czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Andrzej Sielski: z cyklu „Szwecja — fakty i mity” — Instytut Karoliński


Instytut Karoliński

Szwecja, kraj niemal dwukrotnie większy od Polski i czwarty co do wielkości w Europie od lat chlubi się czystością środowiska naturalnego. Według powszechnych opinii jest to kraj pełen zieleni, ekologicznie czystych jezior i rzek — innymi słowy przysłowiowy raj na ziemi w którym człowieka otacza dobrobyt, ład i spokój. Czy nie jest to przypadkiem czysta fantazja? Czy w tenże sposób eksponowany obraz Szwecji jest obrazem realnym, prawdziwym? Spróbujmy spojrzeć z bliska na szwedzką rzeczywistość.

Najbliżej prawdy jest od dość dawna wyrażana i chyba jednak trochę nadużywana opinia o środowisku naturalnym. Szwecja ma się w tej dziedzinie czym chlubić w porównaniu z innymi państwami Europy. Co do pozostałych opinii — to chyba można najogólniej powiedzieć — jest to wielka lipa na użytek obywateli krajów trzecich i tych biedniejszych z Europy wschodniej lub południowej, względnie obywateli z rejonów Świata nie przerwanie objętych konfliktami. Bo to właśnie z tych krajów nastąpiła pierwsza i późniejsze fale migracji do Szwecji. Wbrew panującym opiniom — rajem dla własnych obywateli Szwecja nigdy nie była i pewnie nie będzie — stąd ten obraz trwającego ponoć do dzisiaj socjalnego dobrobytu, z gruntu fałszywy, nigdy nie odpowiadał stanowi faktycznemu. Bo i owszem dla tych biedniejszych nacji Szwecja stała się celem — miejscem osiedlenia, będąc dla nich wizją państwa, gdzie niekoniecznie trzeba było pracować, aby otrzymać mieszkanie, opiekę lekarską czy pieniądze na utrzymanie.

O taką, dość mocno przejaskrawioną wizję własnego kraju, wizję państwa na wskroś opiekuńczego Szwecja zadbała sama, już w kilka lat po zakończeniu drugiej wojny światowej. Chciano upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Brakowało rąk do pracy w przemyśle, a jednocześnie należało szybko zamazać przykre wrażenie po niedawnej współpracy z Trzecią Rzeszą, a później wręcz uległej polityce wobec żądań stalinowskiej ZSRR. Dla przypomnienia — na żądanie Stalina tuż po wojnie odesłano do domu uchodźców z Litwy, Łotwy i Estonii na których oczekiwały stalinowskie plutony egzekucyjne lub w najlepszym przypadku gułagi. Nie sposób nie wspomnieć o Raoulu Wallenbergu. Aresztowany przez Rosjan w Budapeszcie i przewieziony na Łubiankę, a później — jak oficjalnie podano — zaginął bez wieści i jak dotąd jego los pozostał nieznany. Kolejne powojenne rządy w Szwecji nie zrobiły nic aby uwolnić własnego rodaka, a na przełomie lat 50-tych i 60-tych upominanie się o Wallenberga było w Szwecji wręcz zabronione, bo tak sobie życzył następca po Stalinie — Nikita Chruszczow. Wracając do sprawy imigrantów, pierwsze ich rzesze napłynęły do Szwecji zaraz po zakończeniu wojny z obozów koncentracyjnych z terenów Niemiec. Wśród byłych więźniów znajdowali się również Polacy. Potem rozpoczęła się wielka emigracja z Jugosławii, krajów arabskich, Wietnamu i Palestyny. W 1968 roku Szwecja przyjęła rzesze wyrzucanych z kraju polskich Żydów udających się do Izraela. Znaczna ich część pozostała wówczas w Szwecji. Początek lat 70-tych to napływ emigrantów z krajów ameryki łacińskiej, głównie z Chile po zdobyciu władzy przez Pinocheta i z pozostałych krajów Azji i Afryki. Przełom lat 70-tych i 80-tych to ponownie emigracja z Polski i z innych demoludów Europy Wschodniej. Dzisiaj na 9 milionów obywateli 1 milion stanowią przybysze z poza Szwecji.

