sobota, 23.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
OSOBY:
INNOCENTY BOCIĄGA
ANDŻELA BOCIĄGA
LOLA BOCIĄGA
MARCELI BOCIĄGA
ASTOR
BANAN
PĄCZEK
MARCHEWKA
TRAGARZ
Pomieszczenie częściowo produkcyjne, częściowo pretensjonalny, nowobogacki salon. Za oknem widać ogród. W części produkcyjnej stoły warsztatowe oraz kosze w następującym układzie: kosz, stół stolarski, kosz, stół ślusarski, kosz. Jest to linia do zbijania drewnianych krucyfiksów, działająca następująco: w pierwszym koszu elementy krzyża, w drugim gotowy krzyż, w trzecim krzyż z przybitym Jezusem jako produkt finalny. W części salonowej komplet wypoczynkowy składający się z kiczowatej kanapy i foteli; stół, jakieś bogate meble, dywan itp. Na ścianie, centralnie, wielki krucyfiks, po jego stronach odpowiednio: zdjęcie papieża i Jasnej Góry, niżej ślubne zdjęcie małżonków BOCIĄGA i komunijne LOLI. Troje drzwi, z których jedne, frontalnie do widowni, mają napis MAGAZYN.
W kącie konstrukcja podobna do konfesjonału połączonego z tronem. Wewnątrz siedzi EMINENCJA – nadnaturalnej wielkości dostojnik kościelny w pysznych szatach ceremonialnych. Jest wycięty z tektury lub jako kukła papierowa. W trakcie całej sztuki słychać odgłosy pielgrzymek przechodzących w pewnej oddali.
Postacie sztuki śpiewają krótkie wierszyki.
Pada deszcz. ASTOR i BANAN, wygoleni, o ordynarnych rysach, pracują przy warsztatach. Jeden zbija krzyże, drugi przybija do nich figurki Jezusa. Ze sportowym zacięciem rzucają krzyże i krucyfiksy do pojemników na gotowe wyroby naśladując koszykarzy, np. imitowanie kozłowania, rzutu za dwa punkty itp. Popisy.
ASTOR
Widziałeś ich?
BANAN
Widziałem.
ASTOR
Co robili?
BANAN
Jechali w tramwaju.
ASTOR
Śmiali się?
BANAN
Nie.
ASTOR
Oni się śmieją.
BANAN
Czemu?
ASTOR
Nie wiem.
BANAN
Zrobili mi zdjęcie.
ASTOR
Po co?
BANAN
Nie wiem.
ASTOR
Coś mówili?
BANAN
Mówili.
ASTOR
Co?
BANAN
Skąd mam wiedzieć?
Za ścianą słychać śpiew; głos dziewczęcy.
Lat dwanaście plus pół roku tylko miałam,
Gdy niewinność umysłową postradałam.
Byłam dziecię, grałam w gumę, plotłam wianki,
krówką i lizakiem pobudzałam swe ślinianki…
Wchodzi INNOCENTY, szczupły mężczyzna o wyglądzie przeciętniaka, z niewielkim, rzucającym się w oczy wąsikiem, ubrany po wojskowemu i tak też się porusza, u pasa mapnik, na szyi lornetka i aparat fotograficzny
INNOCENTY
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
ASTOR i BANAN
(razem, śpiewają)
Jezus umiłowanym naszym bratem.
Do zmywania naczyń automatem.
Odkurzaczem, szczotką i froterką,
do czyszczenia brudnych sumień ścierką.
INNOCENTY
Na mieście spokój?
ASTOR
Spokój, panie szef.
INNOCENTY
A nasi idą?
ASTOR
Tak jakby.
INNOCENTY
Gęsto czy rzadko?
ASTOR
Rzadko.
INNOCENTY
Niedobrze, niedobrze.
(śpiewa)
Rzeka szumnie płynie,
zanim w morzu zginie,
złapiem rybek złotych.
Strumień ledwo ciurka,
z chleba cienka skórka,
w kieszeni kapoty
Niepostrzeżenie dla Innocentego wchodzi LOLA, seksowna nastolatka, w zależności od potrzeb nosi się mniej lub bardziej wyzywająco. Skrada się, zakrywa oczy Innocentemu.
LOLA
(gwałtownie) Ping!
INNOCENTY
(Przerażony) Nie! Nie zgadzam się! Protestuję! Nie pozwolę!
Lola śmieje się, Innocenty osuwa się na kanapę, chwyta się za serce
INNOCENTY
Chcesz mnie zabić, Lola? Nie mogłaś wykrzyknąć tradycyjnie: „A kuku!”.
LOLA
(do Innocentego) Zabić? Jak możesz tak mówić? To był żart.
INNOCENTY
Użyłaś „ping” dla żartu? Co jest żartobliwego w tym słowie? Powiedz, żebym i ja mógł się pośmiać, zanim umrę.
LOLA
Użyłam go, bo chciałam oswoić sytuację, która cię stworzyła. Daną sytuację można oswoić tworząc anty-sytuację, nad którą się panuje. Nie sytuacja nas, tylko my sytuację. Rozumiesz?
Dlaczego się mówi o kimś pewnym siebie, że jest panem sytuacji?
Innocenty zrywa się z kanapy
INNOCENTY
(do Loli, ostro) Dlaczego nie śpisz? Dopiero siódma. Nie otwierasz oczu przed dziesiątą.
LOLA
Sam mówisz, że kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje.
INNOCENTY
Tak było kiedyś.
LOLA
Kiedy?
INNOCENTY
Dawno. Płakać się chce, jak sobie pomyślę.
LOLA
Co się właściwie stało?
INNOCENTY
Astor wrócił ze zwiadu.
LOLA
No i?
INNOCENTY
Słabo idą.
ASTOR
Jak ślimaki.
