czytelnia.mobiMobilna e‑czytelnia „e media”

Literatura zawsze pod ręką

Janusz Gembalski: „Fatum” — odcinek 8.


Janusz Gembalski

FATUM

Rozdział V c.d.

Po powrocie wyłożyłem się na kanapie i momentalnie zasnąłem. Było dobrze po północy, kiedy Zula obudziła mnie mówiąc, że mam gotową kąpiel. Również tym razem, chociaż nie była w szlafroku i nie myła mnie, to kiedy spojrzałem na jej dekolt, znowu poczułem swą męskość.

– Cieszę się, że cię podniecam, ale może tym razem zrobimy to w pościeli.

Kiedy wszedłem do sypialni, czekała już na mnie w łóżku, mając na sobie krótką przeźroczystą koszulkę.

Wtuliłem się mocno w jej obfity biust i nawet nie wiem kiedy, zacząłem delikatnie pieścić jej wilgotną szparkę. Zwierzyłem się jej, że największe dotychczas podniecenie sprawiło mi, kiedy w wannie usiadła na mnie w odwrotnej pozycji i kiedy widziałem jej wypiętą pupę.

Spytała mnie, czy kiedykolwiek lizałem cipkę.

– Jeżeli tego nigdy nie robiłeś, to spróbuj. Ja to bardzo lubię, ale nieczęsto mi się to zdarza z klientami, gdyż oni przychodzą nie po to, żeby mnie robić dobrze, tylko abym to ja ich zadowalała. Nadstawię ci ją tak, że będziesz miał całą moją pupę nad sobą i jeżeli ten widok cię tak podnieca, powinno ci być przyjemnie.

Zula przyklęknęła w rozkroku tuż nad moją głową, oparła ręce na wysokości moich bioder i przyginając je w łokciach, wypięła krocze nad moimi ustami. Tuż przed nosem zobaczyłem jej rozchylone wargi, którymi zaczęła muskać mnie po twarzy. Wyciągnąłem język, zanurzyłem w szparce i z przyjemnością zacząłem penetrować jej zakamarki. Po raz pierwszy poczułem jak miły i podniecający może być zapach kobiety. Cipka pachniała świeżo zerwanymi w lesie prawdziwkami w połączeniu z dopiero co zaoraną ziemią. Cały ten bukiet zapachowy był tak podniecający, że już po chwili byłem po wszystkim, nie czując nawet, że Zula złapała go w usta.

Kochaliśmy się do rana chyba ze cztery razy, a kiedy zasypiałem, słyszałem jeszcze o szóstej trębacza na wieży.

Z ledwością mnie dobudziła, tarmosząc za ramię.

– Masz już śniadanie na stole, dzwoniłam do dziekanatu i umówiłam cię na pierwszą.

Byłem kompletnie nieprzytomny i nie docierało do mnie z kim mnie umówiła i po co. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że chyba jest piątek i mam mieć spotkanie w sprawie pracy. Dochodziła dwunasta, więc czym prędzej pobiegłem do łazienki ogolić się i zabrałem się do śniadania. Zula powiedziała mi jak mam tam trafić, jak się pan dziekan nazywa i że zostawia mi zapasowe klucze, gdyż jak przyjdę, to mogę jej nie zastać, bo ma umówioną wizytę u ginekologa.

Punkt pierwsza stanąłem przed obliczem ładnej eleganckiej blondynki. Domyśliłem się, że pewnie jest to ta sama babka, którą Zula widziała pod Wawelem na randce z panem rektorem. Kiedy się przedstawiłem i powiedziałem, że jestem umówiony na 13.00, z uśmiechem zaproponowała, że może mnie poczęstować herbatą, gdyż chwilę będę musiał poczekać. Pan dziekan jest jeszcze na naradzie, która lada chwila powinna się skończyć. Z herbaty nie skorzystałem, ale usiadłem przy stoliczku i grzecznie czekałem jakieś piętnaście minut.

