piątek, 22.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Kiedy w dwa lata później, tuż przed Bożym Narodzeniem, był z córką w kościele, obserwował twarze ludzi, którzy przed mszą poruszali się po Domu Bożym w pewien specyficzny sposób. Otóż, wchodzili do głównej nawy, ustawiali się w kolejce do spowiedzi, przypominali sobie grzechy, potem je wyznawali, odmawiali pokutę, może jeszcze jakiś zapomniany lub zatajony grzech ujawnili jedynie Bogu, po czym z poczuciem ulgi przyjmowali komunię świętą. Dziewczynka jeszcze była za mała, by w tym uczestniczyć, ale on poddał się tym wszystkim czynnościom w sposób nienaganny i nieodbiegający od powszechnie przyjętej normy, podobnie zresztą jak wcześniej obserwowani przez niego ludzie.
Modlił się, wyznał grzechy, przeprosił, obiecał poprawę. I na tym się zatrzymał. Kiedyś dołączał jeszcze do tego ciągu prośby, zwykłe lub niezwykłe prośby o deszcz, o piątkę z klasówki, o wyjście z choroby. Od pewnego czasu jednak tego nie robił, nie prosił, a przynajmniej nie w kościele. Oczywiście, że miał swoje niespełnione potrzeby i marzenia, ale nie prosił o ich realizację, a nawet jakby podświadomie omijał tę kwestię, bo o ile dawniej uważał ją za rzecz naturalną, teraz — to znaczy od pewnego czasu — uznawał ją za coś niestosownego.
Wyszedł ze świątyni. Może byłby szczęśliwy, gdyby był tu na przykład ze swą dziewczyną, z którą chciałby się ożenić, a której miłości niestety nie był pewien… Tej myśli jednak nie nadał kategorii prośby i ucieszył się, że przyszła mu ona do głowy dopiero poza kościołem.
Kiedy już znalazł się na ulicy, mocniej przytrzymał za rękę niesforną Małą Bośniaczkę.
— Nie skacz tak, bo wpadniesz pod samochód — strofował.
— Ale ja jestem szczęśliwa, bo dostanę lalkę.
— Ty? Lalkę? A skąd ta pewność?
— Poprosiłam o to Bozię — odparła szybko i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
— A przeprosiłaś Boga za swoje przewinienia?
— Tak, obiecałam też poprawę… choć nie wiem, jak z tym będzie. A potem mogłam już poprosić.
— Poprosić? — zdumiał się.
— No, a jak?! Wyjść z kościoła i o nic nie poprosić? — zapytała tak, jakby nieproszenie o nic Boga było grzechem. — Bozia lubi, jak się Ją prosi. A człowiek jest po to, by prosić — dorzuciła wyuczony w szkole na lekcji religii tekst. — Katechetka powiedziała nam jeszcze, że w tym jest w ogóle… ten, no…
— Sens?
— Ychy — córeczka ponownie zaczęła skakać jak wróbelek. — Będzie miała na imię Lili.
Domyślił się, że chodzi o imię dla lalki, którą wkrótce dostanie. No tak, pewnie, że dostanie. Lalka, którą kupił trzy dni temu, leży teraz w szafie u jego dziadków na wsi i już niebawem znajdzie się pod choinką, z dedykacją dla jego córki.
Dalszy ciąg przygód młodego mężczyzny i Małej Bośniaczki znajdziesz w książce „Z wróżb ułożone”.