującemu na niego królewskiemu pisarzowi. Sam faraon interesował się stanem zdrowia Namefer, a jego sekretarz właśnie wysłuchiwał lekarskiej diagnozy i sporządzał raport.

Wreszcie drzwi otworzyły się i Inefresowi pozwolono wejść. W wejściu minął królewskiego pisarza. W przewiewnym i widnym pomieszczeniu pełno było szaf zastawionych pudełeczkami, flakonikami, garnuszkami, miseczkami, w których mieściły się substancje służące do produkcji wszelkiego rodzaju leków. Dwaj uczniowie mieszali odpowiednie komponenty, produkując z nich maści i inne medykamenty. Medyk czytał jakiś papirus, jeden z wielu, jakie znajdowały się na półkach ogromnej szafy, stojącej za plecami lekarza. Gdy Inefres zbliżył się do niego, przerwał czytanie i uważnie popatrzył na nomarchę. Pięćdziesięcioletni mężczyzna zachował kamienną twarz i gestem wskazał Inefresowi krzesło.

– Jaki jest stan pani Namefer?

– Dostojna jest mocno poparzona, rany są głębokie i rozległe. Większość z nich dobrze się goi, ale kilka ropieje i pozostawi blizny. Chora ma też zaniki pamięci, ale dokładniejszą diagnozę postawi królewski mag. Teraz potrzeba dostojnej dużo spokoju i troskliwej opieki. Pouczyłem jednego ze sług waszej dostojności, jak postępować z panią Namefer i jakie leki jej podawać.

Inefer skłonił się i wyszedł z komnat królewskiego lekarza. Natychmiast udał się do chorej i w drzwiach apartamentów gościnnych natknął się na maga. Władający mocą był zamyślony i bardzo gdzieś się spieszył.

– Czy wolno mi będzie zabrać wam panie nieco czasu i zapytać o zdrowie pani Namefer? – Inefres zastąpił mu drogę.

Zniecierpliwiony mag ściągnął z niezadowoleniem brwi, ale zatrzymał się.

– Pani Namefer dojdzie do siebie. Latawiec zabrał jej sporo energii i pchnął na krawędź życia, ale osłabienie minie z czasem. Dziecko bardzo jej w tym pomoże.

Nie czekając na kolejne pytanie, mag oddalił się do swoich obowiązków, zostawiając oszołomionego nomarchę samego. Inefres wolno poszedł do komnaty, w której leżała Namefer. Po zażyciu środków przeciwbólowych i lekarstw ranna czuła się znacznie lepiej. Na widok mężczyzny zdobyła się nawet na słaby uśmiech, z trudem odkręcając w jego stronę obandażowaną głowę.

– Ogromnie się cieszę, że już lepiej się czujesz – usiadł obok niej.

– Ja się cieszę, że żyję – odpowiedziała słabym głosem. – Faozis powiedział mi, co się wydarzyło.

– Nie pamiętasz ostatnich chwil?

– Pamiętam ucztę... potem gdzieś szłam... – zmarszczyła brwi, wysilając umysł do żywszej pracy – potem... jakieś pojedyncze obrazy...

– To nic, mag powiedział, że z czasem ta niemoc minie – ujął ją czule za rękę. – Wspomniał też coś o dziecku... – ściszył nieco głos, uważnie na nią spoglądając.

Na moment zamknęła oczy, opanowując emocje.

– Bogowie mi… pobłogosławili Inefresie i… jestem brzemienną.

Mocniej ścisnął ją za rękę, nie wiedząc, co powiedzieć. Wzruszenie ścisnęło mu gardło i gdyby nie była tak ciężko ranna, z pewnością by ją wyściskał.

– Złoże ofiarę bogini Mirge i nie będę żałował dóbr.

– Inefresie...

Niepokojący ton jej głosu nieco ostudził jego radość.

– Królewski lekarz powiedział, iż… oszpecenia mogą pozostać na mym ciele… do końca życia – powiedziała, robiąc przerwy na odpoczynek. – Zrozumiem więc, jeżeli... nie zechcesz przyjąć mnie do swego domu...

Bez słowa dotknął dłonią jej policzka i złożył długi i gorący pocałunek na jej czole, rozwiewając wszelkie wątpliwości swej ukochanej.