 

Od zakończenia drugiej wojny światowej do dnia dzisiejszego Szwecja przechodziła różne etapy rozwoju ekonomicznego i społecznego. I czas ten można podzielić według różnych kryteriów. Patrząc retrospektywnie na trzy ostatnie dekady ubiegłego stulecia, bez cienia wątpliwości można powiedzieć, że dla Szwecji był to okres rozbudowy państwa opiekuńczego, a głównym jego konstruktorem był Olof Palme. Na premiera Szwecji wybierano go dwukrotnie. Pierwszy raz pełnił tę funkcję w latach 1969-1976, a poraz drugi został premierem w roku 1982. W lutym 1986 roku został zastrzelony na jednej ze sztokholmskich ulic w czasie, gdy wraz z małżonką wracał z kina do domu. Do dzisiaj oficjalnie nie wiadomo kto jest zabójcą Olofa Palmego. W ciągu ostatnich lat wielokrotnie spekulowano na ten temat. Istnieje też wiele teorii spiskowych i domysłów. Już kilka lat po zamachu śpiewano na ulicach i w knajpach piosenki, w refrenie których powtarzały się słowa: „Olof, Olof poszedł do kina”. Niekiedy w takich piosenkach — zwykle śpiewanych przez pijanych półinteligentów, przeważnie urzędasów w garniturach, wracających po piątkowych jublach do domu — w sposób dość niesmaczny przekręcano słowa i wskazywano zabójców z najbliższego otoczenia Olofa Palmego.

 

Czy dzisiejsza Szwecja jest tą samą Szwecja, którą zacząłem poznawać 23 lata temu?

Od pewnego czasu szukam odpowiedzi na to pytanie i powoli dochodzę do wniosku, że jednoznacznej odpowiedzi tak od razu udzielić nie sposób. Chociaż wiele przemawia za tym i jestem bardziej skłonny do tej opinii, że to nie jest już ten sam kraj. Szwecja, przynajmniej od kilkudziesięciu lat kojarzy się z socjalizmem w trochę innym wydaniu i rozumieniu niż ten narzucony Europie wschodniej po drugiej wojnie. Jednakże ten socjalizm, jak przysłowiowy kameleon, w wydaniu szwedzkim — zmieniał i niekiedy nadal zmienia — barwy czerwone na brunatne.

Spróbujmy na początek rozważyć problem historycznie.

Otóż nie wszystkim wiadomo, że pierwszym krajem, który podjął badania na temat tzw. czystości rasowej i wyższości rasy nordyckiej nad innymi była właśnie Szwecja. Badania te stały się podwaliną ideologii narodowo — socjalistycznej. Jednym z pierwszych propagandzistów rasizmu na początku XX wieku w Szwecji był profesor biologii na Uniwersytecie w Lundzie Bengt Lidforss. Był pierwszym akademickim wykładowcą, który przystąpił do partii socjaldemokratycznej. Współpracował z socjalistycznym czasopismem „Arbetet” w Malmo. Nie krył antysemickich i rasistowskich przekonań. W wielu publikacjach podkreślał, że „zdrowiu narodu zagraża również import Słowian i innych niżej stojących ras”. Jeszcze za jego życia bo w 1909 roku powstało Towarzystwo Czystości Rasowej, które w kilka lat później dało początek powstaniu pierwszego w Świecie Instytutu Biologii Rasowej, który został utworzony przy Instytucie Karolińskim w Uppsali. Stało się to dokładnie w piątek 13 maja 1921 roku kiedy to szwedzki parlament przy poparciu wszystkich partii politycznych w tym również Socjaldemokratów podjął uchwałę o powstaniu Instytutu.

Celem Instytutu było prowadzenie badań, których podstawowym zadaniem miało być zachowanie czystości rasowej i chyba nie tylko Szwedów, gdyż sprawą zainteresowali się również Niemcy. I w ten to sposób szef Instytutu prof. Herman Lundborg rozpoczął współpracę z Hansem Gnutherem, ideologiem nazistowskim, późniejszym specjalistą Hitlera od badań nad czystością rasową Niemców.

