czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Iwona Krupa: z cyklu „Felieton popołudniowy” — Ślepa nienawiść


Ślepa nienawiść

Po katastrofie smoleńskiej politycy wszystkich opcji deklarowali złagodzenie debaty publicznej, szacunek dla przeciwników i wolę współpracy dla dobra wspólnego. Nawet dali krótki pokaz szczerego(?) żalu za przeszłość. Minęło pół roku i co? Mamy nowa tragedię, tym razem bez widoków, choćby na godzinny rozejm za to z wizją zamiany europejskiej demokracji parlamentarnej na demokrację plemienną rodem z Trzeciego Świata.

Polityczny mord w Łodzi wstrząsnął opinia publiczną. Szaleniec zastrzelił jednego pracownika łódzkiego biura poselskiego PiS, a drugiego ranił. Zrobił to niewątpliwie z nienawiści, chociaż dokładnie nie wiadomo jeszcze do kogo.

W pierwszej wersji celem zabójcy, Ryszarda C. miał być prezes Jarosław Kaczyński. Potwierdza to tylko, że mamy do czynienia z szaleńcem, bo przecież ktoś planujący na zimno zbrodnię z premedytacją poszukiwałby prezesa raczej w Warszawie, przy ul. Nowogrodzkiej.

W kolejnych doniesieniach zaczęło dominować podejrzenie, że sprawcy chodziło o zamordowanie dowolnego ważnego polityka, byle potrząsnąć całą elitą za brak odpowiedzialności za losy kraju, co jeszcze bardziej udowadnia tezę o niepoczytalności zamachowca.

Nikt normalny, po pierwsze, w ogóle nie demonstrowałby swojej niechęci do polityków w ten sposób, a po drugie nie wybrałby sobie za obiekt człowieka związanego z Prawem i Sprawiedliwością wiedząc, że dopiero wtedy zacznie się prawdziwe polityczne piekło.

No i się zaczęło.

Naiwna wiara, że tragiczna śmierć może przekuć się w dobro, prysła już w kilka dni po Smoleńsku. Teraz nikt nie ma złudzeń, że nawet polityczny mord może przynieść otrzeźwienie. Co prawda i premier i prezydent starali się wykazać dobra wolą słusznie wskazując, że tylko ostudzenie debaty i solidarne potępienie tego, co wydarzyło się w Łodzi może być manifestacją woli pojednania. Ale do dialogu, do parlamentarnej zgody, jak do tanga, trzeba mieć partnera.

Tymczasem prezes Kaczyński, osoba która powinna poczuć się najbardziej dotknięta dramatem ofiar nawet nie próbował wyciszyć swoich negatywnych emocji i w ciszy pochylić się nad swoimi współpracownikami i ich rodzinami. O jakiejkolwiek refleksji na temat własnego zachowania i swoich partyjnych kolegów nawet nie było mowy.

Zamiast tego, były premier już w godzinę po tragedii, nad ciepłym jeszcze trupem ofiary rozpoczął, właściwy sobie, nekrofilski spektakl nienawiści ze wskazywaniem winnych. W jego mniemaniu mamy do czynienia z bijącymi rekordy przestępstw przeciw ludzkości, recydywistami. Za śmierć pana Rosiaka, podobnie, jak za katastrofę smoleńską, powodzie, dziurę budżetową, wichury, brak pomnika, awanturę o krzyż, rzekome przypalanie żywcem kobiet i złą jakość moheru winna jest Platforma Obywatelska, a szczególnie premier i prezydent.

Ponieważ ten ostatni nie jest godzien uściśnięcia ręki więc Jarosław Kaczyński postanowił nie fatygować się nawet w tak ważnej sprawie do Pałacu Prezydenckiego na rozmowę z głową państwa.

Co więcej rozpoczął festiwal histerycznych apeli członków PiS o nie zabijanie opozycji. Dosłownie, a nie w przenośni. A przy okazji pokaz marketingu cmentarnego objawiającego się zbieraniem podpisów na listach wyborczych pod osierocona siedzibą PiS w Łodzi.

Teraz trwa licytacja polityków, którzy nie marzą o niczym innym, jak o tym by figurować na liście kandydatów na ofiary Ryszarda C. Dla normalnego człowieka tak pojmowana polityczna nobilitacja jest nawet nie do wymyślenia, ale jak widać szaleństwo jest zaraźliwe.

Absurdalność konsekwencji tragicznego mordu w Łodzi zamyka tzw. Deklaracja łódzka. Jej twórcą jest jedyny prawy i sprawiedliwy, prawdziwy Polak i katolik nie mówiący o bliźnim złego świadectwa, prawdziwy mistrz elegancji, arbiter przestrzegania norm w życiu politycznym i społecznym, odpowiedzialny ojciec Narodu, prezes Jarosław Kaczyński. W zamian za podpisanie tej Deklaracji, która jest niczym innym, jak zobowiązaniem do bałwochwalczego wielbienia Prawa i Sprawiedliwości ewentualnie zgodzi się spotkać z prezydentem własnego kraju, a może nawet pozwoli uścisnąć swoją rękę.

Podobno w każdym szaleństwie jest metoda. W szaleństwie prezesa PiS też. Obdarzeni co większą wyobraźnią zaczęli ją dostrzegać już kilka miesięcy temu. Dawali i dają temu wyraz na portalach społecznościowych.

Niestety, nie da się tego powiedzieć o większości opiniotwórczych mediów, które nakręcały i rozszerzały spiralę osobistej nienawiści Jarosława Kaczyńskiego do rządzących i popierającej ich większości społeczeństwa.

Zamiast rzetelnej oceny, bez sentymentów i niezasłużonego współczucia, zafundowały nam wszystkim fałszywy, by nie powiedzieć faryzejski ogląd rzeczywistości. Teraz mamy tego efekty, także te najbardziej dramatyczne.

Niestety, wygląda na to, że po dramacie w Łodzi wojna polsko-polska z tworzeniem podziemnych struktur państwa pisowskiego dopiero zaczyna się na dobre. I będzie trwała tak długo, jak jej główny siewca czyli zaślepiony nienawiścią prezes PiS nie zejdzie ze sceny politycznej. Im większy w tym udział będą mieli jego partyjni towarzysze tym większą zachowają szansę na odbudowę normalnej partii opozycyjnej. Im większy udział będą mieli w tym wyborcy tym większa szansa na ocalenie resztek demokracji parlamentarnej i liberalnej w Polsce. W przeciwnym razie dojdzie do takiego, może nawet krwawego, rozłamu państwa, które kilka pokoleń Polaków będzie musiało z mozołem jednoczyć.

Iwona Krupa