LOLA
Bo pada. Komu chciałoby się iść w deszczu? Zamiast rozpaczać szukajmy racjonalnego jądra.
INNOCENTY
(wściekły) Wiara była parasolem! Wichura łamała drzewa, biły pioruny, chmury się urywały, padał grad wielkości kurzych jajek, a oni szli! Gęsto! Noga za nogą! Skuci łańcuchem modlitwy! Całą szerokością alej! Z pieśnią na ustach! Szpilki byś nie włożył, tyle narodu! Ściana! Żywa skała! Cielesny monolit! Na co komu było racjonalne jądro?
(płaczliwie) Przeminęło! Odeszło! Nie wróci!
LOLA
Miałam straszny sen.
INNOCENTY
Nie oglądaj telewizji.
LOLA
Śnili mi się ludzie o żółtych twarzach.
INNOCENTY
Sen mara, Bóg wiara.
(zrezygnowany) Chociaż ostatnio i to się nie sprawdza. Wszystko wymieszane i nic pewnego. Ziemia drży pod stopami. Ciekawe, gdzie nas to zaprowadzi.
LOLA
Byli w naszym domu. Siedzieli.
INNOCENTY
Co robili?
LOLA
Nic nie robili. Siedzieli.
INNOCENTY
Nic więcej?
LOLA
(wskazując na kanapę) Na kanapie. W rządku. Jak laleczki… o, tu też siedzieli i tutaj, i tutaj, wszędzie. Cały tłum.
(pokazuje po kolei sprzęty) I tak dziwnie. Nieruchomo. Oczy szeroko otwarte i patrzą. Okropne!
INNOCENTY
Pocieszam się, że w życiu jest odwrotnie. Jak się śni żółte, czy tam jakieś inne, to wychodzi czarne.
LOLA
Widziałam wczoraj jednego.
INNOCENTY
Gdzie? (sięga do mapnika po mapę)
LOLA
W letnim ogródku. Koło ratusza.
INNOCENTY
(nanosząc na mapę wskazane miejsce) Co robił?
LOLA
Nic. Siedział.
INNOCENTY
Ten też siedział? Oni tylko siedzą?
LOLA
Nie wiem. Ten siedział. Pił piwo. Smakowało mu.
ASTOR
Oni śpią na stojąco.
INNOCENTY
(do siebie) Dziwna taktyka. Co chcą wysiedzieć?
BANAN
Z samego siedzenia nic nie będzie.
LOLA
Zachowywał się zwyczajnie. Jak my. Patrzył na zegarek. Palił papierosa. Czytał książkę.
ASTOR
Oni tylko: myk, myk i już nie masz zegarka. Myślisz, że to jakiś kot czy co.
Innocenty lornetkuje przez okno okolicę, Lola kręci się po pomieszczeniu, Banan i Astor nie pracują, wodzą wzrokiem za dziewczyną
INNOCENTY
(lornetkując) Nic nie widać. Tak się zleją z tłem, że nie odróżnisz od krzaka.
ASTOR
Słyszałem, panie szef, że jak się nadepnie, to się myśli, że kamień. Normalnie, nic nie widać. A on wtedy z tyłu…
LOLA
Potem przyszedł drugi. Bardzo podobny. Właściwie nie do odróżnienia. Ciekawe. Przywitali się i poszli razem.
ASTOR
Klepali się po brzuchach?
LOLA
Czemu?
ASTOR
Świni też nie zjedzą.
INNOCENTY
(do Loli, dając jej aparat) Zrobisz zdjęcie. Potem pójdziesz za nimi. Muszę wiedzieć, gdzie się chowają.
LOLA
A jak nie przyjdą?
INNOCENTY
Przyjdą. Ja ich znam.
LOLA
Znasz? Skąd?
INNOCENTY
Skąd, skąd. Z telewizji. Poza tym dużo czytam. Jakbyś się interesowała, to też byś wiedziała. No, ale taka rozwydrzona pannica…
LOLA
Ja się boję. Oni zrobią mi krzywdę.
BANAN
(do Loli, demonstrując siłę) Niech spróbują.
ASTOR
Oni się śmieją, panie szef. Ale nie wiadomo z czego.
INNOCENTY
Podobno.
LOLA
Słyszałam też, że nie znają litości.
(do Innocentego) Mógłbyś spokojnie spać, gdyby mnie zgwałcili, potem pokroili, ugotowali i na koniec zjedli? Na pewno byłoby ci przykro.
INNOCENTY
Zjedli? Po co mieliby cię zjeść?
LOLA
Oni jedzą wszystko. Tak się boję! Ale ty mnie obronisz, prawda? (tuli się do Innocentego)
ASTOR
Panie szef, na sto procent wszystko zjedzą.
BANAN
Niech który spróbuje ugotować polską dziewczynę. Kupi trepa w glace.
INNOCENTY
(do Loli) Widzisz? Póki ja żyję, nikt cię nie zje. Obiecuję.
LOLA
(do Innocentego) Bardzo, bardzo cię kocham. Jestem taka młoda, całe życie przede mną. Nie chcę być ofiarą globalnej sytuacji. Przysięgam, że nie dam się stworzyć. Albo będę żyć tak, jak sobie wymarzyłam, albo sama się zabiję. (Lola wychodzi)
INNOCENTY
(w stronę drzwi, do siebie) Proszę, taka młoda, a już myśli o śmierci.
(do eminencji) Komu zawdzięczamy ten przeraźliwy upadek? To konanie?
ASTOR
Panie szef, a Banan widział ich w tramwaju.
INNOCENTY
Było pewne, że się rozplenią. Mają to we krwi.
(do eminencji) Słyszysz, eminencjo? Jeżdżą tramwajami. To dowodzi, jak są sprytni. W nich nie ma pychy, jak w niektórych z nas. Warto o tym pamiętać, kiedy popiera się przewroty polityczne.
