sobota, 23.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Często zdarzało się, że zadawane przeze mnie pytania nie przybierały nawet formy zdania pytającego. Czasem następował po nich komentarz zniechęcający do udzielania jakiejkolwiek odpowiedzi. Jeżeli jednak ktoś inny chciał podzielić się ze mną swoimi refleksjami na obojętnie jaki temat, byłam na to gotowa. Jeżeli nie miał ochoty poświęcać temu uwagi, brama ucieczki stała otworem.
Wypowiadanymi słowami zbliżałam się do obszarów granicznych istnienia innych
ludzi.
Bardzo trudno było rozpoznać, gdzie kończyła się ziemia niczyja.
Nie interesowało mnie podbijanie i rabowanie terytoriów przyległych mojej drodze.
Nie potrzebowałam brać od nich niczego szczególnego na własny użytek.
Zdaje się, że powodowało mną przekonanie,
że mogłoby się zdarzyć,
że akurat w owym momencie
któryś z nich posiadał coś, co miałby ochotę podzielić z kimś innym.
Nie to,
że miał tego za dużo,
że zbywało i należało się tego pozbyć,
bo przeszkadzało.
Istniały takie rzeczy,
z którymi nie dawało się nic innego zrobić,
jak tylko podzielić się nimi z inną osobą.
Były tylko do tego stworzone.
Jeżeli nie uczyniono tego we właściwym momencie, przepadały bez wieści.
Nie dawało się zachować ich dla siebie.
Czas ich trwania nie był określony.
Niektóre znikały już po chwili, inne po latach.
Nigdy nie miało się pewności co do ich posiadania, istnienia, kruchości.
Zdarzało się, że pękały i rozsypywały się przy
podawaniu innej osobie,
przenoszeniu w bezpieczne miejsce,
czy od zwykłego dotknięcia.
Nie sposób było je ocalić.
Najwyraźniej posiadały własne intencje, co do swojego losu;
zbyt ulotne by je odczytać lub zbyt trudne by je zrozumieć.
Nie potrafiłam obchodzić się z nimi.
Odnosiłam wrażenie,
że brak mi było jakiegoś zmysłu,
który pozwalałby zajmować się nimi w należyty sposób.
Wolałam pytać głupkowato:
„ Jak leci?”,
„ Co słychać?”,
„ Jakieś dobre nowiny?”
Ciepłym wieczorem,
bez pośpiechu
przechadzałam się krętymi ścieżkami ciekawości.
Oglądałam witryny pełne tajemniczych książek,
zaczarowanych kartek pocztowych
i wijących się w pamięci melodii, które ciągle powracały.
Na każdym niemal rogu można było znaleźć coś niezwykłego
i ofiarować miłej sercu osobie.
Były tam
kwiaty o wymyślnych kształtach płatków i niespotykanym zapachu,
talizmany spełniające życzenia,
różnej wielkości przejrzyste kule czystej energii,
kamienie potęgi o magicznej mocy,
misternie plecione więzi porozumienia,
słodkie obietnice i czułe słowa do szeptania,
wzory doskonałych ciał na zamówienie
i szkice profili osobowości do wyboru.
W atmosferze przepełnionej kawiarenki
zalanej monotonnym bełkotem wielowątkowej, chaotycznej wymiany skojarzeń,
prowadziłam niezobowiązującą rozmowę z nieznajomym;
do czwartej nad ranem.
A potem, gdy za oknem budziły się ptaki,
gdy na liściach, źdźbłach i gałęziach krystalizowała się rosa opadającej mgły,
w milczeniu podziwiałam kolejne możliwe warianty tej samej osoby
mijane na zatłoczonej bezcielesnymi postaciami uliczce internetu.
Istniejący tylko poprzez swój opis świat pociągał
swoją rozmaitością,
rozległością,
swobodą zachowań
i otwartością spotykanych w nim istot,
bezkarnością dokonywanych w nim czynów.
Wydawał się jednak zbyt ograniczony brakiem śmiertelnej kruchości.
Interpretacja intencji powodujących działania lub bezruch należała do każdego człowieka osobno.
Interpretacja oglądanych obrazów i słów przekazywanych na różne sposoby należała do każdego człowieka osobno.
Niezmiernie trudno było podzielać tożsamość interpretacji,
jeszcze trudniej akceptować ich odmienność,
co nieuchronnie wzbudzało złudne wrażenie osamotnienia.