 

Miesiąc później siedziała nad stawem w pałacu Inefresa w Taset i rozkoszowała się delikatnym wietrzykiem wiejącym od strony rzeki Raal. Rany wyśmienicie się pogoiły i tylko niewielkie blizny przy uszach, na rękach i na prawej piersi, świadczyły o niedawnej chorobie. Maść otrzymana od królewskiego medyka czyniła cuda i były duże nadzieje, że blizny znikną całkowicie, bądź staną się niemal niewidoczne. Sam władca wyraził zainteresowanie jej zdrowiem, przysyłając swojego osobistego sekretarza i polecając otoczyć ranną jak najlepszą opieką. Tego rozkazu nie wolno było zlekceważyć i choć królewski medyk nie zaniedbał jej zaraz po ataku, w wyniku królewskiego nakazu sięgnął po najlepsze i najdroższe specyfiki do jej leczenia. Również mag odwiedził ją jeszcze raz i odprawił krótki rytuał, zabezpieczając ją przed skutkami kontaktu z Mocą Ciemności.

Dwa tygodnie po ataku zdrowie Namefer poprawiło się na tyle, że mogła odbyć podróż powrotną do rodzinnego miasta. Tydzień później Inefres namaścił ją zaślubinowym olejkiem, podpisał w obecności świadków małżeńską umowę i oficjalnie wprowadził do swego domu jako żonę. Jej teściowa była uszczęśliwiona, zaś Safeje rozgniewana. Namefer nie chciała wojny z pierwszą żoną nomarchy, dlatego doradziła swemu mężowi, by spędzał ze swą pierwszą połowicą więcej czasu, poświęcał jej więcej uwagi i nie odtrącał jej. Pomogła mu wybrać cudnej urody suknię dla żony, by poprawić jej humor, a nawet schodziła z oczu, by nie drażnić jej swym widokiem. Nie chciała nawet otrzymać komnat sąsiadujących z komnatami męża, ale wówczas on sam stanowczo i ostro zaprotestował – chciał, by Namefer była blisko niego.

Namefer rozmyślała o tej nieco nieprzyjemnej sytuacji, gdy szwagierka podeszła do niej. Od razu dostrzegła, że młodziutka kobieta była niezwykle zagniewana.

– Kazałaś, bym przygotowała ucztę dla arystokracji miasta – powiedziała ostrym, pretensjonalnym tonem.

– To rozkaz Inefresa – odparła Namefer.

– Inefres tobie nakazał przygotowanie uczty, ale ty kazałaś, bym ja to uczyniła!

– Nie. Po prostu jesteś wspaniałą gospodynią i z pewnością lepiej wszystko przygotujesz. A przecież obydwie chcemy, by dom nomarchy doskonale wypadł.

Logiczne argumenty nie trafiły do Safeje, która nieprzyjemnie zmrużyła oczy.

– Próbujesz mi rozkazywać! – stwierdziła bardzo nieprzyjemnym tonem.

– Nie śmiałabym.

– Jednak chcesz się wywyższyć! – młoda kobieta była uparta.

Namefer zaczynała odczuwać irytację. Safeje wyraźnie próbowała ją sprowokować. Pierwsza żona nomarchy czuła się zagrożona i za wszelką cenę chciała podkreślić swoją pozycję w pałacu.

Namefer wolno wstała.

– Nie usiłuję wywyższyć się ponad ciebie, Safeje. Nie chcę przygotować uczty, by nie przejąć twych obowiązków gospodyni domu. Przecież to ty prawnie nią jesteś!

Safeje oddychała szybko. Zdenerwowana i zbita z tropu słowami Namefer, nie wiedziała co odpowiedzieć. Drażnił ją spokój byłej szwagierki i narastała złość za nieudaną prowokację. Ciągle nie mogła uwierzyć, że druga żona Inefresa tak spokojnie godzi się na swoją niższą pozycję w rodzinie. Dla niej była intruzem. Dopóki w pałacu była jej teściowa, wstrzymywała się z atakami na swoją rywalkę, ale gdy jeszcze przed zaślubinami Namefer pani Tia odeszła do domu swego męża, wyraźnie wrogo zaczęła się odnosić do swojej przyszłej konkurentki. Gdy druga żona Inefresa oficjalnie weszła do rodziny, Safeje poczuła rozpacz i we wszystkim co Namefer robiła, dopatrywała się działań przeciwko sobie.