BANAN
(do Innocentego) Badają teren.
Innocenty sprawdza jakość finalnych krucyfiksów
INNOCENTY
(do Astora) Krzywo wisi.
ASTOR
Prosto, panie szef.
INNOCENTY
Krzywo. Nogi mu wystają. Przybij jeszcze raz.
Liczy na kalkulatorze. Znika za drzwiami z napisem MAGAZYN. Astor bez poprawek wrzuca krucyfiks do kosza. Wraca Innocenty z wypchanym workiem. Kończy rozmawiać przez telefon
INNOCENTY
… na wieki wieków. Bóg skaże tych pogan. Jak Szwedów. Sanctus, sanctus, albo niech ten smoczy pomiot diabli wezmą! Oto moja odpowiedź na ich ekspansję.
(do Astora, dając mu worek) Dwadzieścia na stragan, dziesięć do sklepu. Trzymaj się z dala od tramwajów. Gdyby cię gonili, musisz się pozbyć zawartości worka. Nie może wpaść w ich łapy, pamiętaj. (Astor wychodzi)
INNOCENTY
Gdzie to było, Banan?
BANAN
Co, panie szef?
INNOCENTY
Gdzie ich widziałeś?
BANAN
Koło liderprajsa. Wsiedli z siatkami.
INNOCENTY
(robiąc oznaczenia na mapie, do siebie) Tak, tak, miałem rację. Zrzucili desant na obrzeżach i teraz przebijają się do centrum. No cóż, z punktu widzenia taktyki niczego nie można im zarzucić. Jest w tym pewna nieuchronność, która mnie przeraża. (ogląda Banana ze wszystkich stron, maca, bada jak antropolog, obmierza jak krawiec itp.)
BANAN
Co pan szef tak na mnie luka?
INNOCENTY
(do siebie) Nie, to twarz Barabasza.
BANAN
Jakby szef chciał mnie… jakbym się szefowi… podobał.
INNOCENTY
Głupiś. Masz dużo kolegów?
BANAN
Mam.
INNOCENTY
Wszyscy tacy wygoleni?
BANAN
Wszyscy.
INNOCENTY
A znasz jakichś ładnych chłopców?
BANAN
Ładne to są pedki. My jesteśmy twardzi.
INNOCENTY
Potrzeba mi ładnego chłopca. Jak aniołek. Wiesz, jak wygląda anioł?
BANAN
Mogę załatwić.
INNOCENTY
Tylko szybko, mój Bananie. Chodzi o życie.
(ogląda w zamyśleniu finalny krucyfiks, do siebie) Siedem trzydzieści sztuka. Przeklęta detaliczność życia. Worki drobniaków.
BANAN
Brunet czy blondyn, panie szef?
INNOCENTY
Blondynek. Żeby miał długie włosy. Żeby był uduchowiony, żeby mu się malowała na obliczu taka wzniosłość, taka jakaś… taka jakaś… jak wyrazić niewyrażalne?
wchodzi ANDŻELA BOCIĄGA, modna w sposób prowincjonalny, zmanierowana, przesadna
ANDŻELA
(do Banana) Komąsawa?
BANAN
Co?
ANDŻELA
Pytam, jak się czujesz?
BANAN
Ja? Wporzo. A bo co?
ANDŻELA
A bo nic. Cieszę się, że nic ci nie dolega. A teraz wyjdź. Mam do porozmawiania z mężem. Przy okazji umyj mój samochód. Już dawno powinnam to zrobić, ale ciągle nie mam czasu.
Banan wychodzi
INNOCENTY
Skąd ta troska? Chłopak jest zdrów jak koń. Wystarczy spojrzeć.
ANDŻELA
Na wszelki wypadek, kochanie. Tobie radzę to samo.
INNOCENTY
Co to znaczy?
ANDŻELA
Nie wiadomo, co taki prymityw może zrobić.
INNOCENTY
A co może zrobić?
ANDŻELA
Nie wiem. Coś może. Tak czy owak dla każdego miej dobre słowo.
INNOCENTY
Chwileczkę, nie pozwolę na jakieś insynuacje. Banan to porządny chłopak. Że wygląda jak wygląda…
ANDŻELA
Posłuchaj, Innocenty. Niedawno wyraziłam opinię, iż pod wieloma względami Żydzi to też ludzie…
INNOCENTY
Dość śmiała teza.
ANDŻELA
Czyżbyś zapomniał, że jestem zapaloną kosmopolitanką?
INNOCENTY
Ależ nie, skarbie. Cały czas mi o tym przypominasz.
ANDŻELA
Żartowniś z ciebie. Nie wiem tylko, czy szydzenie z cudzych przekonań jest właściwą postawą.
INNOCENTY
Wybacz, nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało.
ANDŻELA
Pokpiwanie z otwartości na świat nie przynosi ci zaszczytu. Gruntownie się zasklepiłeś. W każdym razie Banan spojrzał, jakby chciał mnie zabić. Za co? Za moje poglądy. Których się, notabene, wcale nie wstydzę. Gotowa jestem spłonąć za nie na stosie. Nawet, jeśli Banan podłoży ogień, a ty będziesz spokojnie patrzył.
INNOCENTY
Nie przesadzajmy. Twoja odwaga niewątpliwie przynosi ci zaszczyt. Zawsze to powtarzam. Nie myśl, że nie dostrzegam twojego zaangażowania w palące problemy współczesności. Pod tym względem korzystnie wyróżniasz się na tle naszych kupcowych.
ANDŻELA
Błagam, nie wspominaj o nich w mojej obecności. Jak w ogóle możesz porównywać mnie z tymi ciasnymi… tłumokami? To mi uwłacza.
