czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Andrzej Sielski: z cyklu „Polska widziana ze Szwecji” — Napisane na kolanie, czyli polskie zawirowania w Szwecji


Napisane na kolanie, czyli polskie zawirowania w Szwecji

Była już prawie 10 rano, gdy zbierałem się do pisania kolejnego odcinka Faktów i Mitów.

Nawet nie zdążyłem sklecić pierwszego zdania, gdy zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszałem nieco zdenerwowany głos Tomasza.

— Tato! Nastaw telewizor — krzyczał. — I pogadamy o tym później — usłyszałem tylko trzask rzuconej słuchawki.

Ta stosunkowo krótka rozmowa, a tak naprawdę monolog w wykonaniu starszego syna nie był dla mnie jakimś szczególnym zaskoczeniem. Tomasz nie zawsze miał czas i ochotę na zbyt długie rozmowy. I wcale się nie dziwiłem, bo będąc w tym samym wieku co on — również nie lubiłem gdy ktoś mi prawił morały. A przecież zdarzało się, że był to mój ś.p. Tata lub — będąca dzisiaj w dość zaawansowanym wieku, bo 85 lat, lecz ciągle w niezłej formie fizycznej i psychicznej przy doskonałej pamięci, niekiedy pełna humoru — moja Mama.

Wybaczałem mu więc zwykle, gdyż sam ma własną rodzinę, pracuje chyba zbyt intensywnie (według moich ocen i odczuć) i wychowuje dwie przecudowne córeczki, moje wnuczki.

Dlaczego jednak mam biec do telewizora? Nie widziałem powodu, aby się spieszyć. Bo cóż mogło się tak nagle wydarzyć? Coś w Szwecji, a może w Polsce, a może jeszcze gdzieś na drugiej półkuli?

Włączyłem telewizor i to, co zobaczyłem i usłyszałem, rzeczywiście przeszło wszelkie moje oczekiwania.

Płonące szczątki samolotu, płacz uczestników uroczystości na cmentarzu w Katyniu — to obraz pierwszego dnia tragedii. Nieco później, PIS-owskie wywiady czy komentarze Jana Pospieszalskiego na tle kwiatów i płonących zniczy przed Pałacem Prezydenckim — to obrazek drugi — już bardziej wyborczy niż żałobny. Jednak trzeba mieć silne nerwy aby przez dwa tygodnie oglądać trumny, pogrzeby i msze żałobne i nie wpaść w apatię. Szczerze mówiąc miałem dość wszystkiego, a poczucie jakiegoś żalu powoli zamieniało się w uczucie złości i wstydu.

Dlaczego wstydu?

Było mi przede wszystkim wstyd, gdy moi szwedzcy sąsiedzi lub znajomi zadawali mi pytania, na które nie za bardzo mogłem udzielić odpowiedzi. Chodziło o obowiązujące w Polsce zasady podróżowania polityków. Bo nawet prasa i telewizja szwedzka — początkowo ze zdziwieniem, później nieco z ironią — podkreślała, ze było to „typowo po polsku”. Bo nadal jestem nagabywany i nie za bardzo potrafię wyjaśniać, dlaczego w polskim samolocie decyzję o tym, czy lub gdzie ma samolot lądować, nie podejmuje wyłącznie kapitan czy drugi pilot — jak to się dzieje w normalnych krajach — tylko VIP-owski dysponent.

O tym, co wydarzyło się w Tbilisi przed dwoma laty, kiedy po powrocie do kraju pilotów nazwano tchórzami, przypominały teraz wszystkie ważniejsze stacje telewizyjne, włącznie z CNN, szukając analogii w postępowaniu polskich VIP-ów w prezydenckim Tupolewie tuż przed tragicznym lądowaniem w Smoleńsku.

I wszystko wskazuje na to, że cała tragedia przebiegała właśnie według tamtego scenariusza.

Nieszczęścia chodzą parami, o czym przypomina ludowe porzekadło. Przyszło następne cierpienie, powódź, która dla tysięcy powodzian tak naprawdę oznaczała utratę dorobku całego życia.

Zatem następna klęska.

Nie wytrzymałem nerwowo i chwyciłem za telefon. Zwykle ratunku szukałem w dyskusji z Panem Mieciem. Pan Miecio mieszkał niedaleko i kilka razy dziennie wychodził na spacer ze swoim kundelkiem Reksiem. Sam lubiłem spacerować i kiedy spotykaliśmy się, czasem lubiłem pokpiwać z Pana Miecia, mówiąc na przywitanie, że jego piesek z dnia na dzień upodabnia się do swego pana. Pan Miecio miewał zwykle poczucie humoru i nie tylko nie obrażał się, ale podkreślał, że im bardziej będzie upodabniał się do swego Reksia, to tym bardziej będzie przypominał prawdziwego Vikinga, a Szwedki na jego widok będą sikały w majtki.

