sobota, 23.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Yanina
Z pozdrowieniem dla istot, których
nie spotkałam
w tradycyjnym rozumieniu tego słowa
Wskazane jest rozpoznać Strażnika Radości Istnienia
Gdy oczy zamykasz...
Kolory rzeczy przygasają.
Powietrze przybiera odcienie ciemności,
lecz nie gęstnieje w oddechu.
Zbliżanie się deszczu
po czym rozpoznać?
Jeżeli nie towarzyszy mu strzał pioruna?
Jeżeli nie poprzedzi go zapach wilgoci?
Szkło toczy się brzękiem po chodniku.
Sypkość podłoża jest wyjaśnieniem dla huku w oddali.
Chyba oceanu.
Szelest to był liści niesionych wiatrem?
Czy szczura ryjącego w śmieciach?
Oddech to... złodzieja?
Gdy słuch swój uśpisz...
Rytm życia jeszcze wyczuwasz dłonią.
Po smaku rozróżniasz gatunki owoców.
Faktura kory przywołuje obraz drzewa.
Czujesz cierpką gorycz.
Ulegasz pokusie siły.
Uścisk suchej dłoni, do kogo należy?
Gdy zobojętniejesz na doznania smaku...
Podążasz za innym ciałem śladem jego woni.
Ślizgasz się po twardej tafli lodu.
Zanurzasz się w fali zielnych aromatów.
Wytchnienia szukasz w czasie upału.
I ulga przychodzi wraz z powiewem chłodu,
z cuchnącą zgnilizną.
Jak pachnie zły, a jak dobry człowiek?
Gdy zapach wszystkiego stanie się jednaki...
Chropowata powierzchnia budzi ciekawość.
Pory roku odczuwasz wysokością traw
lub ich brakiem, gdzie zwykle bywały.
Kształt przedmiotów zgadujesz z biegu ich krawędzi.
Mierzysz ciepłotę względem swego ciała.
Co znaczy ta czułość na koniuszkach palców?
Gdy zaniechasz dotyku...
Stajesz się tym, czym jest oddech,
czym jest krwi obieg,
o których wiadomo tyle tylko,
że są niezbędne.
Przemieszczasz się.
Omijasz.
Potykasz się, upadasz, wstajesz.
Z dnia do dnia przechodzisz przez noc,
o której wiadomo,
że może jest teraz.
Mięśnie łaskoczą, gdy je rozluźnić.
Bliskość innej osoby wyczuwasz w dreszczu idącym wzdłuż pleców.
Gdy zastygasz w bezruchu...
Horyzont staje się zbyt odległy,
by go dosięgnąć,
by dojść do niego.
Cień, który padł na twarz,
czy jest wspomnieniem chmur zaledwie?
Zdarza się tylko to,
co samo przychodzi
i łasi się do stóp,
i oplata szyję.
Ta wibracja śmieszy.
Ktoś opowiedział dowcip?
Ktoś może zrobił udanego psikusa?
A czym ty jesteś,
gdy odebrać ci władzę nad ciałem?
Jak dajesz wyraz swojej woli?
Jak wtedy ich rozpoznajesz:
znajomych i obcych?
To nie jest żadną łaską
doświadczać zmysłami,
kiedy doznania żadnej nie powodują reakcji.
Ani zachwytu.
Ani wstrętu.
To obojętność.
To nie jest darem
móc ulegać słabościom,
potrafić uniknąć cierpienia.
To instynkt.
To nie jest rozwiązaniem,
wstać,
pójść do wyroczni,
poprosić o wróżbę,
dostać ją
i zapłacić za nią.
To jest bezsilność.
Długo już błądzisz po obszarach brzegowych.
Wypatrujesz drogi.
Dokonuje się wiele zmian.
Po części na lepsze.
Męczy nuda nieustającej walki o przetrwanie.
Jednostajnie powtarzane, zręczne ruchy otępiają.
A może wystarczyłoby po prostu
przemyć powieki w deszczu? [1]
Łaską jest to, że nie jest nam dane wiedzieć wszystko.
Darem jest tajemnica;
to, czego nie znamy.
Wyobraź sobie coś porywającego,
w czym warto wziąć udział [2] ,
co mogłoby wydarzyć się,
czego jeszcze w twoim życiu nie było.
A jeżeli nie potrafisz?
Przywołaj odlegle wspomnienia
lekkości biegu,
rozległego krajobrazu,
półuśmiechu.
Radość istnienia?
Podobno zdarza się.
Inaczej pozostałaby nienazwaną.
[1] Leonard Cohen, "Songs of Leonard Cohen", Columbia, CL 2733, 1968 r.
So Long, Marianne
Come over to the window, my little darling,
I'd like to try to read your palm.
I used to think I was some kind of Gypsy boy
before I let you take me home.
Now so long, Marianne, it's time that we began
to laugh and cry and cry and laugh about it all again.
Well you know that I love to live with you,
but you make me forget so very much.
I forget to pray for the angels
and then the angels forget to pray for us.
Now so long, Marianne, it's time that we began...
We met when we were almost young
deep in the green lilac park.
You held on to me like I was a crucifix,
as we went kneeling trough the dark.
Oh so long, Marianne, it's time that we began...
Your letters they all say that you're beside me now.
Then why do I feel alone?
I'm standing on a ledge and your fine spider web
is fastening my ankle to a stone.
Now so long, Marianne, it's time that we began...
For now I need your hidden love.
I'm cold as a new razor blade.
You left when I told you I was curious,
I never said that I was brave.
Oh so long, Marianne, it's time that we began...
Oh, you are really such a pretty one.
I see you've gone and changed your name again.
And just when I climbed this whole mountainside,
to wash my eyelids in the rain!
Oh, so long, Marianne, it's time that we began... [ powrót ]
[2] Pozdrowienia dla starszego brata. [ powrót ]