środa, 30.10.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Obiad zjadły w milczeniu, czuć było ciężkość serca dziewczyny. Z trudem łykała wspólny posiłek, ukradkiem spoglądając na Catherine. Po obiedzie ku zaskoczeniu Joan, starsza poszła się przebrać. Zrzuciła ciemną sukienkę i włożyła przylegającą białą spódnicę i koszulkę z krótkim rękawkiem. Całość delikatnie prześwitywała, kusząc wyobraźnię i podkreślając kształty zgrabnego ciała. Dziewczyna nie wiedziała, gdzie zawiesić wzrok, ale wkrótce, podczas deseru nieco się przełamała i rozluźniła.
— Lody orzechowe. Mogą być z advocatem? — spytała Catherine.
— Nigdy nie jadłam — przyznała dziewczyna.
Chwilę później trzymała w dłoniach pucharek lodów orzechowych Grycan, oblanych dość mocnym advocatem. Zjadła ze smakiem, słuchając opowieści przyjaciółki. Już chciała podziękować i wyjść, gdy starsza złapała ją za przedramię.
— Usiądź, obiecałaś mi dziś całe popołudnie i wieczór. Odpoczywam przy Tobie, pozwól mi...
Już miała spytać na co, ale bezsilnie opadła na stołek przy kuchennym stole. Wpatrzyła się w towarzyszkę. Jej oczy płonęły błagalnie. Nie umiała jej odmawiać nigdy. Znały się tyle czasu, a z każdym dniem stawały się sobie bliższe. Catherine wstała od stołu by pozmywać, Joan zebrała talerze, chciała pomóc powycierać naczynia. Stały ramie w ramię.
Starsza wydawała się taka delikatna, niższa o 17 cm. Dziewczyna lubiła tę różnicę wzrostu, bo wtedy łatwiej było się wtulać w to pozornie niewinne maleństwo. Właśnie teraz o tym myślała i gdy Catherine spytała ją o coś, prawie upuściła talerz wyrwana z marzenia.
— Możesz powtórzyć? — poprosiła nieśmiało.
— Pytałam czy przed spacerem możesz mi pomóc przy komputerze?
— Tak, choć myślałam, że zostawimy to na wieczór.
— Na wieczór mam inne plany. Chodź, zrobimy to teraz.
Joan przebiegło przez głowę tysiąc myśli, ale opanowała się i podążyła za przyjaciółką. Catherine nie radziła sobie z obsługą komputera najlepiej, więc Joan tłumaczyła jej wszystko po kolei. Siedziały obok siebie na krześle, przylegając ciałami z powodu ciasnoty panującej przy biurku. Dziewczyna wtuliła się nieznacznie, palce zaplątując w siwą pajęczynę włosów, w ostatniej chwili hamując się przed dalszą czułością. Trochę denerwowała ją nieporadność przyjaciółki. W pewnym momencie położyła dłoń na jej dłoni i przesunęła myszkę. Skrępowana własnym zachowaniem cofnęła dłoń, obie się speszyły.
Joan odsunęła się i wyczuwało się jej wewnętrzną walkę o zachowanie dystansu. Siedziały w milczeniu. Podłubały coś jeszcze przy komputerze, ale dopiero gdy wstały, atmosfera straciła tę dziwną ciężkość.
— Ubiorę się i idziemy na spacer.
— Zaczekam — rzuciła zawstydzona Joan, omiatając wzrokiem całą postać przyjaciółki. Ciało kusiło pod delikatną bielą półprzezroczystego materiału. Podobno największą moc kuszenia ma to, czego można się domyślać po kształtach. Tak było i w tym wypadku, jednak dziewczyna szybko zganiła się w myślach.
Catherine szybko wskoczyła w sukienkę i były gotowe do wyjścia. Zamykając drzwi spojrzała na schodzącą po schodach dziewczynę. Pamiętała ich pierwsze spotkanie.
— Ile to lat temu? Hmm... była wtedy zupełnie inna, zalęknione dziecko. Dziś boi się mniej. Dziś jest już kobietą — błądziła myślami za tamtą datą.
— Idziesz? — zawołała z dołu Joan.
— Tak, mamy mnóstwo czasu.
— Takie mnóstwo to, to nie jest. Przecież grasz na wieczornym koncercie.
— Za to po nim... — uśmiechnęła się do siebie — po nim coś specjalnego.
— Nie czaruj. Uwierzę jak skończy się dzień.
— To uwierz teraz. Nie ma się czego bać — wszystko zaplanowałam.
Spacerowały długo wśród kwitnących drzew nad brzegiem rzeki. Śmiały się i rozmawiały jak najbliższe przyjaciółki. Dziewczyna promieniała cichą radością, a jej towarzyszka szczebiotała jak nastolatka. W pewnym momencie Catherine schyliła się i zerwała kwiat, po czym włożyła go dziewczynie za ucho.
— Teraz wyglądasz wspaniale.
— A wcześniej to źle wyglądałam?
— Nie marudź. Ciesz się tą chwilą, bo nic się w życiu nie powtarza.
Joan boleśnie zdawała sobie sprawę z prawdziwości tego stwierdzenia. Dlatego odgoniła wszystkie myśli i chłonęła całą sobą — ten spacer, brzeg rzeki, zapach kwiatów, obecność przyjaciółki. Chciała zatrzymać tę chwilę jak Faust szepcząc w myślach „chwilo trwaj”. Ta miała się jednak niedługo skończyć.
Czas wieczornego koncertu zbliżał się. Pomyślała sobie, że w tak słoneczny i ciepły dzień, godz. 17 ciężko nazwać wieczorem, ale wolała cieszyć się obecnością przyjaciółki, niż tracić cenne chwile na takie wewnętrzne dygresje.
— Wracamy, bo się nie wyrobię. Masz klucze do domu, zrób sobie herbatkę, a jak chcesz to przyjdź do mnie.
— Zdradzisz mi te swoje plany na wieczór?
— Nikogo nie zdradzam, nawet planów — wybuchnęła perlistym śmiechem.
— Ty to masz poczucie humoru. Zatem niecierpliwie czekam na wieczór — odparła dziewczyna.
— Jest na co, zapewniam.
Wracały na skrzydłach. Chwile pozornie zwyczajne, zbliżały je do siebie i napawały radością. Łowiły swoje spojrzenia i uśmiechy, bawiąc się wiosennymi porywami serca. Mijający je ludzie patrzyli z niedowierzaniem na wygłupy kobiet z taką różnicą wieku.
— Mogłabyś być moim dzieckiem... — rzuciła kiedyś.
— Wiesz, że nie pretenduję do tej roli — odparła z przekąsem dziewczyna.
— Pewnie, ja bym tego nie wytrzymała. Ciebie się nie da wychować — śmiała się, a Joan dąsała się w swój zabawny sposób.
— Będę za dwie godzinki chyba, że chcesz mi dotrzymać towarzystwa. Zagram coś z myślą tylko o Tobie — kusiła harfistka.
— Nie musisz tak nalegać. Wiesz, że i tak przyjdę. Przecież znasz mnie na wylot.
— Miałam nadzieję, że nie zauważysz — speszyła się.
— Będę za 15 minut, tylko zrobię sobie miętę.
— Kupiłam pięć herbat, żebyś miała w czym wybierać, a Ty znów sięgasz po miętę. Jednak nigdy Cię nie zrozumiem do końca.
— To dobrze... tak jest więcej zabawy — powiedziała dziewczyna całując towarzyszkę w policzek.
Obie pobiegły w swoją stronę.
cdn.