– Nie powinno cię tu być – młoda kobieta zacisnęła pięści.

Namefer zmarszczyła brwi.

– Jestem tu z woli pana tego domu, nomarchy nomesu trzydziestego siódmego, mianowanego na to stanowisko z woli jego świątobliwości faraona. Z woli dostojnego Inefresa mam o niego dbać, pomagać mu w jego pracy ku chwale Engaris, naszego boskiego władcy i dla dobra ludzi tego nomesu. Nieakceptowanie tej sytuacji jest sprzeciwem rozkazowi dostojnego Inefresa.

Ton słów drugiej żony nomarchy był chłodny i oficjalny. Nie miała ochoty na dalsze przekonywanie co do swych pokojowych intencji.

– Nie jestem przeciwko tobie Safeje – dodała na zakończenie. – Walka ze mną, to osłabianie rodziny i pozycji Inefresa. A to z pewnością mu się nie spodoba.

– Grozisz mi!? – pierwsza żona uniosła się.

– Ja? Nie. Próbuję jedynie dać ci dobrą radę. Inaczej samo życie da ci nauczkę, która może być bardziej gorzka niż moje słowa w tej chwili.

Odeszła, zostawiając dyszącą złością Safeje. Rozgniewana kobieta nawet nie zauważyła stojącego za pobliskim drzewem sykomory Faozisa.

 

Uczta wypadła doskonale, choć z jej przygotowaniem Safeje miała nieco problemów. W przygotowaniach, poprzez służbę, Namefer dyskretnie pomagała żonie swojego męża.

Gdy po uczcie wszystko zostało uprzątnięte, Namefer zaszyła się w swoich komnatach. Była nieco osłabiona, choć ogólnie ciążę znosiła dobrze. Dużo się ruszała i dobrze odżywiała. Bardzo pragnęła, by dziecko urodziło się zdrowe i silne, by jej mąż mógł być z niej dumny.

Właśnie kończyła wyśmienity ale lekki obiad, gdy weszła Kore, która razem z nią i dwójką jej zaufanych służek, przeszła do pałacu Inefresa.

– Pani, jakiś posłaniec do was.

– Wprowadź.

Posłaniec wręczył jej pismo od królewskiej córki, obecnie żony Wielkiego Rządcy Budowy w świątyni Retisa, boga nauki, w mieście Taset, stolicy trzydziestego siódmego nomesu, gdzie pan Inefres miał jeden ze swoich pałaców i główną siedzibę urzędowania. Była to córka piątej żony, siedemnastolatka, żywa i ambitna, o nieco pulchnych kształtach. Poślubiła pana Hetemesa, dobrze wykształconego szlachcica, wytrwale pnącego się po szczeblach administracyjnej kariery. Rok temu został mianowany na Wielkiego Zarządcę Budowy w świątyni i dodatkowo nadzorował dostawy kamienia z kamieniołomów w Lahszut, co zapewniło mu szacunek i dobre dochody. Kupił w mieście nieduży, ale wygodny pałacyk o bogato zdobionych komnatach, z rozległym ogrodem i basenem. W nim królewska córka wiodła wygodny żywot. Mówiono jednak, że tęskniła za stolicą i dworskim życiem, do którego przywykła od najmłodszych lat. Mówiono też, że zdecydowała się na poślubienie pana Hetemesa tylko dlatego, by zbytnio nie oddalać się ze stolicy, jako że Taset leżało zaledwie o trzy dni drogi od Remanfis, stolicy imperium, a jej mąż wiązał swą karierę z tym miastem. Córka faraona raz podpadła Wielkiej Małżonce Królewskiej, która chciała odesłać dziewczynę daleko na południe, swatając z jednym z tamtejszych dostojników. Księżniczka jednak ubiegła zamiary królowej poślubiając Hetemesa. Szlachcic nie stanowił zagrożenia dla dworu, nie mając żadnych praw do tronu i nie zyskując ich po wzięciu za żonę córki władcy, będącej daleko w kolejce dziedziców korony, bez szans na jej zyskanie. Dlatego upewniwszy się, że Neftah już nie będzie sprawiać kłopotów, Wielka Małżonka Królewska nie nalegała na jej surowsze ukaranie, choć nie przywróciła jej swych łask. Oddalonej z królewskiego domu księżniczce pozycja męża miała umożliwić wejście na znaczniejsze szlacheckie dwory i zaspokoić jej ambicje zaszczytów. Wszyscy byli zadowoleni z sytuacji, dwór przestał zawracać sobie głowę królewską córką, a ona nie dawała powodów, by się nią interesowano.