Innocenty okazuje rezygnację
ANDŻELA c.d.
Zresztą ten twój Astor też nie lepszy. A właściwie jeszcze gorszy. Strasznie śmierdzi. I ma zepsute zęby. Czy oni się nie myją? Higiena nie jest obecnie aż tak kosztowna.
INNOCENTY
Myją, jednak niezbyt często. To jeszcze nieoszlifowane diamenty. Jakoś nie potrafię ich przekonać, że czystość duchowa wyraża się czystością cielesną. Brudny prorok nie poprowadzi tłumów…
(tuli Andżelę) Martwię się o ciebie. Ostatnio jesteś bardzo podenerwowana…
ANDŻELA
Ach, Innocenty! Ja żyję w jakimś strasznym nerwowym paroksyzmie!
Jestem u kresu wytrzymałości. W alejach pełno ryczących pielgrzymów, nawet tu słychać ich obłąkańcze zawodzenia. I ten nieznośny smród spalin. Mało mi nos nie odpadnie. Muszę gdzieś wyjechać, wyrwać się z tej dziury…
INNOCENTY
Wszędzie już byłaś, najdroższa.
ANDŻELA
(płacze) No właśnie. W tym sęk. Życie jest bez sensu, jak się wszystko widziało. Pojadę choćby na koniec świata. A następnie udam się na początek świata, co zajmie mi przynajmniej rok. A potem chyba umrę, bo przecież początek świata jest jednocześnie jego końcem, a nie mam zamiaru łazić po nim jak jakaś głupia mucha po globusie.
INNOCENTY
Zabiorę cię wieczorem na lody.
(śpiewa)
Pokaz mody, sztuczne ognie, promenada,
hipermarket, krokodyle, deszcz nie pada,
pociągniemy losy w ulicznej loterii,
zjemy zabajone w modnej kafeterii,
wypijemy espresso, zjemy po ciasteczku,
światowo w naszym żyje się miasteczku.
ANDŻELA
Mógłbyś poczytać trochę feministycznej literatury, mój drogi. Dowiedziałbyś się, że:
(śpiewa)
Im dłuższa wstępna gra,
tym cipka bardziej tralala.
INNOCENTY
O, pardon! Spełniam wszystkie twoje kaprysy. A wiesz, że nie przepadam za nimi. Kręgosłup mnie po nich boli.
ANDŻELA
Rzeczywiście, nie przepadasz. Z każdym rokiem jesteś coraz bardziej leniwy. Jednakże nie możesz mówić, że żyje się nam światowo. Nasze położenie, mówię w ogólności, jest albo tragiczne, albo śmieszne. Zjawiamy się na świecie i znikamy jak te kółka na wodzie.
INNOCENTY
No to pójdziemy do filharmonii.
ANDŻELA
Prowincjonalne rzempoły i dławidudy w jakimś podejrzanym repertuarze?
INNOCENTY
Grają „Wesołą Wdówkę”.
ANDŻELA
Innocenty, ty się coraz bardziej pogrążasz! Operetka ma zaspokoić ambicje niespokojnej duchowo oraz oczytanej kobiety? Dychawiczne basy, podstarzałe tenory, piszczące soprany mają mnie rozerwać?
INNOCENTY
Wolisz kino?
ANDŻELA
Mój drogi, powiedz, ile jesteś gotów wydać na mnie dzisiejszego wieczoru?
INNOCENTY
Około pięćdziesięciu złotych.
ANDŻELA
Oceniasz mnie na taką marną kwotę?
INNOCENTY
Jesteś warta milion, skarbie. Niestety, obecnie stać mnie na pięćdziesiąt.
ANDŻELA
Samotność na oceanie prostactwa. Lwica w klatce. Oto, czym jest moje życie. Lepiej zmieńmy temat. Zrób mi drinka.
Innocenty robi drinka, Andżela pije
INNOCENTY
Pielgrzymi nie kupują jak dawniej.
ANDŻELA
Ich plugawe dusze opanował demon chciwości. Czytałam o tym. To poważne zjawisko. Moralne autorytety łamią sobie nad tym głowy.
INNOCENTY
Nie możemy w tym roku wyjechać za granicę.
ANDŻELA
Nawet nie chcę o tym słyszeć. Po sezonie pakujemy walizki i jedziemy na południe. Kulturalne południe. Jakieś tam dżungle wybij sobie z głowy. Raz na zawsze. Nic mnie nie powstrzyma. Jak ty nie chcesz, to jadę sama. Zawsze znajdzie się kulturalny mężczyzna gotów usłużyć mi silnym ramieniem.
INNOCENTY
Muszę zainwestować w pewien projekt.
ANDŻELA
No tak. Oczywiście. Jak zwykle zamierzasz wyrzucić pieniądze w błoto.
INNOCENTY
Kto nie inwestuje…
(śpiewa)
Zgubiła Jadwiga sto złotych
i się łzami rzewnymi zalała,
Mieczysław przehulał wypłatę,
więc rodzina drania przegnała,
zmarnował wygraną Stanisław,
na wózek najwyższej klasy,
a ja…
Inwestuję, inwestuję, inwestuję!
I o przyszłość głowy sobie nie turbuję!
ANDŻELA
Opłacalny chociaż? Te twoje ostatnie pomysły, pożal się Boże! Święty Jan Chrzciciel budzik, a święty Piotr podstawką pod piwo. Nie wiem, śmiać się, czy płakać?
INNOCENTY
Branża się unowocześnia. Staram się nadążyć, przyznaję, nie zawsze mi wychodziło, ale ten pomysł jest przełomem! Jest wybuchem nowoczesności! Po prostu wulkan! Do diabła z budzikami i podstawkami. Raz na zawsze skończą się nasze problemy.