Dobry humor, trochę kpin i żartów już na początku spaceru sprawiały, że prawie nigdy nie sprzeczaliśmy się. Obaj lubiliśmy politykować i muszę przyznać, że Pan Miecio miewał w miarę trzeźwe spojrzenie na wszelkie wydarzenia i wiadomości nadchodzące z Polski.

Jednak dzisiaj tylko Reksio przejawiał wesołość, a Pan Miecio, rzecz nie spotykana, szedł zupełnie bez humoru.

— I co tam Panie Mieciu? — zagaiłem.— Mamy katastrofę w Smoleńsku, potop i wybory…

— Ano mamy — odpowiedział.

— I co pan na to? — próbowałem zachęcić Pana Miecia do dyskusji.

— Koniecznie chce pan wiedzieć? Przecież wszystko jasne! Jaka prezydentura — taki jej koniec. Dzisiaj niektórzy parafrazują ś.p. Prezydenta i mówią: nie „spieprzaj dziadu”, a „ląduj dziadu” Brzmi to dość wymownie, nie sądzi pan?

— To znaczy? — ponowiłem próbę sprowokowania Pana Miecia do nieco szerszych refleksji.

— PIS i Pan Jarosław mają specjalną melodię do robienia ludziom wody z mózgu. Po pierwsze: taki samolot, jakim jest pasażerski Tupolew nie mógł lądować na lotnisku, gdzie widoczność była mniejsza niż 1100 metrów. Po drugie: każda próba lądowania w takich warunkach — bez dwóch zdań — musiała skończyć się katastrofą, co zresztą się stało. Po trzecie: cały ten lot w otoczeniu elit miał bardziej charakter propagandowy i na koniec zabrakło decydentom rozsądku — stąd tragiczne lądowanie. Zwyciężyła pycha, tyle tylko, że przy tej okazji straciło życie tak wielu niewinnych. Po czwarte: wskazywanie Rosjan jakoby jedynych winnych katastrofy — jest po prostu niemoralne. Jest jasne, że dla Rosjan katastrofa w Smoleńsku jest przysłowiowym „wrzodem na dupie” i trzeba być chorym psychicznie aby doszukiwać się przyczyn właśnie u nich.

— A co Pan sądzi o powodzi? — zapytałem Pana Miecia.

— To wynik zaniedbań jeszcze z czasów PRL-u. Naturalnie, po ostatniej powodzi — 13 lat temu — nie zrobiono nic. Nie można jednak obciążać winą PO — jak to czynią w podtekstach niektóre media. Pan Jarosław postanowił wypłynąć na powodzi w sondażach nieco wyżej, obiecując powodzianom więcej pieniędzy. Jak zwykle, dzieli i daje nie swoje, kłamie. Jest to czysta demagogia, psia krew. — Pan Miecio wyraźnie się zdenerwował.

— No, ale Pan Jarosław zapowiedział pokój i obiecał koniec wojny polsko-polskiej.

— I Pan, panie Andrzejku, w to wierzy? — teraz Pan Miecio wyraził zdziwienie. — Przecież to „agregat”, który myśli wyłącznie o własnej karierze. Część jego elektoratu to prymitywy nie mające żadnych argumentów oprócz gróźb, wulgaryzmów, a nawet rękoczynów. Jego intelektualnym zapleczem jest Ojciec Rydzyk, którego postawa — jako kapłana — jest sprzeczna z powszechną nauką Kościoła, a przede wszystkim jest niezgodna z duchem Ewangelii. Kilka lat temu polscy intelektualiści w proteście przeciwko wypowiedziom i polityce Ojca Rydzyka wystosowali list otwarty do Episkopatu, pod którym podpisało się również wielu księży katolickich. Wielu bowiem uważa, że polityka Ojca Dyrektora jest zagrożeniem dla samego Kościoła i może prowadzić do schizmy. — Pan Miecio westchnął, machnął ręką na pożegnanie i dodał — Podzielili więc nam Polskę „ci tak wielcy PIS-dzielcy”. Chodź Reksiu — ostatnie słowa skierował do pupilka.

 

Od wydawcy: Ponieważ poseł Platformy Obywatelskiej Janusz Palikot w ostatnich dniach postawił szereg odważnych pytań w sprawie katastrofy smoleńskiej, spotkał się z licznymi zarzutami o "szarganie świętości" oraz żądaniami wielu polityków skierowanymi do szefostwa PO o usunięcie posła Janusza Palikota z szeregów tej partii. W odpowiedzi na te zarzuty i żądania został wystosowany List Otwarty do Pana Premiera Donalda Tuska popierający stawiane pytania przez posła Janusza Palikota. Treść listu otwartego została opublikowana w portalu Facebook.
Jeśli zgadzasz się z jego treścią i chcesz poprzeć tę ideę, możesz dołączyć do grupy poparcia.