czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Iwona Krupa: z cyklu „Felieton popołudniowy” — Wejście smoka


Wejście smoka

Premier Donald Tusk, zmęczony już nieustannymi pytaniami dziennikarzy o Janusza Palikota udzielił mu rady, żeby zamknął wreszcie za sobą drzwi i przestał robić polityczne przeciągi. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że po deklaracji niepokornego polityka o odejściu z PO, wygłoszonej na Kongresie RPP „Nowoczesna Polska”, dopiero zawiruje na naszej scenie politycznej.

Tego co wydarzyło się w sobotnie popołudnie w Sali Kongresowej nie spodziewał się chyba nawet sam Janusz Palikot. Blisko 4 tysiące ludzi, stawiło się na wezwanie swojego idola by zamanifestować zgodność poglądów i jednocześnie dać wyraz swojej dezaprobaty dla skostniałego układu politycznego sprawującego władzę w oderwaniu od społecznych oczekiwań.

Dodajmy, że ci ludzie przyjechali do Warszawy na własny koszt, nie tylko z mniej lub bardziej odległych miejsc Polski, ale także z różnych stron Europy. Nikt im niczego nie refundował, nie zapewniał noclegów ani wyżywienia, nie zwoził autokarami wypłacając „dniówki” czy koszty delegacji. „Skrzyknęli” się sami, przez internet, tworząc oddolny ruch społeczeństwa obywatelskiego. Wiedzieli po co przyjechali i dali temu wyraz entuzjastycznie reagując na 15 tez programowych wygłoszonych przez Janusza Palikota.

Mają one w przyszłości przybrać kształt ustaw regulujących takie kwestie jak realny rozdział państwa od kościoła, zreformowanie nieprzyjaznej wobec obywateli administracji państwowej, rzeczywiste równouprawnienie Polaków, naprawę mechanizmów rządzących światem polityki czy wreszcie stworzenie nowoczesnego społeczeństwa operującego przy pomocy internetu.

Trudno dziwić się aplauzowi zgromadzonych kongresowiczów, zróżnicowanych wiekiem, wykształceniem i statusem majątkowym, ale połączonych otwartością na świat i ludzi. Pragnących autentycznie świeckiego państwa, w którym nie narzuca się moralności katolickiej w każdym wymiarze, a daje alternatywę. W którym miliardy złotych z ich podatków idą na modernizację i realizację prospołecznych projektów, a nie na instytucje kościelne.

Co więcej, reprezentujących niezadowolonych z tego, że rządzący nie mają nawet odwagi bronić tych przyczółków obywatelskich wolności, które nie wymagają renegocjacji Konkordatu i zmiany ustaw powodujących taką rozrzutność.

Janusz Palikot, ale też zaproszeni przez Niego goście, postulowali na kongresie wprowadzenie w życie od dawna oczekiwanych rozwiązań prawnych w duchu równości obywateli min. możliwości legalizacji związków partnerskich, równego dostępu do polityki, ale i równego wynagrodzenia za pracę mężczyzn i kobiet.

Tego wszystkiego o co powinna zadbać minister ds. równego statusu Elżbieta Radziszewska tyle, że świeżo „pobłogosławiona” przez premiera Donalada Tuska za... empatię dla równości w duchu religii katolickiej. Nie wprost, oczywiście, ale tak między wierszami.

Albo jeszcze bardziej dosadny przykład rozbratu społecznych oczekiwań z zamiarami rządzących. Lider „Nowoczesnej Polski” mówił o dramacie bezpłodnych małżeństw, którym radość życia może przywrócić dostępność refundowanej przez państwo metody in vitro. Tymczasem mister finansów, Jacek Rostowski wygłasza w „Gazecie Wyborczej” zdumiewający pogląd, że jest wręcz za zakazem stosowania „in vitro” idealnie wpisując się w ton protestującego Watykanu. A cóż tak zbulwersowało stolicę apostolską? Fakt przyznania nagrody Nobla w dziedzinie medycyny twórcy metody zapłodnienia „in vitro”, prof. Robertowi Edwardsowi, człowiekowi, który uszczęśliwił miliony ludzi na świecie.

To dosyć symboliczne zestawienie, czym różni się oferta Palikota od tego, co i w jakim duchu ma nam do zaproponowania większość polityków. I to bez znaczenia z której opcji, bo wszystkie w ciągu lat swoich rządów bały się sprzeciwić kościelnemu dyktatowi w świeckim państwie.

Można oczywiście powiedzieć, że i Kongres Palikota nic w tym względzie nie zmieni. Ot, przyjechali gapie, żeby zobaczyć Salę Kongresową, jak Ludwik Dorn określił tę 4-tysięczną delegację niepokornego społeczeństwa. Można też o internetowym obywatelskim sprzeciwie mówić: ludzie bez doświadczenia i poglądów, jak scharakteryzował ich europoseł Marek Migalski. Można udawać, że się lekceważy Janusza Palikota mówiąc, jak politycy PO, że sam się marginalizuje na scenie politycznej. Można też wygłosić tak dziwaczną konstatację jak Janusz Olejniczak, że ... „w SLD musimy być teraz bardziej radośni”, by nie dać sobie odebrać elektoratu.

Ale może też warto posłuchać wolnych, na ogół, od hipokryzji politologów. Prof. Kazimierz Kik nie przecenia roli Kongresu RPP „Nowoczesna Polska”. Prognozuje jednak, że jest to jakaś oferta dla społeczeństwa nowoczesnego postawionego wobec klinczu zaskorupiałej XIX-wiecznej, zastraszonej piekłem, sceny politycznej. Odpowiedź na nią poznamy po najbliższych wyborach parlamentarnych.

Podejrzana zgodność polityków w krytyce projektu „Nowoczesna Polska” może oznaczać ich lęk, że triumfalne wejście Janusza Palikota w światłach jupiterów 2 października 2010 r. do Sali Kongresowej było jednak wejściem smoka, który zakłócił błogie poczucie bezpieczeństwa politycznym dinozaurom. I nie tylko im...

Iwona Krupa