czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

„Naja” : „Zwierzbajki” — Ptasie mleczko


Ptasie mleczko

Do źródlanej, leśnej wody
zleciał Dzięcioł dla ochłody,
chwilę duma, wkoło kroczy,
wreszcie dziób w wodzie zamoczy.

Pije chciwie napój czysty,
macha skrzydłem rozłożystym,
zachłystuje się wciąż wodą,
bo ma ciężki dzień za sobą.

Już od brzasku w ciągłym stresie
miota się po całym lesie,
kuje, drąży, kąsków szuka,
tu popuka, tam zastuka.

Tyle drzew w kolejce stoi,
lecz się Dzięcioł nie rozdwoi.
Miła byłaby odmiana,
gdyby tak któregoś rana
Zamiast drzewa odrobaczać,
w świeżym mleku dziobek maczać.

Tak rozmyśla Dzięcioł. Nagle
wiatr porusza liści żagle
i przysiada tuż nad zdrojem
Lelek zwany Kozodojem

I przemawia: „Bracie drogi,
upał przywiódł mnie tu srogi.
Chyba sprzyja mi fortuna,
że pośród leśnego runa
woda tryska czysta, zdrowa.
Pańska czapka zaś wiśniowa
daje mi radosną pewność,
że z Dzięciołem mam przyjemność.

Pan pozwoli, że się skłonię,
imię swoje wnet odsłonię,
jestem Lelek, zżyty z lasem,
Kozodojem zwą mnie czasem.”

Na to Dzięcioł wzleciał z wody
i przemawia tymi słowy:
„Chyba ślą tu pana nieba,
wszak mi pana dziś potrzeba!

Brak mi sił już, szczerze powiem,
by dbać o drzew wszystkich zdrowie.
Każdy dzień ocieka znojem,
gdy przebijam się przez słoje.

Sypiam marnie, kiepsko jadam,
urlop jakiś… co ja gadam!
Chcę tym samym wyrzec skrycie,
że zmęczyło mnie to życie.

Fachu mego pragnę zmiany
i choć dobrze się nie znamy,
zazdrość gryzie mnie zacięcie,
bo pan świetne masz zajęcie!

Dzionek cały kozy zdajać,
mlekiem świeżym się upajać,
kozy trawę żrą powoli,
a pan doi je do woli.
Tak pracować każdy zdoła,
fucha marzeń dla Dzięcioła!


Przeniesienie trzeba będzie
w ptasim załatwić urzędzie,
pan mi jeszcze tylko powie,
gdzie te kozy?”

„W Pacanowie”
odrzekł Lelek, dotąd niemy
„zanim w szczegóły wejdziemy,
nim kuferek pan spakuje,
kwestię kóz tutaj sprostuję.

Wieczorem, gdy długie cienie,
smacznych muszek zatrzęsienie,
wtedy wyrusza na łowy
skromny Lelek szarogłowy.

Czasem wiatr mnie popchnie w stronę,
gdzie pastwiska są zielone,
zwalczam wtedy ród owadzi,
co się wokół stad gromadzi
owczych, kozich, końskich, krowich,
co pasuje mi, Lelkowi.

Kozy spieszą mi z podzięką,
bo co dla nich jest udręką
w dziobie Lelka szybko ginie,
kozom życie słodziej płynie.

Kozodojem mnie wołają
ludzie, co prawdy nie znają.
Widząc mnie wśród swojej trzody,
przewidują pewne szkody,
ja o rozum ich nie proszę,
z dumą swoje miano noszę.

Panu radę dam nienową:
proszę ruszyć piękną głową
i docenić własną rolę,
zamienić niedolę w dolę.

Gdy brak serca, każda praca
w znój i nudę się obraca,
w tym, co robi pan, na nowo
szukać pasji trzeba – słowo!

Gdybym ja był drzew lekarzem,
gdyby do mnie każdym razem
drzew las się ustawiał w rzędzie,
z dumą nosiłbym się wszędzie.”

Na tym kończy Lelek mowę,
sfruwa, schyla zgrabnie głowę,
bierze wody łyk źródlanej
i oddala się w nieznane.

Stoi Dzięcioł na kamykach,
długi dziób wreszcie zamyka,
zastanawia się zawzięcie,
w końcu obraca na pięcie
i też odlatuje żwawo.

Bór go wita wielką wrzawą,
w kilka chwil już wieść się niesie
po zielonym, gęstym lesie,
że pan doktor znów przyjmuje!
Każde drzewo się raduje,
Dzięcioł zaś, ile sił w dziobie,
raźno stuka w sosnę sobie.

Morał w tej to opowieści
Lelek samodzielnie streścił,
lecz nauka dodatkowa
płynie prosto z Pacanowa:
ptak się ptasim mleczkiem raczy
w bajkach tylko, nie inaczej.