sobota, 23.11.2024
sprawdź, czyje dziś imieniny
Kilka dni temu, w czasie zakupów w jednym z polskich sklepów w Malmö, spotkałem znajomą, która po zwyczajowym „dzień dobry” nieoczekiwanie wygłosiła do mnie mniej więcej taki monolog:
– Drogi Panie, czytałam w Internecie Pańskie teksty i się z nimi nie zgadzam. Pańskim celem jest ośmieszanie PiS-u i Ojca Dyrektora. Otóż ja ostrzegam, przestań Pan pisać bzdury, bo większość prawdziwych Polaków uważa, że PiS i Prezes Kaczyński jest jedynym gwarantem niepodległości Polski, a Ojciec Tadeusz Rydzyk jest duchowym przywódcą narodu.
Zdębiałem do reszty, słuchając wywodów paniusi i gdy zamierzałem wdać się w malutką polemikę, starsza pani pogroziła mi palcem i odeszła, mrucząc pod nosem obraźliwe wywody kierowane nie tylko... pod moim adresem. No cóż, tak naprawdę to dobrze, że nie doszło do wymiany zdań, bo w koszyku starszej pani zauważyłem jajka i pomidory, no i gdyby tak zdzieliła mnie przez łeb jajem, czy pomidorem – miałbym się z pyszna – nie ma co mówić. Szybko więc opuściłem sklep, bo wielbicielki Ojca Rydzyka, to z reguły pełne emocji, agresywne babsztyle, o czym wcześniej przekonał się Pan Miecio.
Jeszcze tego samego dnia opowiedziałem Panu Mieciowi całe to sklepowe zdarzenie, cytując wygłoszony przez paniusię monolog. Miecio się tylko uśmiechnął i nie powiem, nieco mnie zaskoczył wygłaszając taką oto konkluzję:
– Widzisz pan, Panie Andrzejku, ta baba miała trochę racji, bo pan gryzmolisz o moich poglądach i swoich zapatrywaniach – a nie tej pani i w tym cały problem. Należy więc popatrzeć na sprawę przez pryzmat dwóch wizji, bo i tam i tutaj – podział wśród współrodaków przebiega podobnie. I to nieważne, że większość nie popiera PiS-u czy Rydzyka, ale tak naprawdę, co by nie mówić – wśród nas żyjących tutaj w Szwecji – podobnie jak w Polsce, egzystują tak jakby dwa obozy, które emitują dwie różne opinie i dwa różne spojrzenia na wydarzenia w naszym Kraju.
Nie ma co, pomyślałem, Miecio ma jak zwykle rację, ale przecież nie pójdę na spotkanie „rydzykofanów”, aby później męczyć się nad stekiem ichnich bzdur, chcąc następnie umieścić je w najmniej idiotyczny sposób w felietonie. Chyba miałem nie za bardzo wesołą minę, bo Miecio zaczął się śmiać. I wtedy podsunął mi myśl, aby do dyskusji zaprosić przedstawicieli tutejszej społeczności, a więc krótko mówiąc – Szwedów.
Propozycja słuszna, ale zadanie nie było zbyt łatwo wykonalne z kilku powodów.
Powszechnie wiadomo, że Szwedzi z reguły nie cierpią rozprawiać o polityce we własnym kraju, a cóż dopiero wygłaszać do innych lub w obecności innych własną opinię o sytuacji politycznej w innym kraju – no jak w tym przypadku – o sytuacji politycznej w Polsce. To już dla nich stanowczo za wiele. Oni z reguły uwielbiają słuchać, by później w dwóch zdaniach skwitować własny punkt widzenia. No i naturalnie wyciągać właściwe, chociaż nie zawsze racjonalne, wnioski.
Dla Szweda – aby otworzyć gębę i gadać, a potem gdybać o polityce dłużej niż 29 przysłowiowych sekund – to nie lada wysiłek. Tym bardziej paplanie o polityce dla panów po pięćdziesiątce to strata czasu – co podkreślają. Stąd po stokroć wolą rozprawiać o panienkach z Międzyzdrojów, czy z Kołobrzegu z ostatnich wakacji w Polsce i planować następne wojaże i gdzie im tam w głowie polityka!
Moje refleksje na ten temat podzielał pan Miecio. W końcu wpadliśmy na pomysł, aby umówić na towarzyskie spotkanie – nie inaczej tylko przy piwie – znajomych Szwedów, wywodzących się z polsko-szwedzkich rodzin, sądząc chyba słusznie, że będą bardziej otwarci w ocenach o Polsce i w ogóle okażą trochę zainteresowania tematem dyskusji.
Należało więc podjąć próbę, bo przecież ryzyko żadne.
Tak więc w sobotnie popołudnie, w ostatni „weekend”, u Miecia na werandzie rozpoczęliśmy konwersację o Polsce. Rozmówcami naszymi byli Erik – nauczyciel gimnazjum i Peter – ekonomista, pracujący gdzieś w tutejszej administracji.
No więc, jaka jest Polska widziana ze Szwecji przez Szwedów?
Pierwszym rozmówcą, którego skłoniliśmy do szerszej odpowiedzi na to pytanie, był Erik.