ANDŻELA
To nie do wiary, jak ja cię kocham! I za co? Nie jesteś przystojny, za grosz wyobraźni, gusta kulinarne wieśniaka, a już ten twój styl ubierania się…
Banan wpycha MARCELEGO BOCIĄGĘ, niechlujnie ubranego, zgrzybiałego staruszka w zniszczone, mokrej od deszczu kapocie. Marceli pcha medalikowy stragan na kółkach, w kształcie łodzi, lekko podpity, pokrzykuje straganiarsko
MARCELI
Rózańce, zdińcia, medaliki!
Jezusy, świecki i krzyzyki!
Kupujta, piekła sie nie bójta!
BANAN
Dziadek pętał się po Zawodziu, panie szef, to żem go przyprowadził.
ANDŻELA
Boże, znowu to samo!
MARCELI
W piontek nie jedzta kotleta,
a wszyskie świnte bedzieta!
Kupujta ślachetne wyroby
na reumatyke i ból wontroby!
INNOCENT
(do Marcelego, klepiąc go po policzkach) Co to za śpiewka? Ojciec nie jest agentem aptekarskim. To nie nasza branża.
Marceli przytomnieje
INNCENTY
Ojciec jest rybakiem, kręci się ojciec w Alejach i zarzuca sieci. Tak trudno zapamiętać?
MARCELI
Narodu mało.
INNOCENTY
Tego to mi ojciec nie musi mówić. Pytam, co ojciec robił na Zawodziu? Chce ojciec biedakom sprzedawać, jak oni nawet na wodę kolońską nie mają? Co to za handel? Co to za interes?
(do Banana) Co tam robił?
BANAN
Piwo pił na Starym Rynku.
INNOCENTY
(do Marcelego) Piwo? Interesujące. Co ojciec sprzedał?
MARCELI
Jaguś do mnie przyszła.
ANDŻELA
A ten swoje.
(do Marcelego) Nie dociera do tatusia, że tatusia opowieści o Jagusi nudzą nas śmiertelnie?
INNOCENTY
Jestem ciekaw, skąd ojciec miał pieniądze na piwo?
MARCELI
Znajdłem piniondze w piterku. (podaje portfel Innocentemu)
Innocenty przeszukuje portfel, nic nie znajduje
INNOCENTY
No, ojciec, ile w nim było?
MARCELI
Dwa złote.
ANDŻELA
(do Marcelego) Więcej nie było?
MARCELI
Dwa złote.
INNOCENTY
Co ojciec sprzedał na lewo? Niech się ojciec przyzna. Po dobroci. (przelicza towar na straganie) Ja i tak dojdę, mnie nikt nie okantuje, jeszcze się taki nie urodził, co Bociądze zaszkodził… A gdzie Jezusy w gaju? Dwie sztuki. Jedenaście pięćdziesiąt.
ANDŻELA
O, proszę! Wyjaśniło się.
(do Innocentego) A ja, głupia, zastanawiam się, dlaczego klepiemy biedę. Twój tatuś nas okrada.
Innocenty obszukuje Marcelego. Znajduje figurki w kieszeniach kapoty
ANDŻELA
(do Innocentego) Tym razem się udało. Ale kiedyś zgubi wózek albo rozda cały towar. Czy nasze życie musi zależeć od przypadku? Jakież to upokarzające! Mógłbyś coś zrobić z jego sklerozą.
INNOCENTY
(do Andżeli) Jest odporny na hipnozę.
ANDŻELA
Marceli jest idiotą. Jak można go zahipnotyzować, skoro nie rozumie, co się do niego mówi? Podaj mu strychninę w owsiance. Słyszałam, że handlarze psów sprzedają w ten sposób stare zdechlaki jako sztuki w sile wieku.
INNOCENTY
Mój ojciec to nie pies.
ANDŻELA
Oczywiście. Ja tylko sugeruję właściwą terapię.
(śpiewa)
Siwa głowa, słaba pompka, stare żyłki,
bardzo łatwo o zabawne tu pomyłki.
Nie pomoże lekarz ani medycyna,
gdy z człeka flak, a z mózgu bździna.
(do Marcelego) Oddamy tatusia do zakładu.
MARCELI
Ino szybko.
ANDŻELA
Patrzcie go, spryciarza! Słyszałeś, Innocenty?
INNOCENTY
Mój ojciec nie będzie umierał wśród obcych.
ANDŻELA
Dlaczego zaraz umierał? Po co ten patos? Pozna nowych kolegów, będą sobie grać w karty, śpiewać piosenki, chodzić na spacery, oglądać telewizję…
INNOCENTY
Miejsce mojego ojca jest w domu, przy rodzinie. Będę trzymał w dłoniach jego siwą głowinę, kiedy pan Bóg powoła go do siebie.
MARCELI
Niedoczekanie wasze.
ANDŻELA
(do Innocentego) Ten nieznośnie patetyczny mistycyzm twojej postawy śmierdzi na odległość!
MARCELI
Wiadoma sprawa.
ANDŻELA
(do Marcelego) Niech się ojciec nie wtrąca.
(do Innocentego) Masz mnie za głupią gęś, Innocenty? Tyle mam po dwudziestu latach małżeństwa? Twoją pogardę? Nędzę materialną? Beznadziejnie nudne życie seksualne? Niespełnione marzenia? Tłumione talenty? Brak perspektyw? Kolejne lata u boku łajdaka? O, nie, mój panie! Zapowiadam: jeśli nie dostrzegę w tobie radykalnej zmiany, odchodzę! (wychodzi)
INNOCENTY
(do Marcelego) No? Tak między nami? Widzi ojciec? Zrobiła się awantura. Nie lepiej to siedzieć cicho i robić swoje? Było więcej?
Innocenty potrząsa portfelem
MARCELI
Jaguś mi się śniła. Szła ku mnie, rączki wyciągała, kwiatek trzymała. Chciała mi dać, a ja żem nie wziął. Taki głupi byłem.