Pani sekretarka zabawiała mnie rozmową, z której wywnioskowałem, że chyba babka jest niewyżyta i każdego faceta traktuje jako potencjalnego kochanka a rozmowę prowadzi tak, aby się bliżej zorientować o zasobności portfela. Moje odpowiedzi były grzeczne, lecz nieco gaszące jej zainteresowania, gdyż wkrótce zabrała się na powrót do pisania.

Czekałem jakieś dwadzieścia pięć minut. Kiedy wszedłem do gabinetu, pan dziekan nie przyjął mnie za biurkiem, tylko usiadł wraz ze mną przy stoliku. Powiedział, że dużo o mnie wie od Zuli i dziwi się, że pomimo młodego wieku mam już dwa doktoraty. Wkrótce znaleźliśmy wspólny temat do rozmowy, gdyż on również był miłośnikiem poezji współczesnej. Był nawet kiedyś osobiście zaprzyjaźniony z Przybosiem i Broniewskim (za którymi zresztą nie przepadałem), lecz bardziej interesowała go literatura emigracyjna, nie obciążona ideologią i cenzurą.

Przyznał się, że skrycie podziwia Miłosza nie tylko za jego poezję, ale za odwagę, iż zdecydował się strzelić tą socjalistyczną rzeczywistością i zdobyć uznanie na Zachodzie. Znał moje kryminalne perypetie, więc rozmawiał ze mną otwarcie i bez skrępowania. Spytał, czy znam poezje klasyczną, a zwłaszcza Petrarkę, gdyż właśnie na ten temat ta studentka ma pisać pracę. Rozmawiał już z jej ojcem i ten ucieszył się bardzo, że znalazł kogoś do pomocy. Badylarz obiecał nawet, że jeżeli córka obroni pracę z dobrą oceną, to dostanę dodatkową premię. Z początkiem tygodnia zadzwoni do mnie – to znaczy do Zuli – i zorganizuje spotkanie, na którym omówię z tym panem wszystkie sprawy organizacyjno-finansowe. Pan dziekan zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, tym bardziej że już na poniedziałek umówił mnie w sprawie korepetycji z dwoma studentami.

Kiedy wróciłem na Floriańską, Zuli jeszcze nie było. Zrobiłem sobie herbatę, dwie kanapki, przeczytałem gazetę i zasnąłem na kanapie. Kiedy się zbudziłem, zapadł już zmrok. Przez szparę w drzwiach zobaczyłem światło w przedpokoju, a więc gospodyni pewnie już przyszła. Zastałem ją w kuchni. Była uśmiechnięta, wesoła i wcale nie było po niej widać, że ma za sobą nieprzespaną noc.

– Obiad, a właściwie kolacja już gotowa. Nie budziłam cię, bo spałeś jak dziecko. Wyobraź sobie, że zaraz po twoim wyjściu przyszedł Wiktor. Wprawdzie nie musiał jeszcze oddawać długu, ale akurat dostał pieniądze i wolał tę sprawę od razu załatwić. Poza tym dorobił komplet kluczy, więc możesz się powoli przeprowadzać.

Uśmialiśmy się, że z moim dorobkiem będę musiał zamówić dwa wozy meblowe, więc chyba jeszcze u niej trochę pomieszkam. Powiedziała, że i tak by mnie nie wypuściła wcześniej niż we wtorek.

Pomimo nieprzespanej nocy znowu rozmawialiśmy i kochaliśmy się jeszcze długo po północy. Wróciliśmy ponownie do tematu odzyskania moich warszawskich rzeczy i wtedy Zula wpadła na pomysł, że ma dobrą znajomą, która jest radcą prawnym w komitecie wojewódzkim. Jutro do niej zadzwoni i może ona mi poradzi, co mam w tej sprawie zrobić. Wspominałem też moich sąsiadów z celi, a ze szczególnym sentymentem Bacę. Cieszyłem się, że przed moim wyjściem załatwiłem sobie z nim widzenie w najbliższą środę.

cdn.