Księżniczka Neftah zapraszała nową żonę nomarchy na ucztę wydawaną za pięć dni, osobiście pragnąc ją poznać. Owo zaproszenie potwierdzało wysoką pozycję Namefer w domu namiestnika, inaczej tak ważna lokalna osobistość nie marnowałaby cennego inkaustu na list. Ów był skreślony pięknym pismem, na najwyższej jakości papirusie. Na pierwszy rzut oka widać było staranne pociągnięcia trzcinki pisarskiej, prowadzonej pewną ręką doskonale wykształconej osoby, lubiącej perfekcję i ceniącej piękno.

Namefer złożyła papirus.

– Zaczekaj tu na mnie – poleciła posłańcowi.

Udała się do Inefresa. Przeglądał raporty rządców wsi o stanie kanałów irygacyjnych i zbiorników przygotowanych na kolejny wylew Raalu. Nie był zadowolony i planował osobiście wybrać się do kilku miejsc, by obejrzeć prace i odpowiednimi karami zachęcić zaniedbujących swe obowiązki kierowników robót do staranniejszej pracy.

– Wybacz Inefresie, że śmiem przeszkadzać ci w pracy...

– Nie jesteś interesantem, tylko moją żoną – podniósł wzrok znad dokumentów.

– Problem, z jakim przychodzę, jest niezwykle błahy... – zakłopotanie malowało się na jej twarzy – księżniczka Neftah prosi mnie na ucztę...

– Wiem. Mnie również dostarczono zaproszenie. Jej mąż mnie prosi.

– A Safeje? Byłoby wielką urazą dla niej... – zakłopotała się Namefer.

– Safeje także jest zaproszona.

Namefer odetchnęła.

– Możesz spokojnie odpisać dostojnej Neftah, że przybędziesz – uśmiechnął się. – Oczywiście, jeżeli czujesz się na tyle dobrze, by iść – dodał z troską w głosie.

– Czuję się doskonale.

– Ale słyszę, że dużo pracujesz. Trzy dni temu cały dzień uczestniczyłaś w przesłuchaniach lutnistek w świątyni. Pojutrze masz odwiedzić warsztaty tkackie w haremie... Czy zbytnio nie obarczasz się obowiązkami?

– Pańskie oko konia tuczy. Jako twoja żona, dbam o twe dobre imię. Nie zniosłabym kompromitacji, gdyby boska para królewska niespodziewanie nas odwiedziła i miała choć jedną krytyczną uwagę odnośnie zarządzania nomesem.

Inefres nieco się nachmurzył przesuwając leżące przed nim na stole papiery, jakby usiłując odsunąć piętrzące się przed nim problemy.

– Mam kłopot w niektórych prowincjach nomesu. Nie wszystkie kanały zostały odmulone, podobnie jak zbiorniki na wodę.

– Jak to możliwe? – Namefer zmarszczyła brwi.

– Nadzorcy robót twierdzą, że pracujący są leniwi i niezadowoleni z wypłat, co rodzi spory pomiędzy grupami robotników i bunty przeciwko ustalonym normom.

– Czy to prawda?

– Tak. Jednak jeden z moich zaufanych ludzi odpowiedzialnych za dostawy żywności twierdzi, że dostaje niewiele pieniędzy na jej zakup, a przecież cała kwota przeznaczona na wypłaty i zaopatrzenie trafia do nadzorców – na potwierdzenie swych słów Inefres ujął w dłonie list od przyjaciela.

– Ktoś nielegalnie się bogaci? Nadzorcy? – Kobieta była wyraźnie zaniepokojona.

– Jadę właśnie to sprawdzić. Wyruszam jutro z samego rana.

– Czy mam ci towarzyszyć?

Popatrzył na nią łagodnie i z miłością.

– I tak masz wiele obowiązków. Reprezentuj mnie tutaj u dostojnej Neftah na uczcie. Wrócę za parę dni.

Skinął i podeszła do niego. Posadził ją sobie na kolanach.

– Przyjmiesz mnie dzisiaj? – spytał namiętnym głosem.

Nie odpowiedziała, tylko pochyliła się i pocałowała go.

cdn.