INNOCENTY
Już ja z ojca wytrząsnę resztę.
Wchodzi Lola
LOLA
Matka podsłuchuje pod drzwiami. Zapytałam, po co szpieguje, niech lepiej coś ugotuje, bo nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam obiad, a ona, że ma powody. Co się, do cholery, dzieje?
INNOCENTY
Zapytaj swojego dziadka.
(do Marcelego) Od rana nie zarobił ojciec ani grosza. Dlaczego ojciec krążył po Zawodziu?
MARCELI
Jedne drogi krzywe, a niektóre nie krzywe. Jeden pójdzie niekrzywo, a inny znowu krzywo.
INNOCENTY
Co ma piernik do wiatraka? Czy ja każę ojcu chodzić krzywo? Dostał ojciec prosty odcinek.
(do Banana) Wyprowadź na ulicę i ustaw przodem do Alej.
(do Marcelego) Od świętego Zygmunta do klasztoru i z powrotem. Zrozumiano?
MARCELI
(do Innocentego) Kiedyś zobaczyta. Kiedyś zapłacita.
INNOCENTY
Niech ojciec nie straszy, bo ja się ojca już od dawna nie boję. Tyrania się skończyła. Jak pomyślę, co wycierpiałem przez wszystkie lata poddaństwa, jak nie mogłem się rozwijać w klimacie młodzieńczej beztroski, to pięści same się zaciskają.
(do Banana) Dalej z nim!
Banan wypycha Marcelego, wraz ze straganem, za drzwi
MARCELI
Przyjdzie na was zagłada, francowate syny!
LOLA
(do Innocentego) Osobiście mam dosyć zupek z proszku. Można dostać raka.
INNOCENTY
Ja też za nimi nie przepadam.
LOLA
Co byś zjadł?
INNOCENTY
Golonkę i kapuśniak. Albo barszcz na gęsi. Tłusty, gorący i pieprzny.
LOLA
A ja sznycel cielęcy z frytkami. Zupy nie chcę. Od zupy się tyje. Na deser chciałabym galaretkę z egzotycznymi owocami i bitą śmietaną. Mniam, mniam! Ty co na deser?
INNOCENTY
Ciasto orzechowe z kremem. Pycha!
LOLA
A pierogi z jagodami?
INNOCENTY
A z kapustą i mięsem! Ledwo położysz na języku, a się rozwiewa jak mgła.
(oboje śpiewają)
Obiadek, kolacyjka, śniadanie!
Już snem radość podniebienia i
zbędny zmysł jest powonienia,
a także wzroku, słuchu i dotyku,
gdy jedzenie nie stanie.
LOLA
Regina świetnie gotowała.
INNOCENTY
Niespotykany talent kulinarny. Baba głupia, ale w tej kwestii… powiedziałbym: urodzona kucharka.
LOLA
To po jaką cholerę obciąłeś jej zarobki? I tak płaciłeś grosze.
INNOCENTY
Skąd mogłem wiedzieć, że się obrazi? Nie ma obiadu na stole, przychodzę do kuchni, a tu pusto. Garnki zimne. Żeby choć słowo powiedziała. Nie chcę rzucać oskarżeń, ale moim zdaniem ojciec specjalnie ją podburzył. Ostatnio wyraźnie nastawił się przeciwko mnie.
LOLA
Przyjmiemy nową gosposię?
INNOCENTY
Nawet nie wiesz, jak bym chciał. Niestety, nie stać nas. Nadszedł czas wyrzeczeń. Musimy odejmować sobie od ust w imię wyższych celów.
LOLA
A widziałeś stosy prania w łazience?
INNOCENTY
Od dawna nie wchodzę do łazienki Andżeli, żeby nie dostać zawału. Nie wiem, jak jest w twojej, ale przypuszczam, że jeszcze gorzej. Dlaczego kobiety tak lubią anarchię? Te wasze miłostki, zdrady, marzenia…
LOLA
Naprawdę, mógłbyś skończyć z tym seksizmem i nieco się unowocześnić. To śmieszne. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. W paru kwestiach świat skorygował swoje spojrzenie.
INNOCENTY
A właśnie! Skoro mówisz o spojrzeniu: w mojej łazience jest wzorowy porządek. I przychodzi mi to bez trudu: tu szczoteczka do zębów, tu maszynka do golenia, tu pianka, dezodorant, nożyczki, grzebień. Leżą sobie na półeczce. Ręcznik. Żadnych elementów garderoby na podłodze. Co ma wiek do tego? Nawet w dwudziestym drugim wieku w mojej łazience będzie porządek i dyscyplina. Nie rozumiem, dlaczego w waszych łazienkach wszystko jest możliwe.
LOLA
Na okrągło chodzisz w tym cholernym, przepoconym mundurze! Czy ja też mam chodzić w mundurze i cuchnąć jak jakaś cholerna Wietnamka? Wiesz, ile elementów garderoby zakłada na siebie kobieta?
INNOCENTY
Co za pytanie? To kwestia samodyscypliny. A bieliznę sam sobie przepieram. Korona z głowy mi nie spadnie.
LOLA
A meble? Dywany? Wszystko aż się klei od brudu. Nienawidzę mieszkać w brudzie! Matce to najwyraźniej nie przeszkadza, ale moja wytrzymałość się kończy! Jeżeli nie przyjmiesz gosposi, ja się wyprowadzam!
INNOCENTY
(histerycznie) W takim razie dobijcie mnie! Kołkiem! Jak wampira! Zabijcie waszego jedynego żywiciela! Proszę bardzo, wyprowadzaj się! Andżela też może się wyprowadzić! Nie musi czekać, aż się poprawię! A może ja wcale nie mam chęci się poprawiać? Poprawia się ten, kto czyni źle. Sam sobie poradzę! Czy ja mam z was jakiś pożytek? Potraficie tylko wyciągać pieniądze i gapić się w telewizor. Jestem sam na placu boju! Nie będę skamlał o litość!