Herman Lundborg ukończył Uniwersytet w Lundzie w 1901 roku. W 1902 roku zrobił doktorat, a w 1903 roku był już docentem w dziedzinie psychiatrii i neurologii w Uppsali. W 1916 roku rozpoczął badania nad czystością i higieną ras — już jako docent, później profesor w Instytucie Biologii Rasowej. W 1936 roku został zaproszony do Niemiec, gdzie na Uniwersytecie w Heidelbergu otrzymał doktorat honoris causa. Jego zasługi jako wybitnego naukowca w dziedzinie higieny rasowej nie omieszkał podkreślać przy każdej sposobności sam Adolf Hitler, który podczas wizyty Lundborga w Niemczech przyjął go na prywatnej audiencji. W ciągu następnych kilkunastu lat pod kierunkiem Lundborga przeprowadzano badania na około 100 tysiącach osób. Mierzono rozmiar czaszek, długość nosów, kolor oczu, szerokość ramion, u kobiet grubość ud i pup itp. I tak powstawał idealny obraz nadczłowieka, idealnego Szweda lub idealnej Szwedki. Naguśkie zdjęcia obu płci, tych którzy najbardziej pasowali do ideału publikowano w wydawanym czasopiśmie „Raskunskap”

I sprawa nie skończyła się bynajmniej na badaniach genetycznych, czy też na pomiarach czaszek ludzkich. Jak wiemy — na pewno nie w Trzeciej Rzeszy.

 

W Szwecji do sprawy podchodzono nieco „delikatniej”. W 1929 roku powstał projekt ustawy o obowiązkowej sterylizacji. Podano trzy powody: 1/ higienę rasową, 2/ sprawy socjalne, 3/ powody ekonomiczne. Punkt 1 jest zbyt oczywisty i nie wymaga wyjaśnień, natomiast punkt 2 i 3 są nie za bardzo zrozumiałe i wyglądało na to, że chodziło o kryminalistów, pospolitą biedotę, żeby się zbyt szybko nie rozmnażała i podciąganie pod paragraf — tego niecnego w cywilizowanej Europie prawa — innych przypadków ludzi, nie wygodnych z różnych powodów dla państwa szwedzkiego. Od połowy lat dwudziestych do połowy trzydziestych parlament szwedzki wielokrotnie debatował nad ustawą, która również miała, choć nie wielu w tamtym okresie — przeciwników. Prawo oficjalnie weszło w życie 1 stycznia 1935 roku, kiedy na czele rządu szwedzkiego stał socjalista Per Albin Hansson. Statystyki są dość nieciekawe bowiem w latach 1935-1975 wysterylizowano z różnych powodów 63 000 obywateli. Są to dane nieścisłe, bowiem niektóre źródła podają, że sterylizacji poddano jeszcze większą liczbę obywateli w tym około 60 tysięcy kobiet!

Prawo o sterylizacji przestało obowiązywać za rządów Olafa Palmego.

A oto inny przykład. Vipeholm to jedna z dzielnic Lundu położona we wschodniej części tego uniwersyteckiego miasta. Dzielnica mieszkalna i duży park oraz trzy czy cztery szkoły to dzisiejszy obrazek tej raczej smutnej i cieszącej się złą sławą dzielnicy. To właśnie tutaj w 1935 roku otwarto szpital gdzie przeprowadzano pseudo naukowe eksperymenty na chorych pacjentach. Oficjalnie przyznano się wyłącznie do eksperymentów przeprowadzanych tuż po zakończeniu II wojny światowej w latach 1947-1955. Łamiąc wszelkie zasady etyki lekarskiej i przysięgi Hipokratesa lekarze i naukowcy bez wiedzy i zgody pacjentów wprowadzali do ich posiłków pewne rodzaje cukrów wywołujące powstawanie bakterii i w konsekwencji próchnicę zębów. Eksperyment odbywał się za wiedzą i akceptacją władz medycznych i szwedzkiego parlamentu. a więc psuto zdrowe zęby tysiącom pacjentów, inwalidom, w tym chorym nieuleczalnie względnie chorym psychicznie — dla ironii — w imię nauki i postępu wiedzy medycznej i dla dobra społeczeństwa. Patrząc dzisiaj z perspektywy czasu na Eksperymenty z Vipeholm — trzeba przyznać, że potępiła je większość szwedzkich publicystów. Ku mojemu zaskoczeniu nie uczyniono tego w Polsce, a nawet w niektórych naukowych publikacjach wydanych właśnie w Polsce mówi się o dobrych rezultatach nad próchnicą przeprowadzanych w szwedzkim Vipeholm. Szkoda tylko, że nie powołano się na badaniach amerykańskich uczonych. Podobne, a być może nawet lepsze wyniki uzyskali oni poprzez eksperymenty na chomikach i szczurach.

cdn.