– Polska? – zaczął – Normalny rozwijający się kraj współczesnej Europy. Z komunizmu i z zapaści gospodarczej wyszliście w tempie, który zaskoczył Europę i Świat. Macie znakomitych ekonomistów i mocną walutę. To się liczy. Demokracji nie musicie się uczyć, ale musicie nauczyć się z niej korzystać. Mam na myśli – korzystać trochę w lepszym niż dzisiaj stylu. Bo od demokracji do anarchii droga niedaleka. Innymi słowy, jeśli zaczyna się ubliżanie w parlamencie lub w miejscach reprezentacyjnych waszej stolicy, to nie wróży to niczego dobrego. Ci politycy, którzy tak czynią, nie powinni mieć żadnych szans w najbliższych wyborach. Przynajmniej tak by było w Skandynawii, czy w innych krajach starej Europy. Ale nie u was i w tym cały problem.
– I uważasz, że powinien być zakaz demonstracji? – zapytałem.
– Ależ nie. Niech sobie demonstrują. Istnieją tylko pewne ograniczenia, co do czasu, miejsca i formy. Gdyby to odnieść do Polski, to powinien być zakaz demonstracji tam, gdzie znajdują się dość szczególne miejsca waszego kraju, a więc na przykład Pałac Prezydencki, Belweder czy Plac Zwycięstwa. Mówiąc o czasie – mam na myśli zakaz w święta narodowe lub jak w waszym przypadku również w święta religijne, względnie – na przykład podczas wizyt głów obcych państw. Jeśli chodzi o formę, to wszyscy wiemy – chodzi o odpowiedzialność organizatorów za porządek w trakcie trwania demonstracji, zakaz obrażania kogokolwiek, a już na pewno zakaz obrażania prezydenta czy premiera – i nie mylić tego zakazu z wyważoną, spokojną i wolną od wulgaryzmów krytyką osób, sprawujących najważniejsze funkcje w państwie. Naturalnie na każdą manifestację organizator musi otrzymać zezwolenie. Podobnie jest w Szwecji i w całym demokratycznym świecie i takie zezwolenia wydaje – odpowiedzialna za porządek – policja. Te zasady obowiązują niemal wszędzie.
– Manifestacje na Krakowskim Przedmieściu, organizowane każdego 10 dnia miesiąca, pokazują słabość waszej administracji i służb porządkowych – do dyskusji włączył się Peter. – To nie tylko nonszalancja, ale wulgaryzm i zwrot ku anarchii. Ostatnie zajścia stadionowe na meczach, czy ta gra internetowa, gdzie strzela się fekaliami do Prezydenta oznacza, że granica przyzwoitości i tolerancji dawno została przekroczona.
W Szwecji do tego internauty „czarna brygada” wkroczyłaby o 4, a nie o 6 rano – gdyby ktoś w podobny sposób obrażał Króla, czy Premiera. Europa – mój drogi – to nie Ameryka i dziwię się trochę niektórym waszym dziennikarzom, że komentują zachowania policji w nieco głupawy sposób. Istny „polsk riksdag” i pewnie wiesz, że w Skandynawii powiedzenie to oznacza chaos i bezwład.
– Tak, rzeczywiście – przyznałem – jakieś 20 lat temu byłem na wykładzie i na sali panował gwar, gdyż każdy z każdym rozmawiał. Nagle wszedł wykładowca i pierwsze jego, dość ostro wypowiedziane, słowa zszokowały mnie zupełnie – „skończcie z polskim riksdagiem”. Byłem wtedy oburzony i dopiero po kilku dniach znajomy Szwed wyjaśnił mi, że przysłowie to ma już 300-400 lat i nawiązuje do polskiego Liberum Veto. Był to sposób na blokowanie wszelkich inicjatyw w polskim parlamencie i towarzyszące temu awantury stały się przyczyną upadku państwa.
Nie ma więc wątpliwości – w Szwecji przysłowie to funkcjonuje nadal – i ma wciąż pejoratywne znaczenie.
– I nie ma co się obrażać – kontynuował Peter – u was mówi się na przykład: „nie udawaj Greka” i Grecy nie obrażają się. Podobnie funkcjonuje: „Czeski film, nic nie widać, nic nie słychać” i chyba Czesi też nie robią problemów. Z nas na przykład śmieją się Norwegowie i Duńczycy, a my żartujemy z nich w podobny sposób.
– No tak, ale ciągłe nazywanie jakiegoś bałaganu „polskim riksdagiem” jest pewną przesadą i trochę ubliża nam Polakom – przynajmniej ja tak to odczuwam – próbowałem nieco stonować wywody Petera.
– Mój drogi – zaśmiał się Peter – sami jesteście sobie winni. Zadbajcie o własny wizerunek, wybudujcie drogi, bo niedługo wszyscy „trafikańcy” w Polsce pozabijają się wzajemnie i przestańcie się wreszcie kłócić – bo jak na razie macie „polsk riksdag” w Polskim Riksdagu. No, Andrzej przestań się tak przejmować, bo to szkodzi w naszym wieku – pogroził mi palcem – i pamiętaj, że najlepszym lekarstwem dla takich jak my, herosów z brzuszkami i lekkim marginesem po pięćdziesiątce, są polskie dziewczyny i znakomite polskie piwo. Na zdrowie! Skål!
I jak zwykle zachował się jak „typowy svenson” – pomyślałem – dużo gadał i tak na prawdę nic nie powiedział. A może to ja jednak nie mam racji?