LOLA
Jak już coś powiesz…
(łagodnie) Widziałam drugiego. A właściwie to już trzeci.
INNOCENTY
Gdzie?
LOLA
Przed naszym domem. Wiesz, to niesamowite, ale oni są strasznie do siebie podobni. Aż ciarki przechodzą. Właściwie nie wiadomo z kim ma się do czynienia: z jednym, który potrafi się multiplikować, czy z kilkoma. Kiedyś oglądałam taki film o kosmitach…
INNOCENTY
Siedział?
LOLA
Stał. Gapił się w okna.
INNOCENTY
Robił zdjęcia?
LOLA
Nie, nie robił. A miał robić?
INNOCENTY
Tamten siedział. I też nie robił.
LOLA
Tak, tamten siedział, a ten stał. Po co im zdjęcia?
INNOCENTY
(lornetkuje przez okno okolicę, do siebie) Sytuacja będzie wymagać ofiar. Tymczasem ludzie nie zdają sobie sprawy, co ich czeka. Jak na tym Titaniku.
(kończy lornetkowanie, do Loli) Będę musiał zamknąć sklep.
LOLA
To straszne.
INNOCENTY
Świńska demokracja.
(staje przed eminencją, z wyrzutem) Nie można to było wymyślić czegoś innego?
LOLA
Co masz na myśli? Sprawiedliwość jest naturalnym dążeniem.
INNOCENTY
Naród się rozpuścił. Trzeba by wziąć za mordy. A twój pradziadek przewraca się w grobie.
LOLA
Biedny pradziadek. (Lola wychodzi)
Innocenty spowiada się w konfesjonale
INNOCENTY
(do eminencji) Niezręcznie mi to mówić, eminencjo, ale… powątpiewam w twoją mądrość. Zgodzisz się chyba, że na rynku dewocjonaliów mamy bałagan. To niedopuszczalne. W najwyższym stopniu karygodne. Staram się nie szukać winnych, nie chcę być niczyim sędzią, z całych sił kładę tamę zwątpieniu, jednakże zaistniałe ostatnio fakty osłabiają moją ufność…
Dzwoni telefon komórkowy,
(Innocenty do telefonu, klęcząc) Tu Innocenty Bociąga (pauza)… zapewniam, panie Marchewka, że to dla mnie fraszka, z łatwością przygotuję strażnika i opiekuna (pauza)… błagam o odrobinę cierpliwości, błagam o dwa dni (pauza)… nie rzucam słów na wiatr (pauza)… przysięgam na moje dziecko, zresztą jedyne, jakie posiadam (pauza)… posłużmy się wobec tego chłodną logiką. Byłbym idiotą, gdybym zlekceważył tak poważne zlecenie (pauza)… niech mi pan da szansę! Jeżeli pan mi odmówi, strzelę sobie w łeb! Moje życie straci sens! Moja rodzina (pauza)… tak, proszę pana. Tak jest (pauza)… Będę się za pana modlił.
(do eminencji, radośnie, tryumfalnie) Jeszcze wyjdzie na nasze! Jeszcze im pokażemy!
(śpiewa)
Sięgniemy niebios dalekich
i głębin ciemnych sięgniemy,
przetniemy ziemski glob
błyskawicą zwycięstwa!
(wychodzi)
Powraca Banan, z dużą, pustą torbą. Zachowuje się jak złodziej. Zakrada się do magazynu. Śledzi go Lola, ukrywa się za meblami. Banan wychodzi z magazyny z wypchaną torbą
LOLA
Od dawna podejrzewałam, że nas stukasz. Wcale nie jestem zaskoczona.
BANAN
Nie trybię, Lola. Robię porządki. Szef kazał.
LOLA
Spoko, ciacho. Jako Lola cię nie potępiam. Nawet mi cię żal, Banan, bo:
(śpiewa) Wały, durnie, ćwoki,
chamska morda epoki!
Filmy o was robią,
piosenki śpiewają,
a gdy moda minie,
na grób wam naszczają!
(mówi) Trybisz?
BANAN
Nie. A co?
LOLA
Komu kitrasz towar?
BANAN
Jaki, kurwa, towar?
LOLA
Mój drogi, nie mogę tolerować nielojalności. Wszystko inne, proszę bardzo. (mówiąc, Lola telefonuje)
BANAN
Ładnie pachniesz, Lola. Jak kwiatek. Jak myślę o tobie, to mi się zdaje, że idę po łące. Często mi się śnisz, jak się goła opalasz na gliniankach. Jesteś umyta i muchy po tobie nie chodzą.
LOLA
(do Banana) Miło z twojej strony.
(do telefonu) Czekam w salonie.
(do Banana) Innocenty haruje jak wół, a ty go cynicznie okradasz. Powtórzę, jako Lola nic do ciebie nie mam, ale jako córka Innocentego muszę zareagować. Tkwię w uścisku dychotomii. Bardzo nieprzyjemna pozycja… Banan, czy wiesz, że przed chwilą zaprezentowałeś kawałek interesującej epiki?
BANAN
Nie czaję bajerki.
LOLA
Nigdy bym nie przypuściła, że masz tyle do powiedzenia.
BANAN
Ile?
LOLA
Z Lolą się dogadasz. Z córką Innocentego nie.
Wchodzi Innocenty. Lola policzkuje Banana
LOLA
(do Banana) A to za karę!
INNOCENTY
(do Banana) A to co? Chcesz zerwać kwiat jej niewinności?
BANAN
Kwiatek. Pachnie jak kwiatek.
INNOCENTY
(do Banana) Lola nie da sobie w kaszę dmuchać. Cenię twoje zdecydowane poglądy, pracowitość i oddanie, ale ona nie dla ciebie.
(śpiewa)
Huzia, huzia, temperament!
Będzie dziecię, straszny lament!
Dziecię topić przyjdzie chyba!
Zeżre dziecię jaka ryba?
(dostrzega torbę i otwarty magazyn, wyciąga z torby płaskorzeźbę w ramkach)
INNOCENTY c.d.
„Ostatnia wieczerza” z gipsu. Czternaście osiemdziesiąt sztuka, razy…
(do Banana) Ile tam tego?
BANAN
Dziesięć.
INNOCENTY
(do siebie) …dziesięć, to wynosi sto czterdzieści osiem złotych…
(do Banana) et tu, Brute, contra me?
LOLA
(do Innocentego) To ja. Kazałam zanieść Bananowi do sklepu.
INNOCENTY
(do Loli) Od kiedy interesujesz się moją pracą?
LOLA
No cóż? Chyba dojrzałam. Nie myśl, że cię wcześniej nie kochałam. Amplituda miłości ma swoje wzrosty i spadki i w tym jest podobna do wykresów giełdowych. Dlatego też miłość do pieniędzy jest najdoskonalszą formą duchowości.
(do Banana) Co stoisz jak kołek? Zanieś towar.
INNOCENTY
Bo ja przestałem robić sobie nadzieję, że kiedykolwiek zajmiesz się sklepem, jeszcze jedna zgryzota więcej, sam się, człowieku, szarp z brzemieniem, do późnej nocy sprawdzaj rachunki, odkładaj na kupki: ten tu, ten tu, te schowaj, tamte lepiej spalić, kładę się spać, a one wirują mi przed oczami, jakby opadały białe liście z dziwnego drzewa…
Wpada Astor
ASTOR
Panie szef! Panie szef! Widziałem Pączka. Idzie, kutas, w pielgrzymce.
INNOCENTY
Druga dobra wiadomość! A powiadają: nie chwal dnia przed zachodem słońca!
(do Banana i Astora) Przyprowadźcie mi tego faryzejskiego piekielnika. Już ja mu urządzę sąd, łajdakowi. Przepraszam, Banan. Byłem niesprawiedliwy. Nerwy, rozumiesz. To oczywiście żadne usprawiedliwienie. Człowiek nieskazitelnie prawy w każdej sytuacji zachowuje umiar. Najpierw gromadzi dowody, dopiero potem oskarża. Wszystko na tym świecie musi mieć ręce i nogi. Lubicie chaos?
ASTOR
Ja nie lubię, panie szef. Kiedyś zjadłem i rzygałem.
INNOCENTY
(do Banana i Astora) Jazda po Pączka, czarne anioły mojego gniewu! Ale nie bić, póki nie porozmawiam.
Astor i Banan wybiegają. Lola tuli się do Innocentego
LOLA
Wiesz, ładnie się zachowałeś. Jestem z ciebie dumna.
INNOCENTY
Dobry postępek nie może pozostać bez nagrody.
LOLA
Tak ciężko pracujesz.
INNOCENTY
To święty obowiązek uczciwego mężczyzny.
LOLA
Nie masz czasu na rozrywki. Właściwie to ja nawet nie wiem, czy ty masz jakieś rozrywki? Co lubisz robić w wolnych chwilach?
INNOCENTY
Rozmyślać.
LOLA
Harujesz po całych dniach, a mama w ogóle nie widzi. Ona jest taka niewdzięczna.
INNOCENTY
Chleb bywa czasem gorzki.
LOLA
Zawsze taka była?
INNOCENTY
Nie. Żart naszego życia. Ciągła przemiana. Ruchome piaski. Nie wiem, dlaczego nie ma stałości. … słuchaj, Lola, czy, mimo wszystko, Banan nie wydaje ci się podejrzany? Odniosłem wrażenie, że chciał cię skrzywdzić. Matka się go boi.
LOLA
Zaraz odczujesz zgrozę, a światopogląd ci się zachwieje.
INNOCENTY
Dziwnie mówisz. Od pewnego czasu zupełnie cię nie rozumiem. To chyba przez to dojrzewanie. A jeszcze niedawno nosiłem cię na rękach. Rodzice oczekują zbyt wiele po swoich dzieciach. Złudzenia. Rozczarowania. Gorzki pokarm rodziców. Tym się odżywiamy całe lata.
LOLA
Jest góra, bo jest dół.
INNOCENTY
Kiedy byłem w twoim wieku, miałem proste rozrywki. W wolnych chwilach, jakże rzadkich, strzelałem z procy i korkowca, plułem pestkami i zbierałem kapsle.
LOLA
Jedna strona uzasadnia istnienie drugiej.
INNOCENTY
Fe! Nie chcę nic słyszeć o drugiej stronie! Co za paskudny, niemoralny wynalazek! Chce człowiek zrobić tak i tak, to mu zaraz jak pryszcz wyskakuje druga strona! I to jakaś taka pokraka, że nie wiadomo, co myśleć!
LOLA
Ależ to proste! Jest kałuża, bo jest deszcz. Rozumiesz? Jest Banan, bo jesteś ty. Na to nie znajduję rozwiązania.
Dzwoni telefon komórkowy Innocentego.
INNOCENTY
(słucha, do telefonu) … cała partia?! (pauza)… a mówiłem, że ma przybić jeszcze raz! (pauza) … Ile? (pauza) … Wszystkie?! O, święci młodziankowie! Ja tego nie przeżyję! Umrę, a wy pójdziecie z torbami! Wtedy zrozumiecie, komu zawdzięczaliście życie w luksusie, ale będzie już za późno! (wybiega)